Noc z soboty na niedzielę. Tłumy szaleją w iławskim klubie Alex. Wśród nich jest Łukasz Balewski i jego koledzy. Dla nich zabawa kończy się o 4 rano. Zostają napadnięci i pobici w sali tanecznej. Łukasz trafia do szpitala, gdzie rozpoczyna się walka o jego oko, w którym utkwił kawałek stłuczonego kufla.
Alex jest jedną z największych dyskotek w powiecie. Bawi się w nim Iława i okolice. Są też goście z Nowego Miasta, Ostródy. Dobra muzyka, nowoczesny wystrój i... atmosfera strachu ściągają tu prawdziwe tłumy. Łukasz Balewski (lat 22) z Krotoszyn (gm. Biskupiec) chciał się tylko pobawić. Nie pił, bo przyjechał samochodem.
– Około trzeciej rano zadzwonili do mnie koledzy – opowiada przez telefon Łukasz. – Pytali, czy jestem w Alexie. Stwierdzili, że przyjadą do mnie.
Mężczyzna pamięta, że zszedł na dół po kumpli. Kupili bilety, weszli na górę, gdzie można było potańczyć. W barze kupili coś do picia i usiedli w jednej z lóż.
– Siedziały z nami dwie dziewczyny – wspomina Łukasz. – Moi dwaj koledzy stwierdzili, że rozejrzą się po sali. Poszli. Wrócili po około trzech minutach. Nie usiedli w loży, tylko tyłem oparci o stolik rozglądali się po sali.
W tym samym czasie obok didżejki zaczęła zbierać się grupa młodych ludzi.
– Znałem ich z widzenia – mówi Łukasz. – Uczyłem się w Iławie i dużo czasu w niej spędzałem. To byli kibice Jezioraka. Patrzyli na nas tak jakoś dziwnie. Pamiętam, powiedziałem kolegom, że coś mi tu nie pasuje i zaraz chyba „coś” będzie.
W stronę stolika poleciały butelki i kufle. Łukasz miał pecha. W jego oko wbił się kawałek szkła.
– Poczułem silny ból w oku – mówi. – Czułem, że coś jest nie tak. Przestraszyłem się, że oślepnę. Chciałem wyjść, ale przewrócili się na mnie jacyś chłopcy. Jak już udało mi się wydostać, pobiegłem do barmana z prośbą o pomoc.
Barman nieźle przestraszony wezwał pogotowie. Łukasza schowano na zapleczu. Chłopak czuł się na tyle źle, że przy pomocy barmana zszedł na dół, gdzie miało zajechać pogotowie.
GDZIE BYŁA POLICJA?
Podczas gdy w Alexie trwała rozróba, na zewnątrz przed lokalem stał radiowóz. Jak mówią świadkowie, policjanci stali tylko i patrzyli, co się dzieje. Nie reagowali na zamieszki.
– Jak już byłem na zewnątrz to zobaczyłem, że na parkingu stał radiowóz, a przed nim policjanci, którzy tylko kazali mi poczekać na karetkę – mówi Łukasz. – Na tym mój kontakt z policją się skończył. Nic ich nie obchodziło.
Nie było pytań: kto, co, jak i kiedy. Obojętność, nic więcej. Łukasz w obecności policjantów miał tylko czekać na pogotowie. Był ofiara pobicia, policjanci o tym wiedzieli i nie pytali.
Po przewiezieniu do izby przyjęć iławskiego szpitala, Łukasza natychmiast przetransportowano do Olsztyna, gdzie trzy godziny później przeszedł operację oka.
– Syn miał szczęście – wspomina Stanisław Balewski, ojciec poszkodowanego. – Szkło trafiło go w róg oka, a nie źrenicę. Chociaż wtedy, tuż po zabiegu pani doktor powiedziała, że niestety syn raczej nie będzie widział... Myślałem, że zwariuję.
Sławomir J. z Biskupca, jeden z kolegów Łukasza, zupełnie nie rozumie zachowania policjantów, którzy stali pod Alexem.
– Na górze, kiedy byliśmy bici, wszystko działo się bardzo szybko – opowiada. – Leżałem na podłodze. Jak tylko udało mi się podnieść, zacząłem uciekać. Ze mną pobiegli koledzy, którzy również byli bici. Na schodach znowu oberwaliśmy. Nie widziałem, żeby ktoś z ochrony lokalu interweniował. Uciekliśmy w końcu na zewnątrz. Kolega chciał przytrzymać drzwi wejściowe do klubu, żeby tamci nas nie dorwali.
Wtedy znalazła się ochrona klubu, ale tylko po to, żeby... rozkazać uciekającym chłopakom otworzenie drzwi!
– Wybiegliśmy na dwór – opowiada Sławek. – Wtedy zobaczyliśmy, że obok sali stoi radiowóz, a obok policjant. Myśleliśmy że jesteśmy uratowani. Krzyknąłem: „Biją nas!”. Nie było żadnej reakcji. Policjant nic nie powiedział. Koledzy zaczęli krzyczeć, że nasi oprawcy nas gonią. Zaczęliśmy dalej uciekać.
BRAT WZIĄŁ SPRAWY
W SWOJE RĘCE
Marcin Balewski (lat 29), brat Łukasza, pierwszy raz w iławskiej komendzie policji zjawił się następnego dnia – w niedzielę wieczorem. Oficer dyżurny powiedział, że słyszał o tym zdarzeniu. Poprosił go, aby przyszedł następnego dnia. Marcin Balewski tak też zrobił.
– W poniedziałek spotkałem się z naczelnikiem, który zachował się w porządku – mówi Marcin. – Powiedział mi, że mogę złożyć zawiadomienie o przestępstwie i tak też zrobiłem. Zostałem przesłuchany. Podałem pseudonimy oprawców mojego brata i środowisko, w jakim się obracają. Wiem, że tego samego dnia zatrzymano dwóch z nich.
Ruszyła wreszcie policyjna machina. Kolejni świadkowie, kolejne przesłuchania.
– Policjanci z sekcji kryminalnej zatrzymali dwóch z trzech sprawców pobicia: Leszka J. i Krzysztofa K. – mówi Sławomir Nojman, rzecznik iławskiej policji. – Postawiono im zarzut pobicia i ciężkiego uszkodzenia ciała. Grozi im do 10 lat więzienia. Jak zeznał pokrzywdzony, sprawcy rzucali w niego, również w inne osoby przebywające z nim w lokalu, kuflami i butelkami, a także bili i kopali.
Poszkodowani jednak twierdzą, że bijących było więcej – sześciu, siedmiu.
OBSŁUGA: NIE BYŁO POBICIA
Właścicielka dyskoteki upiera się przy swoim, że żadnego pobicia nie było.
– Żadne pobicie nie miało miejsca – powiedziała nam przez telefon. – Wiem, że komuś szkło odskoczyło w oko. Pracuję na dole, a wypadek zdarzył się u góry. Owszem, była tuż przed zamknięciem policja, pytała o jakieś pobicie, ale im powiedziałam to samo: pracuję w szatni i nic nie widziałam.
Zapytaliśmy więc, gdzie była ochrona lokalu?
– Na sali – odpowiada właścicielka.
Zaskakujący jest fakt, że nikt nie widział i nie reagował na bójkę. Dwóch ochroniarzy lokalu powiedziało policji to samo – żadnej bójki nie było.
Rozmawialiśmy przez telefon z Krzysztofem K., podejrzanym o pobicie Łukasza. Ten potwierdza, że ochrona na sali była i nawet rozdzielała bijącą się młodzież.
DWA DNI CISZY
Łukasz został pobity w nocy z soboty na niedzielę (16-17 grudnia). Mimo uszkodzonego poważnie oka, nikt z policji nie kontaktował się ani z nim, ani z innymi zainteresowanymi w tej sprawie. Dopiero w poniedziałek, po złożeniu zawiadomienia o przestępstwie przez jego brata, rozpoczęły się przesłuchania.
Jak ustaliliśmy, przed 5:00 rano w niedzielę, do Alexa udała się iławska dochodzeniówka, która po rozpytaniu pracowników klubu pracę nad tą sprawą... zakończyła. Brak dowodów, brak świadków.
Łukasza, ze względu na pobyt w szpitalu w Olsztynie, przesłuchiwali tamtejsi funkcjonariusze.
– Policjanci, którzy mnie przesłuchiwali, też mówili, że okoliczności wypadku są dziwne – wspomina.
ZGŁOSIŁ DOPIERO LEKARZ
– O 4:35 lekarz izby przyjęć iławskiego szpitala zgłosił dyżurnemu policji o pobitym Łukaszu Balewskim z ciężkim uszkodzeniem ciała – mówi Piotr Mateusiak, komendant iławskiej policji. – O 4:50 do dyskoteki udali się policjanci z sekcji dochodzeniowej. Na miejscu rozpytali ochronę lokalu i właścicielkę. Ci stwierdzili, że do żadnego zdarzenia nie doszło. Nie było innych świadków. Kontakt z poszkodowanym był niemożliwy.
Zgodnie z procedurami, przy pobiciu, gdzie są poszkodowani korzystający z pomocy lekarskiej, policjanci powinni pojechać do szpitala i sprawdzić stan poszkodowanego. Od tego zależy kwalifikacja czynu i to, czy dochodzenie wszczynane jest z urzędu. Jednak obecny na miejscu patrol policji zaproponował Łukaszowi tylko „poczekanie” na pomoc w swoim towarzystwie. Policjanci nie wykazali najmniejszego zainteresowania chłopakiem z uszkodzonym okiem! Jakby nic się nie stało!
MIELI OBOWIĄZEK!
– Przecież gdy patrol policji natychmiast zareagował, można by było na miejscu zatrzymać oprawców! – mówi Marcin Balewski. – Zupełnie tego nie rozumiem...
Jak w takiej sytuacji powinien zachować się policjant?
– Obowiązkiem policjanta jest reagowanie na każde przestępstwo, jakiego jest świadkiem – mówi Anna Siwek, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. – Należy, jeśli niemożliwa jest rozmowa z poszkodowanym, jak najszybciej odnaleźć świadków zdarzenia i zabezpieczyć dowody przestępstwa.
STRACH I BEZSILNOŚĆ
Takie wydarzenia to nie pierwszyzna w Alexie. Ludzie wiedzą, ludzie milczą, ludzie się boją, a obsługa ogląda sufity...
– Dwa miesiące temu pobito mojego znajomego – opowiada anonimowa rozmówczyni. – Działo się to tuż przed wejściem do Alexa. W drzwiach wejściowych do klubu stała ochrona i właścicielka. Kolega leżał na ziemi, a kilku młodych ludzi go kopało. Wezwaliśmy policję. Sprawcy pobicia oczywiście uciekli. Wskazaliśmy ochronę i właścicielkę klubu jako świadków zajścia. Ci stwierdzili, że nic nie widzieli! Kolega w efekcie pobicia miał złamaną szczękę.
Inne osoby pytane o Alex nie chcą ujawniać swoich danych. Zgodnie twierdzą – o guza tam łatwo. Wiedzą też, że za każdym razem nie ma winnych ani sprawców. Jest tylko poszkodowany, który na koniec wychodzi winnym zamieszania. Przypomnijmy o dwóch dźgnięciach nożem, jakie miały tam miejsce w mijającym roku. Nie było świadków, nie było winnych.
„GÓRA” WYJAŚNI
ZACHOWANIE PATROLU
Komendant powiatowy policji w Iławie zobowiązał się do przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego w sprawie patrolu, którzy według świadków biernie zachował się pod Alexem, w czasie opisanego zdarzenia.
– Jeśli ktoś ma zastrzeżenia do pracy policjantów, może złożyć skargę do powiatowego lub wojewódzkiego komendanta policji – mówi Anna Siwek. – Jeśli okaże się, że policjanci dopuścili się zaniedbań, na pewno poniosą konsekwencje.
Mamy nadzieję, że ten artykuł jest wystarczającą motywacją dla dowodzących iławska policją, by wyjaśnić tę sprawę w trybie służbowym.
MONIKA SMOLIŃSKA
foto: Jarosław Synowiec
Łukasz od zawsze kochał pojazdy mechaniczne.
Nawet wykształcenie ma ściśle związane z motoryzacją.
Utrata wzroku może mu zamknąć drzwi przed jego pasją.
Wejście do dyskoteki Alex przy ul. Lubawskiej w Iławie.
Komentarz
Arku, wróć!
Kilka lat temu tragicznie zginął Dariusz Dąbrowski, policjant z Iławy, który na lodzie Jezioraka gonił wędkarza nie posiadającego zezwolenia. Załamał się pod nim lód. Ten policjant w efekcie poświęcił życie dla kilku rybek, a w swoim sumieniu – dla zasady i w imię prawa.
Kilka lat później jego koledzy w patrolu pod dyskoteką Alex – według relacji ofiar pobicia – spokojnie obserwują przemoc i nie interweniują. A przecież tu chodziło o ludzkie życie! Co z tego, że najbardziej poszkodowana ofiara mogła sobie przy nich zaczekać na pogotowie? Przeciecz reszta jego kolegów dalej musiała uciekać przed agresorami pomimo tego, że obok byli policjanci!
Miałam przyjemność obserwować pracę pewnego policjanta Arkadiusza M., który przez wiele lat pracował „na ulicy”. Nic nie umknęło jego uwadze. Większość interwencji, jakie przeprowadzał, to interwencje własne. On widział wszystko i na wszystko reagował. Niestety awansował i odszedł „z ulicy”. Kiedy więc słyszę o historiach typu „Alex”, chcę krzyknąć: Arku wróć do prewencji!
Jeszcze gorsze jest zachowanie obsługi klubu. Mimo że pracownik tego obiektu wzywał pogotowie do poszkodowanego, obsługa zeznała, że nic się nie działo! Myślę, że odpowiednie służby wyciągną konsekwencje z krzywoprzysięstwa i wprowadzania organów ścigania w błąd! Będziemy trzymać rękę na pulsie.