Tragiczny wypadek w nielegalnej kwaszarni kapusty i ogórków zabrał im kochającego męża i ojca, jedynego żywiciela rodziny. Wdowa po tragicznie zmarłym, choć żadne pieniądze nie wynagrodzą jej straty, będzie się domagała odszkodowania od właściciela zakładu w Bałoszycach.
Jan Goszcz (43 l.) pracował w zakładzie produkującym kapustę i ogórki kiszone od dwóch lat. W Bałoszycach (gmina Susz), oddalonych o kilka kilometrów od Wiśniówka, pracuje wielu mężczyzn z jego miejscowości. W zakładzie sadzi się warzywa, zrywa, szatkuje i kisi w specjalnych silosach.
NIE LUBIŁ TAM WCHODZIĆ
– Mąż nigdy nie lubił wchodzić do tych silosów – wspomina Mirosława Goszcz, żona tragicznie zmarłego. – Miał jakieś przeczucie…
Feralnego dnia Jan przebywał w silosie. Najprawdopodobniej stał na drabince i wyrzucał z niego kapustę.
– Podobno paleta się osunęła i ten cały gaz wybił do góry – kontynuuje wdowa. – Mąż krzyczał na ratunek. Usłyszał go pracujący niedaleko młody chłopak i wskoczył, żeby go wyciągnąć.
Jan Goszcz nie przeżył. Krystian Klonowski, który chciał go ratować, również zatruł się gazem. W ciężkim stanie trafił do prabuckiego szpitala.
NAGLE PRZESTRZEGAJĄ PRZEPISÓW
Mirosława Goszcz uważa, że pracodawca jej zmarłego męża nie dbał o ludzi.
– Oni robili tam bez masek i w ciuchach, w których chodzili do pracy – mówi. – Teraz nagle znalazła się odzież ochronna i wszystko.
Jan Goszcz, jak mówi jego żona, pracował legalnie w zakładzie od czerwca tego roku. Jej maż skarżył się na pracę w zakładzie.
– Mówił, że tam śmierdzi – opowiada dalej wdowa. – Kiedy jednak razem z innymi pracownikami poskarżył się kierowniczce zakładu na smród, poleciła mu się umyć! Kiedy ktoś narzekał, pokazywała ręką na bramę. Każdy ma rodziny i nie chciał stracić pracy. Mąż nie lubił wchodzić do tych silosów. Nigdy nie chciał. Kierowniczka zawsze akurat jemu kazała tam wchodzić.
Mirosława Goszcz będzie domagała się odszkodowania: – Jeżeli tam by było wszystko dobrze, to mąż by dziś żył – płacze.
Rodzina została bez środków do życia: – Pod moim dachem jest jeszcze dwóch synów i córka z wnuczkiem. Tylko jeden syn mieszka ze swoją rodziną samodzielnie – wyjaśnia łamiącym się głosem. – Nie wiem, jak sobie poradzę…
DZIĘKUJĄ KRYSTIANOWI
Artur Goszcz, jeden z synów tragicznie zmarłego, pragnie za naszym pośrednictwem podziękować Krystianowi Klonowskiemu, który nie bacząc na nic, wskoczył do silosu ratować starszego kolegę. Krystian również zatruł się gazem, jednak lekarze pogotowia przywrócili mu czynności życiowe. Helikopterem został przewieziony do prabuckiego szpitala. Trafił na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Ostatnio jego stan się poprawił i został przeniesiony na oddział wewnętrzny.
– Byliśmy u niego. Mówił, że czuje się dobrze. Narzekał tylko na zawroty głowy – dodaje Artur Goszcz.
MÓWI INSPEKCJA PRACY
– Mężczyzna, który zginął w wypadku, był zarejestrowany od grudnia ubiegłego roku. Młodszy człowiek, który przebywa w szpitalu, również był zarejestrowany, ale od niedawna – mówi Jacek Żerański, rzecznik prasowy Państwowej Inspekcji Pracy w Olsztynie. – Trudno teraz dociec, czy ktoś pracował „na czarno”. Jeśli zakład nie prowadził listy obecności, to musieliby się znaleźć świadkowie. To już sprawa dla sądu. Faktem jest, że obaj mężczyźni byli zarejestrowani i należą się im odszkodowania.
Właściciel zakładu pozostaje nieosiągalny, jego telefony nie odpowiadają.
MAGDA MAJEWSKA
Mirosława Goszcz, wdowa po tragicznie zmarłym
Janie, nie wyobraża sobie następnych dni.
Dotąd tylko mąż utrzymywał rodzinę.
Nie wie, jak sobie teraz poradzi.