TADEUSZ LISTKOWSKI
Przeczytałem materiał Radka Safianowskiego o przebiegu Zjazdu Miejsko-Gminnego SLD w Iławie. Pod zdjęciem czytamy: „W zjeździe jako zaproszony gość uczestniczył Tadeusz Listkowski, felietonista Nowego Kuriera”. Nie będę zdziwiony, jeśli ktoś z szanownych Czytelników wzruszy ramionami: a co to za wydarzenie ten Listkowski? Chwali się czy co? Odbiło mu. Ano właśnie!
Aby zostać zaproszonym gościem, wysłałem listownie prośbę do Zarządu Miejsko-Gminnego SLD o umożliwienie mi uczestnictwa w zjeździe. Wówczas koledzy z zarządu SLD po burzliwej dyskusji przegłosowali, że mogę uczestniczyć w zjeździe.
Przypuszczam, że powodem aż głosowania w sprawie mojej skromnej osoby były krytyczne uwagi o pracy iławskiego SLD. No, ale pisałem też pozytywnie. Np. o zwycięstwie nowego burmistrza Jarosława Maśkiewicza.
Większość członków zarządu wypowiedziała się „za” moim udziałem w zjeździe. Początkowo postanowiono, aby zaprosić mnie wyłącznie ustnie, ale... zacietrzewionych była mniejszość. Pragnę podziękować kolegom za doręczenie oficjalnego zaproszenia. Oprócz osobistej sympatii, nie mogę niczego obiecywać. Ciśnie się na usta pytanie: czy trzeba aż głosować, żeby zaprosić na zjazd felietonistę i komentatora? (z sercem po lewej stronie).
Tu tekstu o meritum zjazdu nie będzie. Materiał Radka Safianowskiego oddaje merytoryczną, i nie tylko, atmosferę zjazdu. Pragnę zauważyć, że delegaci przede wszystkim pochłonięci byli wyborem na stanowiska partyjne. Najbardziej programowo, z krytycznymi uwagami, wystąpił Stanisław Żygadło (nie tylko moim zdaniem). Stanisław to solidny działacz polityczny i radny SLD.
* * *
Reakcje szanownych Czytelników na moje felietony bywają różne. Przykłady przedstawiałem już kilka razy. Moi przyjaciele, sympatycy SLD i obozu Jarka Maśkiewicza zarzucili mi na towarzyskich spotkaniach:
„Trzymałeś Tadeusz palec w dupie Żylińskiego. I to nam się nie podobało”.
Powtórzę to po raz enty! Popierałem i będę nadal popierał każdego działacza publicznego, który aby tylko pracuje dla dobra Iławy i jej rozwoju. Bez względu na przynależność partyjną! Oczywiście, że nie bezkrytycznie. Z autentyczną wiarą w powodzenie poparłem inicjatywy gospodarcze Adama Żylińskiego. Niepokoiłem się o ich los. Najbardziej przychylnie wsparłem formę demokracji bezpośredniej, czyli wiosną ubiegłego roku ankiety z trzema pytaniami do mieszkańców. Ludzie w 80% wypowiedzieli się „za” inicjatywami Żylińskiego, w tym m.in. – jak można domniemywać – za takimi jak koncernu OETKEN.
Jeżeli ktoś totalnie neguje działalność pana Żylińskiego, to niech nie wychodzi z domu. Może poparzyć sobie stopy nad Małym Jeziorakiem, stracić słuch od koncertów i okrzyków kibiców z amfiteatru oraz hali widowiskowej, a także rozczarować się pracą w Mazurskich Meblach International. Nigdy natomiast nie zgadzałem się z Żylińskim w kwestii dobrobytu, który niesie liberalizm.
Zmieniły się zasady demokracji wyborczej. Społeczeństwo tym razem bezpośrednio wybrało nowego burmistrza Iławy (a raczej zaprotestowało przeciwko dotychczasowemu). Wcześniej Żylińskiego wybierała Rada Miejska. To także należy uszanować. Tak stanowiła demokratyczna ordynacja wyborcza.
Nie jestem homoseksualistą. Jestem, jeżeli już, to homo, ale politikus. Szanowni koledzy z SLD! Jesteście złośliwi i mało roztropni. Nikomu nie trzymam palca w tyłku. Proponuję: pilnujcie własnych...
* * *
Szanowny panie
Zygmuncie Wyszyński! Troszeczkę pan przesadził z kategorycznym twierdzeniem, że w PGR-ach nie było kultury. Tak naprawdę dzisiaj, po wielu latach, nie ma o co kopii kruszyć. Pan oczywiście zgadza się, że trzeba było te wstrętne gniazda komunizmu likwidować, a pracowników indoktrynować na liberalizm!? Chwała PZPR-owskiemu, a później nagle unijnemu profesorowi, który zapalił światło liberalizmu w Polsce!? Tak, czy nie? Czy widział pan płaczącego człowieka, głowę rodziny, byłego PGR-owca?
Wracając do braku kultury. PGR-y dysponowały lokalami przeznaczonym na świetlice. Odbywały się tutaj nie tylko partyjne zebrania. Niech pan zapyta Janka Cwalinę, odpowie panu. Do PGR-ów jeździli pisarze i poeci, funkcjonowały punkty biblioteczne, odbywały się różnego rodzaju spotkania (nie tylko z partyjnymi dygnitarzami), występowały zespoły artystyczne. Niektóre gospodarstwa posiadały własne zespoły. Kino objazdowe docierało systematycznie. Uczyły się dzieci i miały otwarte drzwi do liceów i wyższych uczelni. Uzyskiwały stypendia. Czy to ma znaczyć, że kultura była najniższa?
A dzisiaj, w salonach burżuazji III RP jest wyższa? Erudycja i elokwencja jest lepszej jakości? Zwłaszcza wśród młodzieży? Niech pan posłucha blokersów na osiedlach. Przewyższają jędrnością języka wszystkie grupy nieformalne, a zbliżają się do oświeconych kapitalistów, kiedy ci spotykają się na bankietach i rautach. Pipeczka to nie dupa, prawda?
A Sejm? Jeżeli w PGR-ach język był prostszy i nawet toporny, to dzisiejsi panowie szlachta pierdolą finezyjnie w rytm szeleszczącego euro. PGR-ów już nie będzie, natomiast możemy spodziewać się rozwoju gett upodlenia człowieka biednego. Z Unijnego szamba, bo Unia Europejska, jak każde gospodarstwo rynkowe, też posiada swój kibel.
* * *
Od niedawnego zjazdu ilawskiego SLD dręczy mnie casus Marcina Woźniaka. Chciałoby się napisać: casus paseudeus, czyli paskudna sprawa. Demokratyczne wybory partyjne spowodowały, że Marcin został z hukiem wyeliminowany z ważniejszych funkcji SLD.
Młody człowiek, który od kilku lat oddawał się pracy w Sojuszu (można powiedzieć: bez reszty). Nie wspomnę o funkcjach, wielu artykułach w NKI, polemikach z prawicą, z byłym burmistrzem i, co najważniejsze, w organizowaniu kampanii wyborczej SLD. Szczególnie w momencie zagrożenia wyboru Jarosława Maśkiewicza na stanowisko burmistrza. Pamiętam biuletyn „Lewica”? Kto najwięcej trudu i pracy włożył w jego wydawanie? – mimo, że nie zawsze wręczano mu tradycyjne czerwone róże. Laury tymczasem często zbierał ktoś inny.
Marcin to młody, porywczy, ale skuteczny i przyszłościowy działacz partii. Szargany z wielu stron, nawet na pomniku zbezczeszczonym przez gnojków udających polityków. No i zjazd SLD, gdzie partyjni koledzy lekką ręką na karteczce przekreślili trud młodego człowieka. Pracę jakiej nikt dotychczas nie wykonał w iławskim SLD. Koledzy nie dali mu szansy. Zazdrość, zawiść? Może kogoś wyprzedzić? Może wyszedł za daleko przed szereg... Cóż, demokracja niejedno ma imię. SLD nie kończy się w Iławie. O tempora! O mores! O czasy! O obyczaje!
Marcin Woźniak – radny Rady Miejskiej w Iławie. Najpierw obdarzony zaufaniem i wpisany na listę kandydatów Sojuszu. Następnie zdradzony w sposób... demokratyczny. Nie lubię pisać o teoriach spiskowych w demokracji. Czuję, delikatnie mówiąc, niesmak. Moim zdaniem Marcin Woźniak nie stanie w miejscu. Czasy i ludzie zmieniają się...
TADEUSZ LISTKOWSKI-NIKT