Rozmowa niespełniona z ROMANEM KRAUZE, pełniącym obowiązki dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury w Lubawie. Tytuł jest cytatem z odpowiedzi pana dyrektora kulturalnego na kolejną prośbę telefoniczną autora o spotkanie i wywiad.
Andrzej Kleina: – Obserwatorzy lokalnej sceny samorządowej twierdzą, iż Wydawnictwo „Hermes”, którego właścicielem nagle stała się pańska żona, sprzedaje „usługi artystyczne” dla Miejskiego Ośrodka Kultury, gdzie pełni pan obowiązki dyrektora. Czy nie widzi pan tej sytuacji kolizji?
Roman Krauze: (brak odpowiedzi).
Kleina: – Jakie, pańskim zdaniem, walory spowodowały, iż burmistrz Lubawy Edmund Standara powołał pana na stanowisko dyrektora MOK. Jakie kompetencje o tym zaważyły? Tylko proszę mnie nie odsyłać do burmistrza, bo pana pytam o ocenę.
Krauze: (brak odpowiedzi).
Kleina: – Nie tak dawno na jednej z sesji gminy wiejskiej Lubawa pani sołtys z Gutowa poruszyła pańską nieobyczajność. W ślad za tym poszło pismo od osoby, jej zdaniem poszkodowanej, na ręce Jana Laskowskiego, przewodniczącego Rady Gminy. Zna pan jego treść?
Krauze: (brak odpowiedzi).
Kleina: – Czy poczynił pan jakieś kroki w związku z tym listem?
Krauze: (brak odpowiedzi).
Kleina: – Redakcja Kuriera otrzymała informację, iż poświadczył pan nieprawdę, mówiąc krótko: skłamał pan w oświadczeniu majątkowym. Proszę się ustosunkować do tego zarzutu.
Krauze: (brak odpowiedzi).
Kleina: – Pańska dotychczasowa działalność skłania mnie do sformułowania tezy, iż niezwykle wysokie poczucie niższości, wynikające z posiadanych braków i ułomności, kompensuje pan aktywnym stylem życia. Jest to wzór godny do naśladowania. Człowiek orkiestra z pana. Jest pan właścicielem w stanie uśpienia firmy „Hermes”, jest pan twórcą i prezesem kilkuosobowego, kanapowego stowarzyszenia, cichym właścicielem gazety i głośnym dyrektorem MOK-u. A, i nad wyraz aktywnym radnym gminy wiejskiej Lubawa. Zapewne chce pan, wójtem gminy zostać, a przynajmniej radnym powiatowym...
Krauze: (brak odpowiedzi).
Kleina: – Ma pan zapewne świadomość, że przegrana w wyborach burmistrza Edmunda Standary nie stanowi dla pana dobrej prognozy. Pańska aktualna kulminacja nadmiaru kompensacji osiągnęła szczyt dążenia do mocy poprzez stanowisko dyrektora MOK. Manifestowany bardzo przez pana kompleks wyższości będzie musiał się skurczyć. Poradzi pan sobie z tym problemem?
Krauze: (brak odpowiedzi).
Kleina: – W ostatnich wydaniach „Gazety Romana”, jak określam gazetkę żony i pana, nastapiło nasilenie ataków na wójta Tomasza Ewertowskiego i jego zastępcę Mariana Licznerskiego. Czy ma pan świadomość, że brak oficjalnego redaktora naczelnego w gazecie żony powoduje, iż żaden z nich nie może zainicjować procesu o ochronę dóbr osobistych? Zgodnie bowiem z prawem prasowym, tylko redaktor naczelny posiada legitymację bierną jako strona procesowa i pozew sądowy dotyczy jego z imienia i nazwiska, a nie tytułu gazety...
Krauze: (brak odpowiedzi).
grzecznie pytał na piśmie
i nie uzyskał odpowiedzi:
ANDRZEJ KLEINA
Roman Krauze to ten przystojny, łysiejący dżentelmen
w okularach (pierwszy z lewej). Powszechnie znany jako
wiejski społecznik i radny, ale również miastowy
etatowiec od kultury u burmistrza Lubawy.
Komentarz
Ucieczka aktora ze sceny
Zaraz po nominacji na stanowisko dyrektora MOK w Lubawie, 4-krotnie próbowałem umówić się z nowym dyrektorem. Wielokrotnie namawiał go również redaktor naczelny Jarosław Synowiec. Jednak Krauze kluczył, uciekał, przekładał terminy, wreszcie zażądał pytań na piśmie. I dostał je, i nie odpowiedział na ani jedno. Zdecydował się na atak.
Przeżyłem drobny szok po tej prośbie o pytania na piśmie, ponieważ dla mnie rozmowa z jakimkolwiek partnerem to nie tylko zadawanie mniej lub bardziej subtelnych pytań. To przede wszystkim nawiązanie emocjonalnego kontaktu i wytworzenie psychicznej więzi z daną osobą. Tak jak, bez mała, w hipnozie. Roman Krauze na tę ucztę duchową mi nie zezwolił. Czytelników też zlekceważył.
Ale! Z treści pisemnego oświadczenia Romana Krauze, przysłanego faksem do redakcji Kuriera, wynika jedno: ogarnęła go wielka, oceaniczna wręcz bezradność...
Krauze wyrzucił z siebie, iż pytania moje „(...) zawierają treści kłamliwe, godzą w jego dobre imię, a prześmiewczy i chamski charakter pytań ma po ich opublikowaniu ośmieszyć i poniżyć jego osobę w oczach opinii publicznej. Nie będę zniżał się do poziomu, jaki reprezentuje ten pan i podejmował z nim żadnej dyskusji (...)”. I tyle go widzieli...
Generalnie rzecz ujmując, kłamstwo jest niczym innym jak wypowiadaniem treści rozmijających się z faktami. Zarzucanie mi kłamstwa, z jednoczesną ucieczką przed dyskusją, jest specyficzną formą dowodu. Dowodu na brak dowodu. Skoro Roman Krauze nie zechciał ze mną rozmawiać, to na podstawie jakich przesłanek można dać mu wiarę, że w moich pytaniach zawarty jest fałsz?
Zdaniem Romana Krauze, fałsz zawarty w moich pytaniach godzi w jego dobre imię. Zastanowić się przeto należy czym jest „dobre imię”. Bezwzględnie jest wartością najwyższą. Wartością, którą należy chronić, dbać i rozwijać. Jest wartością uniwersalną. Czy Romana Krauze „dobre imię” jest czymś specyficznym, co nie podlega ochronie? Roman Krauze dokonuje wyboru. Nie chroni tej wartości, chowa się za parawan banalnego komunału, iż „nie będzie się zniżał do mojego poziomu”. To zdecydowanie za mało. To za mało, ażeby przytoczyć mi zarzut, że posługuję się fałszem godzącym w jego „dobre imię”, a tym samym ośmieszam go i poniżam.
Czy pytanie o fakt, jakim było przypomnienie zarzutu postawionego radnemu Romanowi Krauze podczas gminnej sesji rady miejskiej, związanego z jego rzekomą nieobyczajnością, jest atakiem na jego „dobre imię”?
Czy pytanie dotyczące zarzutu poświadczenia nieprawdy podczas złożenia regulaminowego oświadczenia radnego jest ośmieszaniem go i poniżaniem?
Czy pytanie, dotyczące przepływu „usług” pomiędzy firmą żony a „firmą” magistratu, czyli MOK, gdzie mąż jest dyrektorem, jest niewłaściwe?
Czy pytanie o kompetencje zawodowe i osobowościowe na stanowisku dyrektorskim godzi w „dobre imię” pana dyrektora?
Czy wreszcie pytanie, ocierające się pośpiesznie o psychologię Alfreda Adlera z jego pryncypialnym „dążeniem do mocy” jest próbą ośmieszenia i poniżenia Romana Krauze?
Wszak Adler twierdził, że każdy człowiek przeżywa w dzieciństwie poczucie małej wartości. Jest ono niczym innym jak wynikiem fizycznej i psychicznej bezradności wobec świata. To poczucie niższości wyzwala energię do kompensacji, czyli doskonalenia lub tworzenia takich cech, które w odczuciu jednostki ukrywaja bądź usuwają jej rzeczywiste lub urojone słabości...
Miał szansę Roman Krauze odpowiedzieć na moje pytania. Miał szansę rozwiać moje i czytelników wątpliwości. Mógł, a wręcz powinien z szansy tej skorzystać. On wolał schować się w kokonie swoich lęków i obaw, i postawić mi zarzut, że jest ośmieszany i poniżany... Szanuję jego prawo do milczenia. Ba, ja szanuję jego niezbywalne prawo do walki w formie jej unikania, a nawet samoośmieszania.
Należy się czytelnikowi przypomnienie, czy raczej zwrócenie uwagi na to, że zarówno poniżenie, jak i ośmieszenie jest formą walki z nieprzyjacielem. Jest uczuciem występującym wobec wrogów słabszych. Roman Krauze nie jest moim wrogiem. Powiem więcej, on jest mi człowiekiem absolutnie obojętnym.
Podstawową formą ośmieszenia, osobiście przeze mnie stosowaną, jest ironia. Ironia o ogromnej skali odmian co do jakości i siły. Bywa subtelna, może być zjadliwa, a i też zabójcza. Stosuję również, rzadko bardzo co prawda, terror nawet. Ironiczny!
Szczególnie niebezpieczna jest ironia dla tych osób, które kłamstwem bądź przymusem próbują utrzymać dla siebie pozory czci lub pozorną, powierzchowną cześć. Dla takich osób każda ironia staje się niezwykle zjadliwa i zabójcza. Osoby wolne od kłamliwych pozorów nie mają powodu obawiać się pocisków ironii. Tak na przykład poważna i rzetelna praca burmistrza nie ponosi żadnej szkody moralnej, jeżeli ten czy ów (siebie mam oczywiście na myśli) opisuje ją ironicznie i szyderczo. Sztuczny natomiast autorytet jest niezwykle na ironię czuły. I powiada niejako: „Nie lubię bardzo, jak ktoś robi ze mnie idiotę”.
Tak więc, Roman Krauze pomylił pojęcia podstawowe. W jego rozumieniu, używając ironii, próbowałem go ośmieszyć i poniżyć. Nie musiałem tego robić. On ośmiesza się sam. Permanentnie! Ale to temat na inną bajkę. Bohaterem jej jednak Romana Krauze nie uczynię. Nie zasłużył na tyle reklamy!
W swoich pytaniach nie zawarłem ocen moralnych. A mógłbym! Nie twierdziłem, że to „złe, niegodziwe, niewłaściwe, niemoralne, podłe, haniebne”. Ja zadawałem tylko pytania. I nie były to na pewno „chamskie pytania”, jak stwierdził Roman Krauze. To on dokonał oceny moralnej mnie i moich pytań. Że jestem chamem i kłamcą. Że poniżam go i ośmieszam. Żem człowiek wsteczny, a nawet wszeteczny... Szanuję jego zdanie! I się nie zgadzam.
Po raz kolejny Roman Krauze uzewnętrznił brak dojrzałości emocjonalnej i odporności na stres. Wśród wielu praw, które człowiek posiada, niezbywalne prawo do słabości posiada również. Ma także prawo do walki poprzez wycofywanie. I z tych praw, Roman Krauze korzysta w całej rozciągłości. W relacji ze mną. Bo z innymi, słabszymi, wedle własnej oceny, poczyna sobie zdecydowanie bardziej agresywnie. Psychikę kaprala prezentując zgoła. Poprzez kazirodcze więzi będąc jednym z ludzi ferajny lubawskiej. Magistrackiej! Co również mocy przydaje mu niezwykłej. Kabaretowej!
Andrzej Kleina