Tadzio Listek: Marcin Woźniak na ratusz!
Bez odniesień do historii trudniej interpretować bieżącą rzeczywistość. A więc jest rok 2003. Ukazuje się w Kurierze mój felieton. Oto fragment.
* * *
„Od niedawnego zjazdu iławskiego SLD dręczy mnie casus Marcina Woźniaka. Demokratyczne wybory partyjne spowodowały, że Marcin został z hukiem wyeliminowany z ważniejszych funkcji SLD. Młody człowiek, który od kilku lat oddawał się pracy w sojuszu (można powiedzieć, że bez reszty). Nie wspomnę o funkcjach, wielu artykułach w Kurierze, polemikach z prawicą, z byłym burmistrzem, i – co najważniejsze – o organizowaniu samorządowej kampanii wyborczej SLD, a szczególnie w momencie zagrożenia wyboru Jarosława Maśkiewicza na stanowisko burmistrza Iławy. Pamiętam też biuletyn „Lewica”. Kto najwięcej trudu i pracy włożył w jego wydawanie?
Marcin to młody, porywczy, ale skuteczny i przyszłościowy działacz partii SLD. Szargany z wielu stron, nawet na pomniku (na stadionie) zbezczeszczonym przez gnojków udających polityków.
No i słynny zjazd SLD. Koledzy partyjni nie dali mu szansy. Zazdrość, zawiść? Mógł kogoś wyprzedzić? Może wyszedł za daleko przed szereg? Cóż, demokracja niejedno ma imię. SLD nie kończy się w Iławie. O tempora! O mores! O czasy! O obyczaje!
Marcin Woźniak, Radny Rady Miejskiej w Iławie. Najpierw obdarzony zaufaniem i wpisany na listę kandydatów Sojuszu. Następnie zdradzony. Nie lubię pisać o teoriach spiskowych w demokracji, ale czuję, delikatnie mówiąc, niesmak. Moim zdanie Marcin Woźniak nie stanie w miejscu”.
(Nowy Kurier Iławski z dnia 19 lutego 2003 r.)
* * *
Pamiętam dzień, w którym zjawił się u mnie Marcin. Był jakiś inny niż zawsze. „Panie Tadeuszu! Maśkiewicz stanie przed sądem...”. Szok. Zabrakło nam słów do rozmowy. Wiadomość o Maśkiewiczu, dla zwycięstwa którego Marcin poświęcił wiele wysiłku i entuzjazmu, po prostu nas przybiła. Rozmawialiśmy z trudem, a właściwie jąkaliśmy się.
Od tego momentu, moim zdaniem, Marcin stał się bezwzględnym, może nieraz nawet na wyrost, cenzorem pracy nowego burmistrza. Sądzę, że ta zadra siedzi w nim do dzisiaj. Za to nie lubią go koledzy z Sojuszu. Ostatnio jeden ze znajomych powiedział mi w oczy: „Jeżeli jeszcze raz napiszesz, że Woźniak powinien zostać burmistrzem, powieszę cię”. Inni spoglądając na mnie chętnie pukaliby się w czoło.
Mój przyjaciel „Katon” strzela w e-mailu jak z kolubryny pod Częstochową. Pozdrawiam cię przyjacielu. Przy okazji: którym z Katonów jesteś? Katon – polityk, czy Katon – prawnik. Pamiętasz, umówiliśmy się na spotkanie. Serdecznie zapraszam.
Po moim felietonie o Marcinie Woźniaku głosy od czytelników w jakiś sposób odzwierciedlają opinie o „skandalu”, jak nazywają moją propozycję niektórzy SLD-owcy. O dziwo, słyszę też inne zdania. Jeden z czołowych działaczy iławskiego Sojuszu powiedział: „Marcin może zostać burmistrzem Iławy, nie widzę przeszkód”.
Słyszałem. Pewien wysoki urzędnik ratusza powiedział o Marcinie: „Żyliński też kiedyś był młody i niedoświadczony, ale potrafił nas słuchać, a uczył się bardzo szybko”. Zapomniał, że ta szybkość nie pomogła mu czwarty raz wygrać fotela burmistrza. Nawet praktyka dwóch kadencji nie wpłynęła na sukces. Skąd pan urzędnik wie, czy burmistrz Marcin Woźniak nie będzie uczył się jeszcze szybciej i skuteczniej.
„W przypadku Marcina istnieje ryzyko: jest chorągiewką ideologiczną. Czy jako burmistrz potrafiłby przeciwstawić się naciskom i działać w interesie miasta”. To jeden z głosów czytelników.
Uważam, że wśród frazeologii można odnaleźć ideę. Dobro Iławy i jej mieszkańców. Nie do końca, ale trzeba próbować odideologizować problemy: inwestycje, gospodarkę itd. od pustosłowia partii politycznych. Będzie trudno z klubami partyjnymi, ale mieszkańcy mają oczy i uszy.
Kto go poprze na burmistrza? Czy to kwestia odpowiedniej listy wyborczej. A może trzeba się gdzieś przykleić? Czy to ma być zarzut szanowni państwo? Dzisiaj krąży wiele dywagacji pt. „Gdzie się przykleić”, kogo porzucić, na kogo głosować itd.
Uważam, że iławscy wyborcy po bolesnych doświadczeniach z ostatnich wyborów burmistrza, odrzucą partyjniactwo. Jak dotąd żadna partia się nie sprawdziła. Nie udało jej się uciec od prywaty, chciwości i egoizmu wielu członków. Głosując na nazwisko Kandydata na Ratusz, nie będą myśleć z jakiej jest partii. Raczej dociekać głębiej, niż dotychczas, przy pomocy opinii publicznej: KIM JEST KANDYDAT. Wszyscy dostaliśmy nauczkę. Najbardziej samo SLD, w tym także Marcin Woźniak. Osobiście pozostaję i zawsze będę z uczciwymi ludźmi lewicy.
Skąd te „skoki” Marcina. Czyżby młody wiek? Niech odpowiedzą inni felietoniści lub czytelnicy. Zwłaszcza negatywnie nastawieni do Marcin Woźniaka. Czekam także na zwolenników mojego kandydata na ratusz.
W medialnej szamotaninie widzę Marcina Woźniaka, ale czy obecna praca w Warszawie (u boku Piotra Tymochowicza, szafa kampanii Adama Żylińskiego) służy mu w pracy samorządowej dla Iławy? Odebrałem telefony na ten temat. Odpowiadam. Niedawno jeden z felietonistów zarzucał Marcinowi, że nie potrafi utrzymać rodziny. No więc utrzymuje wcale nieźle.
Jeszcze dygresja. Joschka Fischer, minister spraw zagranicznych Niemiec. Wcześniej rozrabiał jako hipis na ulicach, a dziś jest politykiem Europy. Piszę o tym a propos marszów Marcina sprzed kilku lat, gdy maszerował ulicami Iławy z hasłem: „SLD-KGB!”.
W roku 1957 w obronie czasopisma „Po prostu”, rozwiązanego przez Gomułkę, osobiście uciekałem z placu Narutowicza w Warszawie przed gazem łzawiącym i pałkami „chłopców z Golędzinowa” i ryczałem: „Gestapo! NKWD!”. I co z tego? Gówno! Nie przeszkodziło mi to robić kariery (jak zwał, tak zwał). W świadomości oczywiście pozostało i do tej pory gdzieś się to kołacze. Był to czas „odwilży”, inna historia…
A może w jakiś sposób koresponduje z historią Marcina? W Iławie potrzebna jest także szczególna „odwilż”. Praca samorządu aktualnie coraz bardziej się zakleszcza słowem „burmistrz”. Niestety.
A więc jeszcze raz. Marcin, w razie potrzeby – na ratusz!
TADEUSZ LISTKOWSKI-NIKT