„Kobiety do garów”...? Ależ! Nic bardziej mylnego! KAROLINA PALCZEWSKA z Ząbrowa opowiada, jak się pracuje za kierownicą ciężarówki i autobusu. Aktualnie dziewczyna jest zatrudniona w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Olsztynie. Opowiada nam o swojej miłości do wielkich maszyn.
NATALIA ŻURALSKA:
– Panie coraz częściej zasiadają za kierownicami autobusów miejskich, a przedsiębiorcy komunikacyjni coraz częściej nie mają oporów, by zatrudniać kobiety. Jak udało się dostać pracę w MPK Olsztyn?
KAROLINA PALCZEWSKA:
– To prawda. Kierowcami autobusów miejskich zostaje coraz więcej kobiet. Jednakże żeby dostać tę pracę, trzeba wykazać się umiejętnościami i wiedzą.
– Jak to wyglądało w pani przypadku?
– Początkowo musiałam przejść rozmowę kwalifikacyjną, następnie zaliczyć teoretyczne i praktyczne testy wstępne, potem przejść tygodniowe szkolenie i w końcowym etapie zdać egzaminy.
– Czy była sytuacja, w której poczuła się pani dyskryminowana? Ktoś powiedział: „O Boże, kobieta...”?
– Moje początki w zawodzie kierowcy były trudne. Mimo że zapotrzebowanie jest duże, często słyszałam w słuchawce „my kobiet nie zatrudniamy”. Jeśli jednak chodzi o zabawne reakcje, to również było ich sporo. W szczególności, kiedy jeździłam ciężarówką i ktoś przyszedł poinformować mnie, że zwolniła się rampa. Po otwarciu drzwi słyszałam zdziwienie: „O Boże, kobieta...”. Bardziej mnie to śmieszyło, niż denerwowało.
– Kiedy i w jakich okolicznościach postanowiła pani zostać kierowcą autobusu?
– Myślałam o tym, robiąc już prawo jazdy na ciężarówkę. Zawód kierowcy ciężarówki to życie samotnika, a ja lubię towarzystwo. Co więcej, postanowiłam kontynuować studia, więc musiałam podjąć taką pracę, by mieć czas na naukę i uczestnictwo w zajęciach. Praca w MPK mi to umożliwia.
– Jakie kategorie prawa jazdy pani posiada?
– Wszystkie. Moje prawo jazdy traktuję trochę jak trofeum.
– Czy jeździła pani innymi, większymi maszynami? W jakich okolicznościach?
– Tak jak wcześniej wspomniałam, oprócz autobusu jeździłam jeszcze samochodami ciężarowymi. Żeby było ciekawiej, jeździłam zestawem solo plus przyczepa. To często budziło największe zdziwienie. Jeden ze starszych kolegów po fachu nazywał mnie „kamikadze”. Największą jednak frajdę sprawiło mi prowadzenie wozu strażackiego.
– Skąd pani zdaniem wziął się stereotyp, który mówi, że panie są gorszymi kierowcami od panów?
– Nie wiem. Moim zdaniem nie można uogólnić, że to mężczyźni lepiej jeżdżą niż kobiety. Wśród przedstawicieli obu płci zdarzają się fatalni kierowcy, jak i bardzo dobrzy. Uważam, że styl jazdy opisuje bardziej osobowość człowieka niżeli płeć.
– Bawiła się pani lalkami w dzieciństwie, czy raczej grała w wojnę i ścigała się z chłopakami na rowerach?
– Z racji tego, że jestem z wioski, dzieciństwo spędziłam na podwórku. Nie było drzewa w pobliżu mojego domu, na które bym się nie wdrapywała. Wakacje natomiast zawsze spędzałam na gospodarce u dziadków. Tam nauczyłam się powozić ciągnikiem, a wujek czasami zabierał mnie ze sobą na kombajn. Także duże maszyny nigdy mnie nie przerażały. Rodzina często wspomina, że „Karolinka to od dziecka jak kot – własnymi drogami i nikogo nie słucha”. Jeśli jednak chodzi o zabawki, to w przedszkolu byłam nierozłączna z różowo-zieloną, małą ciężarówką. Tak lubiłam tę zabawkę, że rodzice kupili mi pod choinkę „dużą” ciężarówkę, którą mam do tej pory.
– Czyli zainteresowanie motoryzacją pojawiło się już w dzieciństwie?
– Tak. Zaraził mnie tata. Zamiast interesować się, jak mama piecze ciasto, dla mnie ciekawszym było, jak tata ładuje akumulator. Spośród trzech córek to ja zawsze byłam „synkiem”. W wieku 14 lat za dobre wyniki w nauce dostałam od rodziców skuter i od tamtej pory jestem zmotoryzowana. Kiedy skończyłam 18 lat, zrobiłam prawo jazdy na samochód i motocykl. I to właśnie jazdę motocyklem uważam za najprzyjemniejszą ze wszystkich.
– A kiedy robiła pani prawo jazdy na autobus i ciężarówkę? Jak pani wspomina ten czas?
– Prawo jazdy na ciężarówki robiłam w 2016 roku, a na autobusy w 2017. Zdanie tych egzaminów nie należy do najprostszych rzeczy, jednakże bardzo dobrze wspominam ten czas. Kiedy robiłam prawo jazdy na ciężarówki, miałam dużo czasu. Byłam wtedy bezrobotna, ponieważ potrzebowałam półrocznej rekonwalescencji po ciężkiej operacji, którą przeszłam. To, plus opieka świetnych instruktorów, pozwoliło mi dobrze się przygotować i zdać za pierwszym razem.
– Czy zanim została pani kierowcą w MZK i firmie transportowej, próbowała szukać pracy w bardziej typowych dla kobiet zawodach?
– Nie. Nigdy nie ciągnęło mnie do typowo damskich zawodów. Ja lubię wyzwania.
– Zaliczyła już pani jakiś słupek?
– Nie słupek a drzewo, a konkretnie wystającą gałąź. Na szczęście nie było to nic poważnego. Oberwała trochę górna część przyczepy. Z racji tego, że były to moje początki, przejęłam się okropnie. Nie mogłam spać całą następną noc. Jednakże w tym zawodzie do takich rzeczy trzeba przywyknąć.
– Zna się pani też na mechanice? Jak autobus wysiądzie, to poradzi sobie pani na trasie?
– Nie jestem mechanikiem. Jako kierowca komunikacji miejskiej nie jestem nawet uprawniona do napraw „na własną rękę”. Z drobnymi usterkami jednak na pewno sobie poradzę. Miewałam takie sytuacje, kiedy byłam „truckerką”, że byłam zdana sama na siebie. W każdym razie, jeśli inni kierowcy widzieli, że coś mi się przytrafiło, zawsze mogłam liczyć na pomocną dłoń. Kiedy złapałam gumę na trasie, wzbudziłam niemałe zainteresowanie i zaraz znalazło się kilka osób do pomocy.
– Nogę ma pani ciężką?
– Nie. Kieruję się zasadą „dobry kierowca, to bezpieczny kierowca”. Zawsze staram się być rozsądna i przewidywać. To bardzo niebezpieczny zawód i chwila nieuwagi może doprowadzić do tragedii.
– Jak panią traktują koledzy z pracy?
– Do tej pory wszyscy traktowali mnie bardzo życzliwie. Koledzy z pracy są bardzo pomocni. Każdy „świeżak” ma mnóstwo pytań i nie spotkałam się – jak na razie – z odmową pomocy. Wręcz przeciwnie. Każda kobieta-kierowca ma tę presję, że chce dorównać kolegom. Co się później okazało, to często oni odczuwali większą presję, żeby przypadkiem nie wypaść gorzej niż kobieta.
– Jak na pani pracę zareagowali najbliżsi?
– Moi najbliżsi zdziwiliby się, jeśli przestałabym mieć nowe pomysły. Mój chłopak żartobliwie mówi, że jakikolwiek pomysł nie wpadłby mi do głowy, już obmyślam plan jego realizacji. Od zawsze miałam dość nietypowe idee. Bliscy nieustannie mnie jednak we wszystkim wspierają. Wiem, że nie jest ważne, czy mi się uda czy nie, oni są ze mnie dumni. Mam w nich ogromne wsparcie. Moi rodzice zawsze mi mówili, że mogę być, kim tylko zechcę.
– A co pani robi w wolnym czasie? Zamiast pism kobiecych czyta gazety motoryzacyjne?
– Czasopisma i książki, które czytam hobbistycznie, są najczęściej o tematyce historycznej, ponieważ jestem z wykształcenia historykiem wojskowości. Jednakże głównie mój wolny czas poświęcam na moje dwie największe pasje poza pracą. Pierwsza to śpiew. Realizować się w tym mogę dzięki zespołowi Iława Gospel Singers, których traktuję i kocham jak drugą rodzinę. Drugą pasją jest Ochotnicza Straż Pożarna w mojej rodzinnej wsi – w Ząbrowie. Należę do jednostki od 15. roku życia. Straż pożarna w dużym stopniu przyczyniła się do ukształtowania u mnie poglądu, że nie ma zajęć przeznaczonych wyłącznie dla mężczyzn czy wyłącznie dla kobiet, a tylko my sami stawiamy sobie bariery.
– A kiedy nie prowadzi pani autobusu ani ciężarówki, nosi pani czasem szpilki?
– Chociaż szpilek nie zaliczam do najwygodniejszych butów, to lubię czasem wyglądać kobieco, chociaż moja praca i hobby na to nie wskazują.
KAROLINA PALCZEWSKA
Wiek: 24 lata.
Skończona szkoła: Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu na kierunku wojskoznawstwo, studia I stopnia.
Aktualna uczelnia: Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie, kierunek: administracja, studia II stopnia.
Miejsce zamieszkania: aktualnie Olsztyn (pochodzi z Ząbrowa pod Iławą).
Karolina Palczewska, jak tylko została pełnoletnia,
zdała prawo jazdy na motocykl i samochód osobowy.
To jazdę jednośladem uważa za najprzyjemniejszą
Ząbrowianka za kierownicą ciężarówki
Karolina Palczewska dziś zawodowo prowadzi
miejskie autobusy w Olsztynie