Monika Oleksiak z Laseczna poszła z 2-letnim synem Arturem do szpitala w Iławie, aby wykonać zastrzyk. Miała przy sobie lek i strzykawki, wystarczyła tylko fachowa ręka, której niestety w szpitalu... zabrakło. Okazało się, że ukłucie igłą kosztuje 10 złotych, a takiej kwoty matka przy sobie nie miała. Dalej sprawozdania dwóch stron tej historii znacznie się rozmijają.
Syn Moniki Oleksiak zaczął chorować trzy tygodnie temu. Z domu zabrało go wtedy pogotowie i cudem uratowano chłopcu życie. Wykryto salmonellę. Po hospitalizacji w iławskim szpitalu przepisano chłopcu zastrzyki domięśniowe. Miał otrzymać sześć dawek leku. Na pierwszy zastrzyk pani Monika wybrała się do iławskiego szpitala. Tu jednak sprawa się skomplikowała. Okazało się, że za wykonanie zastrzyku trzeba zapłacić, a prawie wszystkie pieniądze pani Monika wydała na leki.
– Myślałam, że moje dziecko dostanie zastrzyk bez problemu i szybko wrócimy do domu – mówi matka. – Chodziło przecież o drobne ukłucie igłą. Przy sobie miałam jedynie pięć złotych. Mieszkam w Lasecznie, więc wracać się do domu po następne pięć złotych byłoby stratą czasu, bo dziecko musiało szybko dostać lek.
Pani Monika chciała zapłacić podczas następnej wizyty, lecz, jak twierdzi, nie zgodził się na to lekarz Jacek Raszyński.
– Pan Raszyński oświadczył, że gdybym w aptece nie miała pieniędzy, to nie dostałabym leków i w szpitalu jest podobnie – dodaje. Po kilkunastu minutach proszenia nie udało mi się przekonać lekarza i wyszłam.
Ze strony Jacka Raszyńskiego, wicedyrektora Szpitala Powiatowego w Iławie, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
– Ta pani, gdy przyszła z dzieckiem na wykonanie zastrzyku, była bardzo zdenerwowana i agresywnie nastawiona. Od wejścia próbowała wywołać awanturę. To, że ktoś nie ma pieniędzy, bo wydał je choćby na lek, nie oznacza, że nie uzyska pomocy. Zaproponowaliśmy, że zastrzyk dziecku podamy, a rozliczenia będzie można dokonać przy następnej okazji. Tymczasem ta pani jakby nie chciała niczego zrozumieć, obrzucając pielęgniarki i mnie ordynarnymi wyzwiskami wyszła ze szpitala – mówi wicedyrektor Raszyński.
Dziś na szczęście mały Artur jest już prawie zdrowy. Tamtego dnia udało się mimo późnej pory wykonać zastrzyk prywatnie już po powrocie do Laseczna.
PAWEŁ KOZŁOWSKI
Artur Oleksiak z Laseczna
jest już zdrowy, lecz jego
mama Monika nie może
pogodzić się z tym, jak
zostali potraktowani.
Jak było naprawdę,
wie tylko ona i lekarze...