Nasz czytelnik poprosił nas o wyjaśnienie, czy każda kolizja drogowa kończy się mandatem. Okazuje się, że jest to suwerenna decyzja wyłącznie... samego policjanta. Czy tak być powinno?
– W gazecie z 4 stycznia opisywaliście zderzenie opla z drzewem na trasie Kisielice-Łęgowo – pisze do nas w liście czytelnik Józek. – W numerze z 11 stycznia o poślizgu i dachowaniu auta w rowie, gdzie kierowca dostał mandat. W pierwszym wypadku nie ma wzmianki o karze. Proszę o wyjaśnienie, czy każde takie zdarzenie jest karane mandatem, czy zależy to od dobrej woli policji?
W pierwszym zdarzeniu, o którym pisze nasz czytelnik, sprawcą kolizji był Eugeniusz Rogowski, prezes OSP Jędrychowo (gm. Kisielice). Na miejscu byli strażacy z OSP w Kisielicach. Samochód został sprzątnięty jeszcze przed przyjazdem policji, która stwierdziła, że w tym przypadku interwencja jest zbędna.
Sprawcą drugiej kolizji był Krzysztof J. (44 lata) ze Sztumu. Wpadł w poślizg i wywrócił auto w rowie. Dostał mandat.
Poprosiliśmy Sławomira Nojmana, oficera prasowego iławskiej policji, o wyjaśnienie sprawy, która nurtuje czytelnika.
– Nie ma dwóch takich samych zdarzeń – odpowiada Nojman. – Policjant na miejscu kolizji drogowej ocenia zachowanie sprawcy czynu, wyjaśnia istotne okoliczności i suwerenną decyzją policjanta jest to, w jaki sposób zakończy interwencję, jednak zawsze musi to uczynić w granicach obowiązującego prawa. Takie możliwości dają policjantowi przepisy Kodeksu wykroczeń. W sprawie zdarzenia na trasie Kisielice-Łęgowo należy zauważyć, że policjanci nie podejmowali interwencji wobec uczestnika zdarzenia, gdyż zdążył on uprzątnąć pojazd przed ich przyjazdem.
NATALIA ŻURALSKA