Rozmawiamy ze strongmanem JACKIEM DYMKIEM
MAGDA MAJEWSKA: – Jacku powiedz, które ze dotychczasowych osiągnięć mocarnych uważasz za swój największy sukces?
JACEK DYMEK: – Najbardziej spektakularny sukces to dla mnie właściwie cały 2000 rok. To właśnie wtedy zdobyłem Zimowy Puchar Polski, w mistrzostwach Polski uplasowałem się na trzeciej pozycji, co z kolei dało mi możliwość udziału w Pucharze Świata, gdzie zająłem szóste miejsce. To był zdecydowanie najlepszy rok w mojej strongmańskiej karierze.
– A najbardziej spektakularny sukces estradowy? Podczas Wielkiej Orkiestry pokazałeś, że prabucki Elvis wciąż żyje!
– Zdecydowanie ostatni udział w świątecznej edycji „Drogi do Gwiazd”, gdzie z Mariuszem Pudzianowskim zajęliśmy pierwsze miejsce i zdobyliśmy tym samym pieniądze na bardzo szczytny cel, bo dla dzieci z domów dziecka. Pokonałem wielu innych śpiewających sportowców i to był zdecydowanie mój największy sukces muzyczny. Śpiewanie piosenek Elvisa chodziło już za mną od szkoły średniej. Występowałem wtedy na lokalnych koncertach, festynach, później w klubach studenckich i pubach. Bardzo miło wspominam te czasy.
– Mówią, że stoisz na rozstaju dróg i zastanawiasz się nad dalszą karierą strongmana. Czy to prawda?
– Właściwie tak. W 90 procentach jestem przekonany, że swoją karierę zakończyłem i chyba nie będę startował w zawodach. Na moją decyzję miały wpływ dwie zasadnicze rzeczy: poważne kontuzje i niemłody już wiek. W 2001 roku obciąłem sobie palec u lewej ręki. Jest teraz słabsza i nie pozwala mi osiągnąć tak dobrych wyników, jak bym chciał. Nie mam już dobrego chwytu. A rok później, podczas zawodów o Puchar Polski, gdzie właściwie miałem zapewnione trzecie miejsce, przy ostatniej konkurencji poważnie zwichnąłem sobie prawy biceps. O rezygnacji z dalszej kariery zadecydował również mój wiek. Mam 35 lat, jestem najstarszym strongmanem, weteranem w tym sporcie. Mimo wszystko cały czas trenuję. Robię to jednak dla zdrowia, kondycji i sylwetki. Na co dzień jestem nauczycielem wychowania fizycznego. Z racji wykonywanego zawodu chcę być zawsze w dobrej formie. Trenuję pięć razy w tygodniu po półtorej godziny, ale wyłącznie ze względów rekreacyjnych, nie wyczynowych.
– Jak więc wyglądają twoje najbliższe plany?
– Mam pewien dylemat, gdyż mój brat wraz z kolegą utworzyli konkurencyjną dla Strong Man federację, do której przeszli najlepsi zawodnicy z Polski. Pomimo że złożyłem tam swój akces i podpisałem umowę, wciąż się waham, czy dalej startować.
– Jakich rad udzieliłbyś młodym chłopakom, którzy tak jak ty chcą być sławnymi siłaczami?
– Panowie! Dajcie sobie spokój z tym wszystkim!.. (śmieje się). A tak poważnie, jest to bardzo ciężki sport, wymagający poza siłą także wielu cech motorycznych: wytrwałości, determinacji, szybkości i sprawności. Należy zaczynać od ćwiczeń ogólnorozwojowych. Po treningach z ciężarami przejść do ćwiczeń specjalistycznych, takich jak przenoszenie walizek czy belek. Najważniejsze, by wyrabiać kondycję poprzez bieganie lub pływanie, z czego nie wszyscy młodzi ludzie zdają sobie sprawę.
MAGDA MAJEWSKA