Prokuratura bada sprawę pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci pracownika lubawskiego Swedowoodu. Własne postępowanie prowadzi także olsztyńska Inspekcja Pracy. Jak podkreśla rzecznik inspekcji niewątpliwie doszło do złamania przepisów.
Przypomnijmy: do wypadku, któremu uległ Tomasz F. (36 l.) z Byszwałdu (gm. Lubawa) doszło w piątek 11 marca w lubawskiej fabryce Swedwood. Mężczyzna pracował na maszynie lakierniczej, która służyła do nakładaniu nadruków na meble. W trakcie pracy jego ręka dostała się między taśmę a wałek. Ręka połamała się w kilku miejscach i została zmiażdżona. 36-latek najpierw trafił do szpitala w Iławie, a następnie w Elblągu, gdzie po 4 dniach zmarł.
– Stan pacjenta w chwili przyjęcia do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, Oddziału Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej oraz w momencie przekazania do innej placówki był dobry i stabilny, nie było podstaw do oceny zagrożenia życia – informuje Żaneta Jończak, rzecznik iławskiego szpitala. – Były natomiast problemy z ukrwieniem przedramienia i ręki. Do momentu rewizji operacyjnej nie można było ostatecznie stwierdzić czy nie będzie powikłań. Kończyna kwalifikowała się do pilnego zabiegu operacyjnego, do którego pacjent został przygotowany.
Sprawę wypadku i śmierci mężczyzny bada iławska prokuratura.
– Czekamy na wyniki sekcji zwłok mężczyzny – informuje Jan Wierzbicki, prokurator rejonowy.
Sprawa jest w początkowej fazie, dlatego póki co nikomu nie postawiono zarzutów. Postępowanie jest prowadzone w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Prokurator zapytany, czy badany jest wątek niedostatku paliwa w helikopterze medycznym, który miał przewieźć mężczyznę do szpitala w Elblągu i czy ten fakt miał wpływ na stan mężczyzny, odpowiedział, że wszystkie pojawiające się w tej sprawie wątki będą badane.
Własne postępowanie prowadzi także Okręgowa Inspekcja Pracy w Olsztynie.
– Z pewnością doszło do złamania przepisów – komentuje Jacek Żerański, rzecznik OIP. – Mężczyzna regulował taśmę w maszynie podczas jej pracy, co jest niedopuszczalne. Badamy tylko czy robił to z własnej inicjatywy, czy na czyjeś polecenie. Niestety nie zdążyliśmy go przesłuchać. Obecnie możemy się opierać tylko na zeznaniach świadków. To trudna sprawa.
Bezpośrednich świadków wypadku nie było i mimo, że teren zakładu jest monitorowany miejsce wypadku nie było nim objęte.
– Za złamanie przepisów grozi mandat do 2 tysięcy złotych – mówi Żerański. – Jeśli sprawa trafi do sądu, to kara może sięgać nawet 30 tysięcy.
Do tematu wrócimy.
JUSTYNA JASKÓLSKA
* za tydzień zamieścimy wspomnienie naszego felietonisty Tomasza Reicha o zmarłym pracowniku