Roman Witkowski przeciął sobie siekierą palec. Od momentu jego przyjazdu do iławskiego szpitala do zszycia rany minęło około 9 godzin. Pacjent wypisał się na własne żądanie. Jak twierdzi z tego powodu następnego dnia odmówiono mu zmiany opatrunku. Szpital ustosunkował się do naszych pytań dopiero po 22 dniach.
Przypomnijmy. Do redakcji przyszedł Roman Witkowski z Gardzienia, by poskarżyć się na iławski szpital. Około godziny 9 przeciął sobie palec siekierą, podczas rąbania drewna. Godzinę później był na iławskim SOR-ze, gdzie dowiedział się, że ma uszkodzone ścięgna. Godzinę później skierowano go na oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej. Tam, jak twierdzi, dopiero około godziny 19 zszyto mu ranę.
Lekarz zadecydował, że pan Roman powinien zostać na noc w szpitalu.
NIE ZOSTAŁ W SZPITALU
– Nie mogłem zostać, bo następnego dnia miałem umówioną wizytę w innej sprawie u lekarza w Elblągu – tłumaczy pacjent. – Lekarz na oddziale nie odstąpił od swojego zalecenia, więc poprosiłem o wypis na własną prośbę.
Następnego dnia, po powrocie z Elbląga mieszkaniec zgłosił się do przyszpitalnej przychodni specjalistycznej, ponieważ w karcie informacyjnej leczenia wypisano, że ma się zgłosić na zmianę opatrunku.
– W rejestracji kazano mi przejść do gabinetu lekarza – wspomina pan Roman. – Lekarz tam dyżurujący stwierdził jednak, że nie zmieni mi opatrunku, bo z własnej woli opuściłem oddział. Dodał, że opatrunek mam zmienić na własną rękę. Czuję się skrzywdzony i potraktowany nie po ludzku.
Zapytaliśmy Narodowy Fundusz Zdrowia: czy lekarz miał prawo odmówić pacjentowi zaleconej zmiany opatrunku?
– Lekarz nie powinien odmówić zmiany opatrunku – odpowiedziała Magdalena Mil, rzecznik prasowy olsztyńskiego oddziału NFZ. – Jeżeli pacjent nadal będzie się spotykał z odmową, proszę, żeby skontaktował się z naszą sekcją skarg i wniosków.
STANOWISKO SZPITALA
1 lipca wysłaliśmy w tej sprawie pytania do iławskiego szpitala. Zapytaliśmy m.in., dlaczego pacjent tak długo czekał na zszycie rany, dlaczego potem odmówiono mu zmiany opatrunku oraz czy było to zgodne z przepisami (poprosiliśmy o podanie podstawy prawnej).
Jednoznacznych odpowiedzi na pytania nie dostaliśmy. Joanna Magierek, która zastępowała rzecznika prasowego szpitala, 22 lipca przesłała nam stanowisko placówki w tej sprawie:
„Po przeanalizowaniu dokumentacji medycznej z przebiegu leczenia oraz uzyskaniu wyjaśnień od osób, które w sposób bezpośredni lub pośredni miały styczność ze sprawą, należy stwierdzić, iż postępowanie medyczne personelu wobec pana Witkowskiego było właściwe i zgodne ze sztuką medyczną i wynikało z sytuacji zastanej, to jest rodzaju doznanego urazu”.
Odpowiedzi na nasze pytania nie dostaliśmy, mimo tego, że – co trzeba zaznaczyć – pacjent dał nam upoważnienie do zdobywania informacji na temat sytuacji, która go spotkała.
ŻALE I POUCZENIA
W związku z tym, że ze szpitala dostaliśmy ogólnikowa odpowiedź, całą korespondencję (nasze pytania i komunikat szpitala) wysłaliśmy do Bernadety Hordejuk, która jest koordynatorem-doradcą starosty Macieja Rygielskiego, odpowiedzialnym m.in. za powiatową służbę zdrowia, w tym pracę szpitala. Zapytaliśmy Hordejuk, czy jej zdaniem stanowisko przesłane przez szpital jest odpowiedzią na nasze pytania i czy organ nadrzędny będzie tę sprawę wyjaśniać.
Na nasze pytania Hordejuk nie odpowiedziała. Udzielenie odpowiedzi scedowała na Marię Jaworską, która w starostwie jest dyrektorem w wydziale organizacyjnym, spraw obywatelskich, zdrowia i bezpieczeństwa.
– Jak w każdej tego typu sprawie została w szpitalu wdrożona szczegółowa procedura wyjaśniająca zaistniałe zdarzenie – czytamy w odpowiedzi. – Analizie została poddana dokumentacja medyczna i o przedstawienie stanowiska został poproszony cały personel uczestniczący w procesie leczenia Pana Romana Witkowskiego. Wynik jest jednoznaczny: wszystkie procedury dotyczące przygotowania, przebiegu zabiegu jak i zapewnienia bezpieczeństwa zostały zachowane.
Jaworska twierdzi, że wszystkie niezbędne świadczenia zostały pacjentowi udzielone, również te w poradni.
– Nie znamy powodów, z jakich pan Witkowski postanowił prowadzić dialog ze szpitalem na łamach państwa gazety – kontynuuje Jaworska. – Pan Witkowski nie przekazał Państwu bardzo istotnych informacji, a te które przekazał są nieprawdziwe. Z tego względu uznajemy, że niewłaściwym miejscem na rozstrzygnięcie tej sprawy jest Państwa gazeta, zwłaszcza, iż opublikowaliście już krzywdzący szpital artykuł (co ciekawe, sam szpital nie zaprzeczył żadnej treści podanej przez nas w artykule! - red.), wprowadzając w błąd opinię publiczną i NFZ, a przecież ustawa z dnia 26 stycznia 1984 r. prawo prasowe zobowiązuje dziennikarzy do zachowania szczególnej staranności i rzetelności przy zbieraniu materiałów prasowych, zwłaszcza do sprawdzenia zgodności z prawdą uzyskiwanych wiadomości (pytania wysłane do szpitala, a potem, wobec braku jasnych odpowiedzi, także do starostwa, są tej rzetelności właśnie dowodem! - red.).
NATALIA ŻURALSKA
– Czuję się skrzywdzony i potraktowany nie po ludzku – powiedział Roman Witkowski po tym, jak w iławskim szpitalu odmówiono mu zmiany opatrunku
Starosta Maciej Rygielski, szef instytucji, pod którą podlega iławski szpital
Bernadeta Hordejuk to doradca-koordynator zatrudniony w starostwie, gdzie odpowiada m.in. za pracę szpitala. Jednak skierowane do niej pytania o pracę placówki scedowała na kogoś innego
Odpowiedzi udzieliła za to Maria Jaworska, dyrektor w wydziale organizacyjnym, spraw obywatelskich zdrowia i bezpieczeństwa. Przy okazji pozwoliła sobie wyartykułować kilka żali i pouczeń pod adresem „Kuriera”
DYREKTOR szpitala
odpowiada PACJENTOWI
Roman Witkowski napisał także osobistą skargę do iławskiego szpitala. Dostał na nią odpowiedź od dyrektor Iwony Orkiszewskiej. To jedyne merytoryczne zdanie instytucji w tej historii, do której dotarliśmy dzięki samemu pacjentowi.
Dyrektor szpitala Iwona Orkiszewska twierdzi, że postępowanie z pacjentem było właściwe i zgodne ze sztuką medyczną.
– Przeprowadzenie zabiegu jest poważnym przedsięwzięciem logistycznym i wymaga zaangażowania dużej liczby osób, przygotowania sali operacyjnej i sprzętu medycznego – czytamy w odpowiedzi odnośnie długiego czasu oczekiwania na szycie rany. – Ze względów medycznych ważnym jest, by przy zabiegach od momentu spożycia ostatniego posiłku upłynęło 4-6 godzin.
Orkiszewska wyjaśnia też pacjentowi, że następnego dnia nie zmieniono mu opatrunku, bo w ocenie lekarza nie występowało zagrożenie życia i zdrowia. Brak rejestracji na wizytę spowodowany zaś był brakiem miejsc tego dnia. Świadczenie zostało udzielone dwa dni później, co i tak dyrektor uznała za tryb pilny. (nż)