MAREK SAPIŃSKI: Nawet najgłupsze pytania
mają swój cel
Wszystko co widzę, słyszę i czytam jest moją sprawą. Bronię się tym sloganem przed warknięciami typu: „To nie pańska sprawa!”, „Proszę się nie wtrącać!”. Takie hasełka to woda na młyn egocentryków, asekurantów i zwyczajnych tchórzy. Tak rodzi się komfortowe zobojętnienie i znieczulenie na sygnały zwykłych ludzi. Niwelują potrzebę wkroczenia w sytuacje niewygodne, bo wymagające od nas zajęcia stanowiska oraz wygłoszenia niepopularnego osądu.
Nie trzeba aż przenikliwości posłanki Renaty Beger z Samoobrony, aby dojść do prostego wniosku, że niebawem Iławę nawiedzi trzęsienie samorządowe na wielką skalę.
Tylko co z tego będzie miała Lubawa?... Miasto, które przez lata uchodziło za wzór gospodarności i społecznego zaangażowania, stało się w jednej chwili ostoją matactw i manipulacji. Niebywałe. Trzeba było czekać aż do wyborów w październiku 2002, aby usłyszeć, że jest źle w Lubawie – a nawet tragicznie!
W czasach Ali Baby i 40 rozbójników otwierał się sezam. W naszych czasach otwierają się ludzie. Niektórym łatwiej się otworzyć niż zamknąć. To mnie jako dziennikarza cieszy. Dziwi mnie jedynie, że w systemie demokratycznym osoby o skłonnościach do mataczenia są powoływane i wybierane przez ogół mieszkańców. Matacze gnieżdżą się przeważnie w rozmaitych samorządach, zarządach, komisjach i urzędach. Dlaczego?
Jarosław M., panujący dziś burmistrz Iławy, oświadczył kiedyś z poważną miną w Lubawie, że nie wyobraża sobie, by kiedykolwiek mógł być szefem urzędu w którym dokonują się dziwy i matactwa.
Przy całym szacunku dla pana burmistrza, trzeba zauważyć, że nie kierował Kołem Gospodyń Wiejskich, lecz urzędem zwanym od czasu do czasu „samorządowym”. Rzecz jasna żaden przytomny na umyśle matacz nie przyzna się do krętactw i nie złoży rezygnacji. Matacze są niezatapialni. Chyba, że doszłoby do rewolucji marcowej, wojny lub skazania prawomocnym wyrokiem.
Trudno się dziwić przywiązaniu mataczy do stołków. Mają gabinety, sekretarki, duże pieniądze i jako ludzie oszczędni nawet kupują marynarki na czarną godzinę. Dziś matacze zwierają szeregi, choć pozornie udają, że się dzielą i kłócą. Mogą spać spokojnie: czeka na nich międzynarodówka mataczników!
Ja natomiast miałem dawniej szczere chęci, żeby nie zanudzać Czytelników iławsko-lubawską mini aferą JarekGate. Tym bardziej, że zadawałem sobie wtedy pytanie: co z tego będzie miała Lubawa? Otóż nic. Pozostaje nam nic innego, jak tylko z uśmiechem na ustach długo czekać na wyniki kontroli, śledztw i dochodzeń: prokuratury, Najwyższej Izby Kontroli (NIK), Regionalnej Izby Obrachunkowej (RIO), a może nawet specjalnie powołanej komisji śledczej... Kto wie.
Być może należę do mniejszości, ale podejrzewam, że najbliższe cztery (niecałe) lata będą okresem straconym dla Lubawy, lecz jakże wygodnym dla „rządzących”. Ślizgawka Jarosława M. będzie długa.
Mniej więcej tak. Wszystko co zrobił, będzie „be”. Spłaty rat kredytu, brak dotacji i pomocy z zewnątrz, długi wobec wierzycieli oraz prawdopodobna konieczność zwrotu pieniędzy do Urzędu Wojewódzkiego, to wyświechtane tematy obronne przed własną bezradnością. Ale to jeszcze nie powód do frustracji. Nie wam jedynym nie udało się...
Prawo Murphy’ego mówi, że kiedy coś może się nie udać, nie uda się na pewno. Gorzej, nie wierzę w utopijne uzdrowienie szpitala, szybkie wyjście z długów czy wykończenie budowy gimnazjum. Dlaczego nie wierzę? Na pytanie odmawiam odpowiedzi. Na prostsze nie tacy jak ja odmawiają.
A nam, zwykłym mieszkańcom Lubawy, nie pozostaje nic innego jak cierpliwie czekać do kolejnych wyborów samorządowych. Chodzić po dziurawych ulicach i podziwiać zaradność innych.
Jestem pełen uznania dla dobrego samopoczucia nowego burmistrza Lubawy i czekam, kiedy spotka się z mieszkańcami przedstawiając własne expose. Konkretne, czytelne i jasne. A skoro mówi, że ma sposób na uzdrowienie sytuacji to zapewne należy mu wierzyć.
Jak to napisał kiedyś Adam Asnyk:
Między nami nic nie było;
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych;
Nic nas z sobą nie łączyło,
Prócz wiosennych, marzeń zdradnych.
Nasuwa się coraz więcej pytań i wątpliwości. I bardzo dobrze. Jak stwierdziła bowiem, wspomniana na początku posłanka Renata – nawet najgłupsze pytania mają swój cel. Żeby wiedzieć swoje. A jeśli ktoś na mnie się denerwuje? Trudno.
Miałeś zbawco, złoty ząb... Miałeś może nawet złoty róg...
MAREK SAPIŃSKI