Przed sądem w Iławie toczy się powtórzona rozprawa w sprawie rzekomego szantażu, jakiego mieli się rzekomo dopuścić wydawcy „Nowego Kuriera Iławskiego” na właścicielce masarni z Ząbrowa. Nie wiadomo, gdzie się podział rzekomy dowód oskarżenia: taśma z nagraniem rozmowy.
Przypomnijmy. Sprawa rzekomego szantażu ujrzała światło dzienne po artykule Krzysztofa M. z Tczewa w krajowym tygodniku „Polityka” (teraz jest on świadkiem oskarżenia w sprawie, a wcześniej, od 2000 roku, kierował redakcją konkurencyjnego tzw. „Starego Kuriera” w Iławie, który upadł w roku 2004).
Według autora artykułu, Jarosław Synowiec i Artur Fota mieli rzekomo szantażować emerytowanego wojskowego Zbigniewa P., brata i prawą rękę Barbary Estkowskiej, właścicielki masarni z Ząbrowa koło Iławy.
Rzekomy szantaż polegać miał na tym, że za 10 tys. złotych „Kurier” miał obiecać wstrzymanie artykułu na temat dziennikarskiej interwencji, jaka miała miejsce po tym, gdy jeden z czytelników przyniósł do redakcji zakrwawiony plaster znaleziony w kiełbasie kupionej w iławskim sklepie firmowym ząbrowskiej masarni „B.”
Prowokacja firmy mięsnej jednak się nie udała, gdyż nie tylko do zmyślonego przekazania zmyślonej łapówki nie mogło dojść i nigdy nie doszło, ale również artykuł o plastrze w kiełbasie jednak ukazał się w „Kurierze”, czym zniweczył wersję oskarżycieli.
POCIĘTA KASETA I WYROK
Kluczowym dowodem oskarżenia Synowca i Foty miała być kaseta z nagraniem rozmowy Artura Foty ze Zbigniewem P. na temat pieniędzy dla „Kuriera”. Ekspertyza fonoskopijna wykazała jednak, że nagranie poddane zostało późniejszej ingerencji (cięcia, skasowania) i nie może być traktowane jako dowód, a z utrwalonego na niej przebiegu rozmowy nie wynika, aby miał miejsce jakikolwiek szantaż.
Pomimo tego pierwszy przewód sądowy przed Sądem Rejonowym w Iławie zakończył się we wrześniu 2004 roku skazaniem wydawców „Kuriera” na 8 (Synowiec) i 6 (Fota) miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu.
W uzasadnieniu wyroku wydanego przez asesora Andrzeja Borowego czytamy między innymi:
„(...) Stan faktyczny sąd oparł przede wszystkim na zeznaniach Zbigniewa P. (...). Sąd pominął opinię biegłych w przedmiocie badania fonoskopijnego taśmy (...)”.
SKUTECZNE ODWOŁANIE
Wydawcy „Kuriera” od iławskiego wyroku odwołali się do Sądu Okręgowego w Elblągu, który to wyrok z Iławy uchylił w całości, zarzucając mu „brak konsekwencji” w ocenie zebranego materiału dowodowego oraz „naruszenie reguł postępowania” i zgodnie z regułami kodeksu postępowania karnego skierował sprawę do rozpatrzenia od początku.
Drugi przewód sądowy prowadzi już inny sędzia-asesor Łukasz Dyląg z Wydziału Grodzkiego.
Ostatnia rozprawa odbyła się w ubiegłą środę. Wezwano na nią dwóch świadków: Krzysztofa M., autora artykułu w „Polityce”, oraz Tomasza D., byłego redaktora naczelnego „Gazety Iławskiej”, dziś bezrobotnego.
DRUGA KASETA,
KTÓREJ NIKT... NIE MA
Jako pierwszy przesłuchiwany był Krzysztof M., 55-latek z Tczewa. To właśnie on w swoim artykule cytował – rzekomo z nagranej taśmy – rzekome groźby wydawców „Kuriera” pod adresem brata właścicielki masarni.
W trakcie wcześniejszych przesłuchań okazało się, że prócz pierwszej wspomnianej taśmy (określonej przez biegłych jako niewiarygodna) nagle pojawiła się też druga, z – jak twierdzi oskarżenie – o wiele konkretniejszym nagraniem. Nagranie miał dziennikarzowi z Tczewa dostarczyć Zbigniew P. z masarni. Jak się jednak okazało na powtórzonej rozprawie, Krzysztof M. nagrania tego... nie posiada!
– Po półtora roku mogłem tę kasetę skasować albo z kimś wymienić... Nie wiem... – tak brak dowodowej taśmy tłumaczył Krzysztof M. przed sądem. – Zwykle archiwizuję takie nagrania, ale... tę taśmę skasowałem.
Już wcześniej sąd zobowiązał M. do dostarczenia owej drugiej taśmy. Ten podczas przesłuchania stwierdził, że ją do sądu dostarczył. Potwierdzenia jednak nie posiada: – Wydaje mi się, że dostałem pokwitowanie, ale już go nie mam – tłumaczył się Krzysztof M.
– Problem polega na tym, że w sądowym archiwum nie ma tej taśmy! – mówił sędzia Dyląg. – Proszę opisać osobę, która przyjmowała od pana kasetę.
– To była pani przed trzydziestką, miła, sympatyczna, młodsza ode mnie – odparł M. – Niewiele pamiętam, bo ta kaseta miała dla mnie znaczenie drugorzędne...
PANIKA I KONFRONTACJA
O to, dlaczego kilka osób przywoływanych w artykule „Polityki” (trzech przedstawicieli instytucji państwowych i jeden przedsiębiorca) zaprzeczyło potem, jakoby rozmawiało z M. na temat gangsterskiej działalności „Kuriera”, pytał mecenas Bogusław Sulot, obrońca Synowca i Foty.
– Te osoby wyparły się później rozmowy ze mną, bo panicznie boją się tych panów – Krzysztof M. wskazał w tym momencie na wydawców „Kuriera”.
Na wniosek mecenasa Sulota na następnej rozprawie przeprowadzona zostanie konfrontacja (także wizualna) pracownic sekretariatu sądu ze świadkiem Krzysztofem M. z Tczewa, który upiera się, że nagranie do sądu dostarczył.
ZEZNAJE TOMASZ D.
Tomasz D., dziś bezrobotny, to były redaktor naczelny tygodniowego dodatku do „Gazety Olsztyńskiej”. Temat szantażu dotarł do niego po anonimowym telefonie, jakoby któryś z jego dziennikarzy szantażował właścicielkę masarni.
– Barbara Estkowska powiedziała mi jednak, że to nie o mojego dziennikarza chodzi – opowiadał Tomasz D. – Pytałem, o jaką redakcję chodzi, ale pani Estkowska początkowo nie chciała mi powiedzieć.
Tomasz D. zainteresował się jednak sprawą i – jak twierdzi – ustalił, że chodzi o konkurencyjny tygodnik, właśnie „Kurier”.
– Już wcześniej mieliśmy sygnały na ten temat. Dowody mieliśmy jednak tylko poszlakowe – mówił D. przed sądem i na prośbę sędziego podał konkretny, jego zdaniem, przypadek: – Rozmawiałem z człowiekiem, który opowiedział mi o szantażowaniu właściciela auto-komisu.
Jak mówił Tomasz D., sprzedawca samochodów miał sprawę sądową z niezadowolonymi klientami. W zamian za pieniądze „Kurier” miał nie pisać artykułu o tym konflikcie.
Zeznaniom Tomasza D. zaprzeczył jednak już wcześniej ów właściciel auto-komisu. Zdecydowanie zaprzeczył jakiemukolwiek szantażowi.
Następna rozprawa odbędzie się 2 grudnia o godz. 10:30.
RADOSŁAW SAFIANOWSKI
Mówią wydawcy „Kuriera”:
JAROSŁAW SYNOWIEC i ARTUR FOTA
Przeszkadzamy kilku panom
– Skoro panowie waszym zdaniem nie było szantażu, to dlaczego przedsiębiorcy z Ząbrowa, Zbigniew Pęksiński i jego siostra Barbara Estkowska, oskarżyli was o takowy czyn?
Artur Fota: – Być może wydawało im się, że skoro od pewnego czasu reklamują się w „Kurierze” i akurat negocjują kolejną umowę, to w razie kłopotów ze swoim mięsem nie muszą się obawiać krytyki na łamach. Od początku grozili, że zerwą reklamę i podadzą nas do sądu. Groźby przeszły w czyny: gdy artykuł na temat zakrwawionego plastra jednak ukazał się w „Kurierze”, postawili się zemścić za niekorzystną publikację i fałszywie nas oskarżyli. Tym samym potwierdzili, że ta brudna sprawa dotyczyła jednak ich mięsa. Takie są nasze koszta pokazywania prawdy. Nie pierwszy to, i chyba nie ostatni przypadek.
– Były naczelny „Gazety Iławskiej” Tomasz D. powiedział przed sądem, że już wcześniej słyszał o waszej rzekomo gangsterskiej działalności...
Jarosław Synowiec: – Ciekawe, że Tomasz D. prowadząc „Gazetę Iławską” od zawsze tak ochoczo interesował się konkurencyjnym „Kurierem”, zawsze wszystko o „Kurierze” wiedział, wszystko słyszał... i z tak dużym zapałem roznosił każdą plotkę, notorycznie konfabulował. Moim zdaniem jego osoba nieprzypadkowo od samego początku pojawia się w historii z kiełbasą i masarnią z Ząbrowa.
– Jeszcze pytanie o świadka Krzysztofa M. z Tczewa. On też nie posiada dowodów, ale opinię na wasz temat ma, jak sam powiedział, jednoznaczną. Dlaczego?
Artur Fota: – Drugi, sfrustrowany człowiek, który przez dwa lata kierując tak zwanym „Starym Kurierem” po prostu przegrał z nami rywalizację o lokalny rynek prasowy. Natomiast jego teatr komedii przed sądem z pojawiającymi się i nagle znikającymi taśmami pozostawiam bez komentarza, nie wypada bowiem wchodzić z ocenami w materię dowodową, od tego jest sąd. Na szersze komentarze jeszcze przyjdzie czas.
– Media was nie oszczędzają...
Jarosław Synowiec: – Rozumiem, że chodzi o te media, które na lokalnym rynku nie mogą przeżyć mocnej pozycji „Kuriera”, więc próbują szkodzić nam na wszelkie sposoby, nawet dopuszczając się ewidentnych oszczerstw. Ale samo siebie przechodzi „Radio Eska Iława”. Ilość bzdur, wierutnych kłamstw i ordynarnych manipulacji jest niesłychana. Cały czas zastanawiam się jak to możliwe, że redaktora Jerzego Kalisza ani razu nie widziałem na licznych przecież rozprawach sądowych burmistrza Iławy Jarosława Maśkiewicza, natomiast na rozprawie, w której udział bierze „Kurier”, radiowcy są nie tylko bardzo aktywni, ale do tego jeszcze z tygodniowym nawet wyprzedzeniem „reklamują” nasz proces.
– A co mogą wam zarzucić takie osoby, jak prezes wodociągów Andrzej Kolasiński, burmistrz Susza Jan Sadowski czy przedsiębiorca Jerzy Humięcki, które teraz również was oczerniają?
Jarosław Synowiec: – Andrzej Kolasiński najchętniej potopiłby nas w... wodzie za to oczywiście, że jako pierwsi nagłośniliśmy skandal ze skażeniem wody w iławskich kranach. Jan Sadowski z Susza od dłuższego czasu domagał się od nas, żebyśmy przestali wyciągać brudy i nadużycia w suskim urzędzie. A Jerzy Humięcki chyba do końca swoich dni będzie marzył o pocięciu nas jak kawałki drzewa, bo konsekwentnie alarmowaliśmy opinię publiczną Iławy o szykującym się wyprowadzeniu wyspy Wielka Żuława z majątku miasta, więc dzięki nam kilku panom nie udał się interes życia.
rozmawiał:
RADOSŁAW SAFIANOWSKI