Rządzi naszymi pieniędzmi i jak sama o sobie mówi, to nic wielkiego. Nie podnieca się wchodząc do skarbca, nie mdleje na widok sterty świeżo wydrukowanych banknotów. Karierę zawodową rozpoczęła od pracy w iławskim szpitalu jako salowa. Dziś jest dyrektorem jednego z największych polskich banków w iławskim oddziale – PKO BP.
Jest zodiakalnym bykiem. Urodziła się w kwietniu 1969 roku. Mąż Mariusz, którego, mając 6 lat, poznała na obozie harcerskim. Dzieci: 14-letnia Aleksandra, uczennica gimnazjum przy LO i 2-letni Piotruś, który nosi ksywkę „Piotrowski”.
Justyna Stachurzewska-Plewka uwielbia bigos i gołąbki oraz każdą potrawę z kapusty. Jest wymagająca wobec siebie oraz innych, tego jednak nie lubi w sobie. Czasem zdarza się, że domownicy alarmują słowami – „to nie praca!” Nie ma jednak żadnych kompleksów. Jeździ citroenem C3 i lubi ostrą jazdę.
Edukację rozpoczęła od przedszkola na osiedlu Gajerek. Miała wówczas 2 latka. W szóstym roku życia przekroczyła już próg podstawówki – iławskiej „dwójki”. Potem iławskie liceum, gdzie po zdanej maturze w głowie młodej Justyny powstał pewien niekonwencjonalny, jak na tamte czasy, pomysł.
POLICJANTKA SALOWĄ
– Chciałam zostać policjantką – wspomina Justyna Stachurzewska Plewka. – W tamtych latach nie przyjmowano dziewczyn do szkoły w Szczytnie, więc wymyśliłam sobie, że skończę pedagogikę resocjalizacyjną na Uniwersytecie Warszawskim i wtedy spokojnie dostanę się do policji. Niestety nie udało mi się, to nie było to. Zrezygnowałam po roku, co bardzo zdenerwowało moich rodziców. Wcześniej, zaraz po maturze, poszłam do pracy.
Została salową w iławskim szpitalu.
– Nie chciałam marnować czasu, a praca salowej pomogła mi zrozumieć ludzi i zdobyć szacunek do pracy fizycznej, którą uwielbiam – dodaje pani Justyna. – Kiedy tylko mogę, to łapię za narzędzia ogrodnicze i szaleję na działce taty. Praca fizyczna jest idealnym odprężeniem dla mojego umysłu.
SZKOŁA GŁÓWNA HANDLOWA
Drugie podejście na studia było już bardziej przemyślane. Złożyła dokumenty do Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
– Na ostatnim roku studiów urodziła się Ola – wraca do tamtych dni pani dyrektor banku. – Było bardzo ciężko. Przede mną była obrona pracy dyplomowej, a w ramionach małe dziecko. Jednak udało się i to dzięki mojej mamie Annie, która była na każde zawołanie. Ostatnie dwa lata studiów dojeżdżałam z Iławy. Mieszkaliśmy wtedy u moich rodziców.
Po studiach „zaliczyła” jeszcze studia podyplomowe z finansów i rachunkowości oraz wiele kursów, by podnieść swoje kwalifikacje. Zresztą do dziś jeszcze się edukuje, by być na bieżąco z przepisami i ustawami, które, jak każdy wie, zmieniają się w Polsce jak w kalejdoskopie.
STOŁEK PRZEZ ZASIEDZENIE?
Będąc na ostatnim roku SGH, gdzie jako mama studiowała zaocznie, rozpoczęła pracę w banku PKO BP w Iławie.
– Po obronie pracy dyplomowej zostałam inspektorem kredytowym – dodaje pani Justyna.
Jest w tym dziś chyba najlepsza. W jej zawodowej karierze było wiele firm: Iława, Lubawa, Olsztyn i znów Iława jako zastępca dyrektora oddziału PKO BP.
– Lubię swoją pracę i czuję się zawodowo spełniona – mówi pani Justyna. – Powoli przeszłam kolejne stopnie zawodowe, by dziś zasiąść na tym „wyższym” stołku. Jednak nie zmieniło mnie to w żaden sposób. Znam ten bank dobrze. Przez te 15 lat poznałam pracujących tu ludzi i jego strukturę. Stanowisko objęłam po wygranym konkursie jesienią 2006 roku.
RODZINA PRIORYTETEM
Motto, którym się kieruje w swym życiu, brzmi: „Praca jest ważna, ale rodzina najważniejsza”. Te słowa są jej kierunkowskazem, by nie oszaleć i nie wpaść w pracoholizm. Stąd wzięło się planowanie wakacji, by choć tydzień być razem i tylko dla siebie.
– Wyłączam telefon i zabraniam komukolwiek do mnie dzwonić – zaznacza dyrektor. – Mogą jedynie alarmować w przypadku, gdy pali się bank (uśmiech). Te kilka dni dla mojej rodziny to świętość.
Mąż Mariusz uwielbia góry, ona morze. Córka Ola jeździ wspaniale na nartach, ale pani Justyna jej wyczyny ogląda zawsze z dołu.
– Przeszłam Tatry wzdłuż i wszerz ze swoim ojcem, więc już się nimi chyba „przejadłam” – tłumaczy.
MIŁOŚĆ Z OBOZU
Mając 6 lat, mała Justyna wyjechała na obóz harcerski z dala od domu. Jej tata był wtedy opiekunem młodzieży i dlatego mogła pojechać. Tam też poznała swego obecnego męża.
– Mariusz jest ode mnie starszy o 5 lat – zdradza tajniki początku swego uczucia. – Ja miałam wtedy 6 lat, od razu mi się spodobał. Oczywiście podoba mi się do dziś. No ale wiadomo, że on był już wtedy młodzieńcem, a ja dopiero co wyszłam z pieluch, więc nie zwracał na mnie zbytniej uwagi. Potem po wielu latach znów się spotkaliśmy. Mariusz chodził do tej samej klasy liceum, co mój kuzyn, stąd udawało mi się go widywać. No i tak to się powoli zaczęło. Gdy ja zaczynałam szkołę średnią, on wyjeżdżał na studia na Politechnikę Śląską w Katowicach. Jednak to spojrzenie, zauroczenie z lat dziecięcych było tak silne, że zakończyło się ślubem i dwójką wspaniałych dzieci. Jesteśmy szczęśliwi.
ROZKŁAD DNIA
Budzik dzwoni o 6:00. Potem poranna toaleta. Kto wstaje pierwszy, ten ma najwięcej na nią czasu, bo łazienka w domu pani Justyny jest tylko jedna. Śniadanie przygotowywane jest przez wszystkich domowników.
– Oczywiście tylko „Piotrowski” ma fory, ale to ze względu na wiek – żartuje pani Justyna. – Czasem śniadanie robi córka, ale w większości to ja jestem tą, która wstaje pierwsza. Choć od czasu, gdy urodził się syn, to on jest takim nieobliczalnym budzikiem i wybiera różne godziny pobudki. Gdy jestem w pracy, opiekuje się nim moja mama. Po siódmej wsiadam w samochód i o 7:30 jestem już w banku. Córka do szkoły jedzie autobusem. Mąż pracuje w Lubawie. Moja praca zaczyna się od przeglądania korespondencji i podpisywania przygotowanych pism. Potem, jak to w pracy, bywa różnie. Czasem wychodzę z gabinetu po 15:00, a czasem nawet po 17:00. Bywa i tak, że zabieram pracę do domu. W domu jestem typową mamą i kobietą. Gotuję, sprzątam, prasuję i piorę. Zajmuję się dziećmi. Z córką łączą mnie książki. Dużo czytamy. Ola podrzuca mi nieraz jakieś książki czy czasopisma do przeczytania. Zachęciła mnie, po obejrzeniu filmu, do przeczytania książki „Diabeł ubiera się u Prady”. Stwierdziła już w trakcie kinowego seansu, że film jest straszną porażką w stosunku do książki. Nie myliła się, faktycznie książka jest o wiele lepsza. Ja osobiście uwielbiam powieści Kraszewskiego. Kocham błogie lenistwo i „dni piżamowe”, kiedy mogę cały dzień pałętać się po domu w piżamie. Jednak jest ich coraz mniej...
Pani Justyna robi zakupy tylko w jednym osiedlowym sklepiku i też w jednym się ubiera. Uważa, że ekspedientki znają jej upodobania smakowe i jej gust, więc nie szuka nowych sklepów. Nienawidzi supermarketów.
PIERSI UCHRONIŁY PRZED MANDATEM
Z synkiem łączy ją bardzo mocna więź: wciąż karmi go piersią. Karmienie uratowało ją przed zapłaceniem sowitego mandatu.
– Wiem, że było to „przegięcie” – przyznaje się pani dyrektor. – Wracałam ze szkolenia w Warszawie, a że lubię szybką jazdę, to nawet nie zdałam sobie sprawy, że mam aż tyle na liczniku. A było to… 150 km/h i to w terenie zabudowanym! Zatrzymała mnie policja. Moje tłumaczenie było prawdziwe: spieszyłam się do domu, by nakarmić syna piersią. Widać policjant był młodym tatą i przymknął na to oko, bo wiedział, jak to jest z tym karmieniem.
DOMEK W PLANACH
– Mieszkamy na osiedlu Podleśnym już siedem lat, a mieszkanie kupiliśmy dzięki Kurierowi, z ogłoszenia – o planach mówi pani Justyna. – Jednak zaczyna nam już być za ciasno. Mnie i mężowi brakuje swojego kąta do pracy. Stąd zaczęliśmy myśleć o domku. Mam nadzieję, że plany, jakie mamy, nie zmienią się i już za niespełna dwa lata będziemy się cieszyć domem, ogrodem i tą przestrzenią.
JOANNA MAJEWSKA
Justyna Stachurzewska-Plewka z mężem Mariuszem
i córką Olą na wakacjach na południu Europy