Leszek Olszewski
Nie będę przed państwem ukrywał, iż wiedzę z zakresu ekonomiki i gospodarowania funduszami publicznymi mam mniej więcej taką, jak Balcerowicz na temat teoretycznej strony pisania poematów symfonicznych lub operowego libretta. Chociaż może i większą, bo jednak arytmetyka to dość potężna broń nawet w rękach amatora dziedziny, a liczby – co wszyscy wiemy – nie kłamią!
Z wielką konsternacją – w tym kontekście – doczytałem się niedawno informacji, że miasto Iława w 2003 roku umiało skorzystać z pomocy unijnej w ogłuszającej ciało i umysł sumie... 93 tysięcy złotych (21 tys. euro!), czyli mniej więcej jednego dużego mieszkania w statystycznym bloku. Katastroficznie brzmiał ten news w zestawieniu z dotacjami, które zdobywała dla grodu w pocie czoła poprzednia ekipa, a były to kwoty w skali roku kilkudziesięciokrotnie większe. Uzyskiwane na tej zasadzie, że możesz po nie sięgnąć, ale wymaga to profesjonalnej procedury, skrzy się szeregiem obostrzeń, systemami kontroli wydatków itp. Słowem na pewno przerasta możliwości ludzi nie mających o szeregu tych zawiłości pojęcia. Na przykład moje i większości z was, dlatego może nie pchamy się do ratusza!
Zainteresowany problemem przeszukałem w internecie dotacje dla wielu innych miast tej wielkości w Polsce i niezmiernie miło mi donieść, że spośród kilku dziesiątek skonfrontowanych, goniona aferami i zwiędła Iława znalazła się na zaszczytnym... ostatnim miejscu! Czapki więc z głów i powstań! – przed dniem powszednim jej – w pocie czoła tyrającej – władzy. Widzicie, że to menadżerowie godni najlepszych zachodnich wzorców, a wzmacnia jeszcze efekt w stosunku do tego co było flagowa zasada nowej ekipy, że burmistrz Iławy i jego zastępcy znają po dwa języki obce! Wyjadacze unijnych kas i żłobów!
Poważnie zaś, to w momencie zestawienia powyższych danych, sfinalizował się mi wewnętrzny gwóźdź do trumny dla drewnianomózgich i kłódkoustych wąsaczy, którzy z tak nieskrywaną dezynwolturą spychają aktualnie ten gród w sferę finansowego tąpnięcia, czego efekty już widać, a to dopiero poranek długiego dnia! Nie można o tym milczeć, ponieważ fakty wołają tu o pomstę do nieba, lub też (awaryjnie) piekieł! Spychać bowiem w epoce zastoju i ogólnego marazmu to pół przewina. W terminach zaś gdy pieniądz czeka cierpliwie na kontach, ktoś go tam dla chętnych zdeponował i tylko go stamtąd umiejętnie workami brać – to już wyrobienie sobie mimowolnie licencji Lidera Nieudacznictwa pierwszej kategorii z wielką Wstęgą Wstydu obok. Ktokolwiek by za tym personalnie nie stał, nie zawężam grona tu do jednej osoby, bo więcej ich stoi za tą mega-klapą, z której zdajmy sobie w końcu publicznie sprawę!
Napiszę teraz coś, co może rozjaśni po trosze sytuację. Otóż ja do pana Adama Żylińskiego mam stosunek najzupełniej indyferentny, wbrew temu co ludzie obcy mi gdzieś tam insynuują, wprawiając mnie w rozbawienie. Niemniej szanuję go za jedno.
Szanuję go za to, że jego czasów (tak opluwanych przez stada miernot teraz), ludzie – podobnie jak dziś – nie interesowali się co burmistrz, dajmy na to w miesiącu kwietniu, robi czy coś podpisuje, kogo gości, gdzie jeździ, z kim negocjuje, jaki sztab ludzki za nim stoi, czy i na co zdobywa środki, jak je wykorzystuje itp. Działał wtedy pewien mechanizm pasywności, bo przecież każdy ma swoje problemy i nie będzie żył siedem dni w tygodniu tym, co jest w gestii szefa grodu.
Tyle, że w czerwcu „Kurier” nie sypał rewelacjami o „lewych” delegacjach, umorzonych (według własnego widzimisię), spłatach zadłużenia określonych podmiotów wobec miasta, nieustających zatargach i kłótniach z radnymi, „dzięki” następcy kolejnymi terminami rozpraw Adama Żylińskiego przed sądem o rzekome fałszowanie dokumentów, skandalicznym zachowaniem przed TVP3, kasacją materiału dla „Teleexpressu” ze względu na nieumiejętność sformowania dwóch zdań z okazji Złotej Tarki itd. Z poprzednim burmistrzem można się było nie zgadzać, dyskutować do rana, ale nikt się z niego za jego plecami nie wyśmiewał. Co emituje osobliwym klimatem jeśli wziąć pod uwagę, że teraz ten śmiech najgłośniej dobiega z... ratusza! Z ust tych, niby najbardziej, oddanych misji!
Żylińskiemu nikt nie zarzucał nic ponad nieświadome uchybienia w akcie prawnym (źle skonstruowana umowa cypla „Czapla”). Ewentualnie to, iż nie zniósł on magiczną dłonią lub okiem bezrobocie w najbardziej narażonym na to regionie kraju. Było więc czytelnie, jawnie, spokojnie i trochę na zasadzie Radia Maryja – alleluja i do przodu! Iława to nasz wspólny statek i wspólnie za niego odpowiadamy.
I proszę, niecałe dwa lata i mamy najbardziej skłócony powiat w Polszcze, oczywiście „bez żadnej winy” nowej ekipy! Tę to ponoszą media, mieszkańcy, radni, cykliści, sklepowe, rozwożący pizzę i kelnerki!
Odnośnie zaś generalnie wyborów powszechnych, zwłaszcza pod kątem tych lokalnych, to może i jestem idealistą, ale od dawna marzy mi się w kraju nad Wisłą pewien cud zakotwiczony. A mianowicie ustabilizowany i świadomy swojej siły elektorat, który nie będzie – potakując z uznaniem głowami – słuchał idiotyzmów o przyszłych planowanych cudach za sprawą gminnych ćwierćinteligentów, ale taki, który sprawdzi a priori jaka ekipa przejmie władzę, co jest w stanie zyskać w stosunku do tej ustępującej, ile pomnoży jej zyski, jakim sposobem i jak to przełoży się na tantiemę ogółu. Na drogi, trakty rowerowe, ofertę handlowo-inwestycyjną, hotele, schronisko dla zwierząt. Gdzie widzi słabe punkty poprzedniej administracji, jak zamierza je redefiniować itd.
A wszystko nie na zasadzie pobożnych życzeń, a konkretnego rachunku dostępnych i możliwych do uzyskania środków. Dojrzała demokracja stawia podobne pytania i wybiera maksymalnie odpowiadających sobie ludzi. Ta polska zaś, niestety, wciąż kapie aż swą „zieloną świeżością” i raczy ogół wyrokami wyborów na poziomie kiedyś Tymińskiego, teraz tutejszego, czy może przyszłego Leppera.
Chociaż... W raczkującej formule demokracja uczy raczej szybko, bo kto się raz sparzył, drugi raz prawdopodobnie tego nie uczyni. Dlatego poparzymy się pewno jeszcze trochę w blasku kolejnych niedomówień i skandali, ale przecież w starożytności już jeden gość doszedł do wniosku, że wszystko płynie! Spłynie więc tak czy siak i tutaj ten idiotyczny czas, kiedy to nie sposób pisać o rzeczach wyższych, gdy niższe są w stanie tak permanentnego chaosu – za co proszę o ciągłe wybaczenie.
LESZEK OLSZEWSKI