Są rzeczy na wierzchu i ukryte. Ktoś nie ma „jedynki” – zęba – widać to od razu. Gdy nie posiada zęba trzonowego, czy palca u nogi – trudniej to złapać. Miasta są tu uprzywilejowane względem ludzi, defekty swe bowiem mogą zepchnąć na rubieże, swoje centra zaś stale dopieszczać i dopieszczać, czyniąc z nich żywe wizytówki ich teraźniejszej chwały. Trzeźwe to myślenie, bo wszystkiego naraz się nie opanuje, więc stawiamy na to, co turysta może zobaczyć, a jaki turysta np. w Warszawie dotrze do Gocławia czy Wawra – arcypojedynczy.
W Iławie „zapomniane kwartały” to nawet nie dzielnice, a praktycznie dwie ulice: Jasielska i Jagiełły plus niestety wydobyte ostatnio na światło dzienne tyły ulicy Kościuszki (chaszcze, rzędy garaży), a wydobyte za sprawą central parku, czyli nowej alei wzdłuż Iławki, ale jej damy dziś spokój.
Iława postawiła dawno już temu na swoisty „ferwor nowoczesności”. Zburzono mleczarnię, wiele kamienic, wybito teren pod obwodnice – owocuje to tym, że miasto wygląda na nie tyle postawione po wojnie, co po upadku komuny! Zerknijcie: basen, pachnące farbą hotele, galeria, markety, orliki, piękne bloki i trotuary – nawet wspomniana Warszawa to mieszanka nowego ze starym, a Iława nie – brawo i super. I tu dosięgamy też pułapki. Im właśnie poświęcimy dzisiejsze nasze wspólne zastanowienie, zaklęte w prostym pytaniu – co robić?
Doświadczamy bowiem w mieście sytuacji, której metaforą jest nowoczesne mieszkanie, apartament wręcz, w salonie którego obok plazmy na ścianie, pięknych podłóg i kina domowego dostrzegamy starą, taką „po babci” wersalkę, a w kuchni mamy luksusowy robot kuchenny, zmywarkę do naczyń, halogenowe światła, elektroniczny piekarnik i... 40-letnią pożółkłą lodówkę. W innej scenerii może by to nie szpeciło, w tej zaś bije w oczy, mordując całe ogólne wrażenie. Nazwijmy starocie umownie „punktowcami”. Punktowce to moim zdaniem obecnie zmora Iławy, bo jest za ładnie, by dalej sobie spokojnie egzystowały.
Punktowcem nr 1 jest brzydki jak czarownica w bajkach poniemiecki budynek na rondzie przy ulicy Dąbrowskiego, skutecznie niweczący nieziemski widok na nowo powstały Hotel Tiffi, z hotelu zaś zaśmiecający panoramę Iławy. Obszedłem to z aparatem z obu stron. Dla dobra tego miasta trzeba by ewakuować stamtąd ludzi, sprowadzić czołg, jeden wystrzał i ten megaproblem znika. Autentycznie „mega”, drugiego takiego oszpecenia w mieście nie znajdziecie.
Byłem pewny, że podczas którejś fazy budowy hotelu ta rudera zostanie po prostu rozebrana w diabły, tak jak rozebrano na jej prawym skrzydle komis meblowy, taką dobudówkę o walorach syberyjskiego baraku. Hotel tymczasem się osadził, rozświetlił, prowadzi doń wjazd jak do amerykańskich pałaców, a ów starogermański relikt zasłania go jak kurtyna scenę teatru. To jak trabant na parkingu limuzyn. Doznałem załamania estetycznego, fotografując go. Boskie są zwłaszcza ochwaszczone schody po prawej stronie – brr! Trawestując tytuł starej angielskiej komedii „Starsza pani musi zniknąć” – ten budynek też musi zniknąć, najlepiej jeszcze dziś. A czy on ‘pan’ czy ‘pani’ – jego problem, za stary, żeby mieć radość ze sprawdzania płci.
Omówiliśmy cesarza żywych trupów, przejdźmy do przypadków mniej skrajnych, ale też do rychłego wykorzenienia.
Ot, choćby parkowy, leciwy bar z zapiekankami i hamburgerami przy postoju taksówek. Jego bryła, archaiczna, właściwa latom 80. gdzieś, czyni zeń kolejnego „punktowca”, ponieważ za plecami wyrosła mu Galeria Jeziorak, nowoczesny amfiteatr, hala, alejka wokół Jezioraka, etc. Ulica Niepodległości też dziś ultranowoczesna, po remoncie, porządnym naprawdę liftingu. Znam właścicieli baru, to bardzo sympatyczni ludzie, ale zawiadują interesem kolącym w oko. Rok temu bodaj obiła mi się rozmowa przyjezdnych – co to za potworek, psujący teren kulturalnego i spacerowego centrum miasta? Dziś jeszcze można dodać – centrum zakupowego. Pasuje tam jak Murzyn do Ku-Klux-Klanu, przepraszam za cięższe porównanie.
Ulica Sobieskiego to za to bankowo-urzędowe centrum grodu, tam się załatwia sprawy, chodniki są codziennie wydeptywane przez tysiące stóp. I zobaczcie te chodniki – to jedyny punkt Iławy umiejscowiony nieperyferyjnie, w którym wciąż leżą stare płyty, a do tego – co macie możliwość zobaczenia na zdjęciu – efektu dopełnia pordzewiały, bezsensowny łańcuch, który można przecież wyjąć i zawieźć na złom w półtorej godziny. Ani on chroni, ani broni, a ciężko go doprawdy znieść. Pora go raz na zawsze usunąć, a potem zająć się po obu stronach ulicy wymianą nawierzchni. Odcinki są w sumie niewielkie, a wizerunkowo miasto pójdzie kilka poziomów w górę. Sobieski to dla mnie kolejny punktowiec do odcięcia.
Jako ciekawostka – położono ostatnio piękny polbruk i nowy asfalt nie zgadniecie, gdzie – na zaściankowej ulicy Ogrodowej. Kto decyduje o takich sprawach? To jakby do samochodu potrzebującego wielu napraw najpierw wlano benzynę, a po roku wzięto się za remont, by mógł ruszyć. Ogrodowa przed Sobieskim? Może któryś decydent spędził tam szczęśliwe dzieciństwo? Ale bez żartów.
Niestety punktowcem stał się dla mnie też Dom Weterana ze swoją upadłą na kolana okolicą. Teren tam imponujący, a zrobił się slums wokół zniszczonego budynku. Aż się prosi z poziomu Starego Spichlerza czy alejki spojrzeć do góry i ujrzeć coś dopełniającego krajobraz, a tam stare, duże drzewa, krzewy i zielonkawy budynek o wdzięku ropuchy.
Wiadomo, że każdy dzisiejszy przypadek jest inny, niemniej wszystkie są odzewem na strategię zasygnalizowaną na początku: czyścimy do bólu centrum, ono musi lśnić, reszta niech czeka. Nie jesteśmy Katarem ociekającym ropą, a Polską – do tego jej regionem słabszym finansowo. Władze przy tym absolutnie posądzam o chęć czynienia dobra, stąd pokazałem im, a przede wszystkim czytelnikom bolączki okiem swego aparatu, a jego kadr nie kłamie.
Słowem w pigułce podsumowujacej – nie ma się czym szczycić na Sobieskiego, a na Dąbrowskiego jest, tylko rzężący trup na radość nie pozwala – tyran, obalić go!
LESZEK OLSZEWSKI
Król iławskiej szpetoty AD 2013 – pokłońmy się!
Obskurna, pozostawiona z przedwojennej rzeczywistości
poniemiecka rudera kradnąca przestrzeń i estetykę
u wrót bajkowego Hotelu Tiffi, ul. Dąbrowskiego
„Trup” od strony frontonu i dziedzińca
pięciogwiazdkowego hotelu. Siedziba między innymi
Inspekcji Weterynaryjnej – znajdźcie im gdzieś lokum,
a trupa czym prędzej wyburzmy!
Prawe, sąsiadujące z ulicą i rondem
skrzydło rudery – istne schody do piekła!
Kto się złapał za głowę i nie wierzy
– proszę dojść i popodziwiać!
Wstyd, wstyd, wstyd! Ulica Sobieskiego
– takie płyty chodnikowe kolejną dekadę prowadzą ludzi
m.in. do szpitala i na dworzec. Kiedy ktoś władny zdecyduje się
w końcu usunąć to odium z bankowego
i urzędowego centrum grodu?
Odrzucające, pordzewiałe łańcuchy na ul. Sobieskiego.
Czemu nie pozbyć się ich choćby jutro?
Istna komedia ludzka – centrum miasta
w rdzy i hałdach, a tu świeżo dochuchana
(nowe chodniki i asfalt!), peryferyjna ulica Ogrodowa.
Żartem – może któryś radca miejski
na Ogrodowej dorastał?
Skaza na reprezentacyjności parku miejskiego
i okolic (Galeria Jeziorak, amfiteatr, etc).
Do jadłodajni nic nie mam, właścicieli pozdrawiam,
ale ten chwast uwiązany w niedzisiejszej bryle
czas już chyba porąbać na opał!
Dom Weterana i cała parcela go otulająca
(powybijane schody, paskudna zieleń)
to dziś zwiędła zapadłość – niestety chyba trzeba
zrównać to z ziemią i ponownie zagospodarować
tę piękną skarpę już na moduł XXI wieku