Wesoły, lubił grać na komputerze i w piłkę nożną, a rano robił mamie kawę do łóżka – tak pokrótce opisać można 12-letniego Bartka, który zamiast być radością matki, jest dziś jej smutkiem. – Najgorsze teraz będą święta – mówi Dorota, matka zmarłego tragicznie 12-latka. – Nie zrobię mu już prezentu pod choinkę i nie przytulę, łamiąc się opłatkiem. Jezu, czemu mi go zabrałeś?!
Był czwartek 9 października.
– Tamtego dnia wpadł w czasie przerwy między lekcjami i krzyknął tylko, że jedzie na zawody do Iławy – mówi Dorota Stancelewska, matka tragicznie zmarłego chłopca. – Nawet nie zdążyłam konkretnie zapytać, jak i po co. Wcześniej nic nie mówił o wyjeździe. Byłam nieprzygotowana, choć Bartek już wcześniej bywał na różnych zawodach, ale tego dnia nie było mowy o wyjeździe.
Owe zawody to tzw. „czwartki lekkoatletyczne”, od lat organizowane na iławskim stadionie. Matka dała chłopcu na drogę kilka złotych.
– Na bułkę i napój, by nie był głodny i obiadu przecież nie zjadł… Wbiegł jak po ogień… – wspomina matka. – Chwycił za worek ze strojem gimnastycznym i tyle go widziałam...
WIECZORAMI ZAGLĄDA DO ŁÓŻKA
Do tragedii doszło w Iławie już po zawodach. Dzieci czekały na autobus, który miał je zawieźć do domu. Około 15:30 na parkingu pojawił się autokar. Chłopcy podbiegli do manewrującego autobusu. Kierowca zatrzymał pojazd, odgonił chłopców i sądząc, że uczniowie go posłuchali, wsiadł ponownie za kierownicę. Niestety, dzieci nie usłuchały rady dorosłego. Bartek wpadło pod prawe przednie koło manewrującego autobusu. Zginął na miejscu.
O śmierci chłopca matkę powiadomił Waldemar Krzyżanowski, kierownik Posterunku Policji w Zalewie.
– Nikt z nas nie chciałby być w takiej sytuacji – mówi Krzyżanowski. – Choć moja służba polega i na takich rzeczach, ciężko mi było pojechać do matki i powiedzieć jej o śmierci syna tym bardziej, że sam mam dwóch: jeden w podobnym wieku, a drugi ma też na imię Bartek. Pani Dorota, gdy przekazałem jej tę straszną wiadomość, upadła na kolana i krzyczała...
– Nie wiem, co było potem – wspomina matka chłopca. – Nie pamiętam niczego. Nie mogę do dziś uwierzyć, że go nie ma. Brakuje mi go bardzo. Mimo że już go pochowałam i chodzę na cmentarz, to przychodzą takie momenty, że wyczekuję jego przyjścia ze szkoły.
Wieczorami zagląda do łóżka, w którym sypiał. Sprawdza, czy jest przykryty… Rzeczy w jego pokoju wciąż są na tym samym miejscu.
CZAS POŻEGNANIA
– Tego dnia, jak się dowiedzieliśmy, że wnuczek nie żyje, chcieliśmy jechać do Iławy, by go zabrać do domu – mówi Jadwiga Mroziewicz, babcia Bartka. Bartek mieszkał u niej, gdy jego matka pracowała przez 3 lata za granicą. – Nie pozwolono nam jednak. Dopiero po czterech dniach, po sekcji zwłok, mogliśmy go zobaczyć. To był szok... Był cały zmaltretowany, ręce pozszywane, całe ciało pocięte i granatowe, a twarz pozdzierana. Głowę miał pozszywaną od ucha do ucha. Przerażający widok, tym bardziej, że leżał z otwartymi oczyma. Dorota weszła na chwilę, ale jak zobaczyła syna, to od razu musieliśmy ją wyprowadzić.
Inaczej było w dniu pogrzebu. Dorota nie chciała odejść od trumny. Bała się i wiedziała, że gdy już syna zaniosą na cmentarz, a ciało jego spocznie w grobie, to nigdy go nie zobaczy.
Mimo tego do pracy wróciła od razu. Została otoczona opieką psychologów.
– Praca to najlepsza terapia – mówi Dorota.
W pogrzebie uczestniczyli też nauczyciele i koledzy chłopca.
– Pamiętamy wciąż o naszym uczniu, ale nie może to jednak zdominować pracy szkoły – mówi Elżbieta Miedzińska, zastępca dyrektora Zespołu Szkół w Zalewie, do której uczęszczał Bartek. – Na tyle, na ile mogliśmy, pomogliśmy matce. Zebraliśmy też pewną kwotę, by pomóc w opłaceniu transportu zwłok chłopca z Iławy do Zalewa.
ŚNIADANIE DO ŁÓŻKA
– Bartek nie uczył się może za specjalnie, ale był dobrym chłopcem, dobrym synem – wspomina matka. – Kochał komputery i piłkę nożną. Czasem byłam na niego zła, że częściej siedzi w kafejce internetowej niż w domu, no ale co miałam zrobić.
– Był przeciętnym uczniem – ocenia wicedyrektor Miedzińska. – Na jego zachowanie nie mogliśmy narzekać. Czasami zdarzało się, że przyszedł do szkoły nieprzygotowany, ale to „zaleta” większości uczniów.
– Bardzo lubiłam niedziele – opowiada mama Bartka. – Syn stawał się wtedy takim dorosłym facetem, odgrywał rolę dżentelmena… Zawsze rano robił mi kawę i śniadanie do łóżka. To był mój pierworodny syn, który czuł się po części odpowiedzialny za nas wszystkich. Tak bardzo go nam brakuje.
Młodsze dzieci: Ola i Adaś, wciąż o niego pytają. Biologiczny ociec Bartka był na jego pogrzebie. Na stałe mieszka pod Łodzią.
BYŁO, CZY NIE BYŁO ZGODY
Wróćmy jeszcze do tego tragicznego dnia.
– Tak jak mówiła Dorota, wnuczek wpadł na długiej przerwie, że jest wyjazd do Iławy – mówi babcia 12-latka. – Nie miało go tam w ogóle być. Zawsze jak dzieci wyjeżdżają, to podpisuje się zgodę na taki wyjazd, a Dorota ani ja nic takiego nie podpisałyśmy. Wziął tylko te pieniądze na bułki i wyleciał. Nie wiemy, kogo obwiniać. My na tym parkingu nie byłyśmy. Trwa śledztwo w prokuraturze. Prawdopodobnie był popchnięty, ale nie wiadomo.
– Na ten wyjazd zgody nie podpisałam – dodaje Dorota.
– Wszystkie zgody, w tym też i Bartka matki, są w dokumentacji szkoły – mówi z kolei Miedzińska z Zespołu Szkół w Zalewie. – Nie mam możliwości teraz tego sprawdzić, bo pani dyrektor ma wolne.
Niewykluczone, że rodzina walczyć będzie o odszkodowanie z powodu śmierci dziecka. Niedługo bowiem po tragedii do Stancelewskiej zgłosiła się firma, która w zamian za prowizję zaproponowała walkę w jej imieniu o pieniądze z tytułu zadośćuczynienia.
OBIE PŁAKAŁY
– Jestem zła na siebie i na panią Joasię (nauczycielka, pod której opieką dzieci pojechały do Iławy – red.), że on nie żyje. Serce z tej złości mi pęka – mówi Dorota. – Rozmawiałam z nią, przytulałyśmy się do siebie i obie płakałyśmy. Przeprosiła mnie za wszystko, prosząc o wybaczenie. Mówiła, że wolałaby oddać swe życia za mojego Bartka, że gdyby wiedziała, że coś takiego się wydarzy, nigdy by go nie zabrała. Dziś zostaje mi tylko modlić się o spokój duszy syna i to, by prokuratura doszła prawdy.
– Wciąż czekamy na opinię biegłego sądowego w tej sprawie – informuje Jan Wierzbicki, prokurator rejonowy w Iławie. – Wyniki podane przez biegłych powinny być znane w styczniu. Brak zgody matki na szkolny wyjazd syna nie musi rodzić odpowiedzialności karnej. Nauczyciel jednak, decydując się na wyjazd z dziećmi, musi otoczyć je szczególną opieką i bierze wtedy za nie całkowitą, podkreślam – całkowitą – odpowiedzialność.
JOANNA MAJEWSKA
MARCIN MICHALSKI
Matka Bartka – Dorota (z młodszym synem Adasiem)
Ś.p. 12-letni Bartek z Zalewa. Kto jest winny jego śmierci?
To wyjaśniają biegli pod nadzorem prokuratury w Iławie