ZYGMUNT WYSZYŃSKI: Czekam, aż drgnie spławik
Ponieważ przełom roku to czas podsumowań i remanentów, pozwólcie państwo – szanowni czytelnicy – że ja również do tego się dostosuję. Wielki satyryk Eryk Lipiński mawiał „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”. Nic dodać, nic ująć. Jak to ma się do spraw czytelników i nas piszących, postaram się pokazać.
Dopchałem się wreszcie do łam, bo tłok tu ostatnio straszny. Chciałbym nawiązać do wywiadu, jakiego udzielił burmistrz Iławy dziennikarzowi „Nowego Kuriera” jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, tym samym pokazując swoje prawdziwe oblicze – człowieka piastującego funkcję burmistrza Iławy.
Ale może od początku.
Zacznijmy od manier burmistrza. Nazywanie mnie „chamem” tylko dlatego, że ośmielam się krytykować Jego Naburmuszoną Wysokość, najlepiej świadczy o wychowaniu właśnie jego. Po nazwaniu mojej krytyki „chamstwem”, czuję się od teraz całkowicie zwolniony z obowiązku bycia grzecznym.
Ordynarne, niezgodne z prawem zwalnianie wielu ludzi z pracy w ratuszu i spółkach komunalnych to nie jest chamstwem, a że trzeba za to wypłacać z kasy miasta ciężkie odszkodowania na koszt nas wszystkich, mieszkańców – to już „inna” sprawa.
Grzech zaniechania i zablokowanie nawet najdrobniejszych inwestycji miejskich burmistrz Jarosław M. pokazał jako wielki sukces poczynionych przez siebie niesamowitych „oszczędności”. Zapytam retorycznie: gdybyśmy nie wybudowali hali widowiskowej to też „oszczędzilibyśmy” 12 mln złotych? „No co za cham z tego pismaka Wyszyńskiego, że śmie ciągle krytykować...”.
Nagminne oszukiwanie radnych i wprowadzanie ich w błąd nie jest żadnym chamstwem, ale pisanie o tym w prasie to dopiero jest „chamstwo”!
No bo jak można i kto śmie o tym informować społeczeństwo Iławy i cały świat za pomocą internetu...
Cholera... Szkoda, że nie ma cenzury, wtedy żaden z tych pismaków nie psułby humoru Jego Wysokości burmistrzowi. Wtedy w prasie czytałby same panegiryki na swoją cześć.
Oj przepraszam, burmistrz sam nie potrafi napisać nawet kilku prostych zdań po polsku, ale od czego są dyżurni faceci, którzy prowadzili kampanię wyborczą... Przy okazji trzeba się z nimi rozliczyć nie z własnej kieszeni, ale z kasy miasta...
Powiem wprost: kompromitujące zwolnienie – wylanie jak jakichś smarków – Zbigniewa Kołeczka (ITBS) oraz Zbigniewa Pawłowskiego (IW) nie mieści się nawet w kryteriach słowa CHAMSTWO. Wielka szkoda, że słowo to nie da się stopniować. Co najwyżej można powiedzieć chamstwo do kwadratu lub potęgi entej.
Próba cichego sprzedania ponad 80. hektarów wyspy za bezcen kolesiowi swojego poplecznika drewnianego, to nie było chamstwo, ale pisanie o tym w prasie, informowanie społeczeństwa, bicie na alarm – to już jest „chamstwo”...
Pozwolę sobie jeszcze przypomnieć sprawę zajazdu naprzeciw cmentarza. To nie było chamstwo – to było zwykłe „dogadywanie się”, z którego już dawno słynie nasz burmistrz i którym teraz zajmuje się Regionalna Izba Obrachunkowa. Już my wiemy jak on perfekcyjnie potrafił „dogadywać się” w Lubawie...
Profanowanie fotela burmistrza poprzez zasiadanie na ławie oskarżonych jak pospolity bandzior podsądny, nie jest chamstwem, ale pisanie o tym – już jest!
Bardzo ciekawe i odkrywcze pojmowanie sensu tego słowa...
Ja doskonale rozumiem ludzi, którzy nie potrafią pojąć „zbawiennego” charakteru aktualnej „misji”, którą sprawuje burmistrz Iławy. Misjonarz od siedmiu boleści...
On nie przyszedł tu dla szmalu, ale pierwszym wnioskiem jaki złożył do radnych było żądanie podwyższenia dla siebie zarobków o 25% w górę.
Ale przecież jemu pieniądze absolutnie nie są potrzebne! Chce natomiast „coś” zrobić dla Iławy. Ciekawe, że w poprzednich kadencjach bywał radnym, a na sesjach nawet głosu nie zabierał (o działaniu tu nie wspominając). W czasie kiedy inni radni robili dla Iławy wiele, ten zbawiciel nawet nie kiwnął palcem, ale teraz potrafi zajadle krytykować poprzedników, a wszelkie ich zasługi przypisywać... sobie! (sprawa obwodnic albo tomografu).
Ze zdziwieniem pyta się burmistrz Jarosław, skąd ja się wziąłem i co takiego właściwie zrobiłem dla Iławy. Panie mało szanowny, przecież wystarczyło zapytać poprzedników, bądź ludzi od dawna żyjących sprawami miasta, a nie interesować się wyłącznie kabzami swoich kolesiów i swoją sakwą.
Między nami jest pewna, bardzo zasadnicza różnica. Ja jako zwykły obywatel za swoje poczynania otrzymałem wiele wyróżnień m.in. Złoty Krzyż Zasługi, Złotą Odznakę „Zasłużony dla Warmii i Mazur”, Medal XXX-lecia Iławy – i wiele innych. A pan jako burmistrz za swoje „zasługi” odpowiadał przed sądem w sprawie karnej i został już uznany za winnego. Wyczuwa pan tę subtelną różnicę, czy może jest dla pana za trudne nawet to...
W stosunku do pana Jarosława często używam słowa „hipokryzja”, ale nieprzypadkowo. Trzeba być nieprzeciętnym hipokrytą, aby twierdzić publicznie, że coraz więcej radnych popiera burmistrza. Widocznie w ramach uznania dla pracowitości ci „popierający” radni raczyli skarcić naszego pracusia obcięciem mu poborów. Niewdzięcznicy, cholera no... – niedoceniający wielkości zbawiciela Iławy...
Znamiennym jest fakt, że żaden z kolesiów i przydupasów nie raczył nawet gęby otworzyć w obronie swojego „dobrodzieja”. Mam wrażenie, że – pomimo służenia na dwóch łapkach jak wierne pieski – mają jeszcze resztki przyzwoitości, by umieć ocenić rzeczywisty stan rzeczy.
Czasem pospólstwo nie rozumie wielkich ludzi. Cezar Neron też twierdził, że lud Rzymu go nie rozumie. Spalił miasto i prześladował niewinnych ludzi.
Co do gróźb, jakich burmistrz ośmielił się użyć wobec mnie, to oświadczam, że się nie boję. Jestem niezależny. Gdybym napisał choć jedno zdanie mijające się z prawdą, już dawno stałbym przed sądem.
Panie burmistrzu, tak na przyszłość: przed straszeniem piszących proponuję, aby pan wspólnie ze swoim zaspanym radcą prawnym przestudiował prawo prasowe. Dowie się pan wtedy, że próby zastraszania publicystów są karalne.
ZYGMUNT WYSZYŃSKI