Andrzej Karczmarski
Moje, warszawiaka, spojrzenie na Iławę nie może być obiektywne. Nie może, bo uważam całkiem serio, że Iława mogłaby być centrum turystycznym Warmii i Mazur. A co jest w Iławie dzisiaj? Jak władze lokalne, na czele z burmistrzem Iławy, traktują potencjalnych inwestorów?
Zawsze byłem (i jestem nadal) zachwycony tym pięknym miastem, Iławą. Moje odczucie może być tylko subiektywne, chociażby dlatego, że z kilkoma osobami (które również uważały, że Iława już dawno powinna być dużym, znanym ośrodkiem turystycznym w kraju i poza granicami), chciałem zainwestować trochę środków finansowych właśnie w Iławę. Oczywiście nie jako filantrop, ale jako biznesmen, który zauważył, że Iława jest idealnym miejscem na prowadzenie działalności turystycznej i zarabiania uczciwych pieniędzy. Ku zadowoleniu wszystkich – rzecz jasna.
Wiedziałem jednakże, że niestety Iława nie ma podstawowego zaplecza hotelowego i gastronomicznego, bez którego jakakolwiek działalność turystyczna i promocja gospodarcza – obecnie i w przyszłości – nie ma ekonomicznego sensu, po prostu nie ma jakichkolwiek racji bytu.
W 2003 roku złożyłem do burmistrza Iławy Jarosława Maśkiewicza ofertę na kupno starego budynku po komendzie policji przy ulicy Kościuszki.
Założenia proste: hotel na 60-80 miejsc, sale gastronomiczne i szkoleniowe, winiarnia, ośrodek szkoleniowy i konferencyjny, może biuro podróży, współpraca ze stadniną koni, wypożyczalnią sprzętu pływającego. Zamierzenia całkiem realne. I jeszcze kilka innych, ciekawych pomysłów, których oczywiście nie miałem wtedy zamiaru zdradzać.
We wrześniu ubiegłego roku byłem w Iławie z przedstawicielami dwóch biur turystycznych z Niemiec – z Hamburga oraz z Drezna. Poszukiwali miejsc noclegowych na Warmii i Mazurach dla autokarowych grup – dla imprez w Polsce i przejazdowych do krajów bałtyckich. Razem z moim wspólnikiem (prowadzi pod Warszawą dużą firmę budowlaną), a także ze sprowadzonym, znajomym i znanym warszawskim architektem i plastykiem (dekoratorem wnętrz) po przeprowadzeniu wstępnej ekspertyzy budowlanej doszliśmy do wniosku, że obiekt ten spełnia w obecnym stanie wymagania na „przerobienie” go do powyższych celów. Niepokoił tylko trochę stan budynku – coraz bardziej zaniedbanego, bez opieki, z przeciekającym dachem, z zalewanymi murami nośnymi, odpadającymi tynkami.
Nie ulegało wątpliwości, że obiekt musi jak najszybciej znaleźć gospodarza. Odbyłem zatem wizytę w iławskim ratuszu (w obecności oczywiście pana burmistrza), składając na miejscu najpierw ustną i zaraz potem ofertę pisemną.
Oferta jak oferta, zawierała wstępne założenia remontowe i ofertę cenową, ale podkreślałem w niej stan budynku i przede wszystkim – nade wszystko! – prosiłem (pisemnie) o pilne zabezpieczenie rynny, urwanej dwa metry nad ziemią, z której lała się woda bezpośrednio na mury. Zwracałem uwagę, że stan ten może spowodować nieodwracalne następstwa, zwilgocenie murów i grzyb. Określiłem nawet koszt naprawy rynny na około 200 złotych.
Z kolei przedstawiciele miejscowych władz zainteresowani byli – jak mi się zdaje – najbardziej terminem zakończenia remontu. Ustaliłem, że przy przychylności władz (zezwolenia, opinie itp.) na które czeka się czasami długo, ale niekoniecznie zawsze trzeba „czekać” długo, obiekt po remoncie i przy zabezpieczeniu finansowym może być gotowy na Nowy Rok 2004-05. Na to usłyszałem w rozmowie (chyba od sekretarza miasta, ale głowy nie daję), że przedstawiona przeze mnie propozycja jest „najbardziej sensowna z wszystkich dotychczasowych”. Rozmawialiśmy też oczywiście o kwocie sprzedaży, została ona podniesiona przez miejscowe władze i zaakceptowana (pisemnie) przeze mnie. Mówiąc szczerze byłem już przygotowany na dalsze negocjacje końcowe dotyczące terminów, jak i warunków płatności. Widziałem finał. Jakże się przeliczyłem...
Udajcie się dzisiaj na teren starego budynku po policji przy ulicy Kościuszki. Rynna nadal urwana, oczywiście nie naprawiona, ale zmieniona, bo urwano (ukradziono?) dalszy jej kawałek. Woda nadal wcieka w mury. Zielona, duża, spowodowana zaciekiem plama już wyraźnie widnieje na murze. A mija właśnie prawie rok od mojej prośby – niejako interwencji.
Boicie się szanowni czytelnicy, że nie dostaniecie się na teren tego obiektu? Nie bójcie się. Siatka rozerwana, szyby potłuczone, drzwi od garaży powyrywane, kable z murów zewnętrznych również wyszabrowane, drzwi do budynku – pootwierane. Nie wiem co jest w środku, nie wchodziłem, nie moja własność. Ale przecież były tam jeszcze chociażby do zabrania żeliwne grzejniki, kocioł grzewczy, klamki, zamki. Może przydadzą się chociaż w skupie złomu ? Może tak... Może na złomie będą lepiej wykorzystane...
Podobno zmienił się właściciel. W trzy miesiące po moich rozmowach (zresztą po mojej pisemnej interwencji w sprawie udzielenia JAKIEJKOLWIEK odpowiedzi na złożoną przeze mnie propozycję), władze miasta Iławy poinformowały mnie nagle, że obiekt został sprzedany za kwotę o 40 tys. większą niż łączna cena oferowana przeze mnie. Tym nowym właścicielem stała się jakaś firma prywatna, ale mniejsza o to.
Tu chcę być dobrze zrozumiany. Nie mam pretensji, że budynek został sprzedany komuś innemu. Decydują warunki ekonomiczne i finansowe. Jeżeli więc ktoś wyłożył zaraz gotówkę i przedstawił lepszy plan zagospodarowania obiektu niż mój, to jego sprawa. My zainwestowaliśmy już pieniądze (niemałe przecież, w innej części kraju, niestety nie w Iławie).
Nie zabierałem w tej sprawie głosu do chwili, kiedy nie zobaczyłem aktualnego stanu obiektu po starej policji. I gdyby nie kilka faktów, o których muszę wspomnieć chociażby poniżej.
Już sam wjazd do Iławy od strony Olsztyna – po prostu straszy jak w filmie. Zabytkowy młyn może zaoferować w chwili obecnej tylko powybijane okna, popękane mury i kompletnie zaniedbany teren. Ale chyba wszyscy się do tego przyzwyczaili, bo taki stan trwa przecież już do lat. Jednak jest dziwne, że władze miasta przechodzą nad tym do porządku dziennego. Nie świadczy to jednak dobrze o gospodarzach miasta. Ale widocznie tak musi być i nic nie da się z tym zrobić.
W centrum Iławy inny obiekt – kolejny kwiatek: zestaw sklepów na parterze, blisko jeziora, a dookoła stan „wiecznie przed remontem”, stan totalnego zaniedbania. A trwa to już sporo lat. Podobno właścicielem tego obiektu też jest firma prywatna. Podobno ta sama, która nabyła od burmistrza budynek po starej komendzie policji.
A obiekt ten, w którym dziś działa częściowo handel, aż się prosi o remont, postawienie obiektu hotelowego, gastronomicznego, może centrum handlowego. Położenie znakomite, centrum miasta, widok na jezioro, miejsca parkingowe. Coś wspaniałego dla inwestorów! A tu taki stan leżakowania trwa od lat. Sądzę, że wszyscy mieszkańcy Iławy dobrze wiedzą o jaki obiekt chodzi i w jakim miejscu (stąd dwa kroki do wiaduktu).
Czemu się czepiam i do czego piję? Otóż tłumaczę. Prosty przykład z jednej tylko branży – ze sportu.
Ponieważ od szeregu lat mam do czynienia z organizacją masowych imprez sportowych, ostatnio rozmawiałem z kilkoma znanymi osobami w sprawie organizacji lekkoatletycznych halowych imprez w Iławie. Skok wzwyż, skok o tyczce, pchnięcie kulą, to wymarzone konkurencje halowej lekkoatletyki. Rozmawiałem z bardzo poważnymi osobami: Robertem Korzeniowskim, Arturem Partyką, Sebastianem Chmarą, Jarosławem Kotewiczem.
Wszyscy mówią tak: miejsce świetne, dogodne połączenia, dobra hala, lekkoatletyczne tradycje (kto pamięta, że w Iławie kiedyś trenowali lekkoatleci słynnego wunderteamu pod wodzą Jana Mulaka?), są tu oddani trenerzy i działacze, ale nie ma elementarnej bazy hotelowej. Gdzie ulokować 100-150 osób? (krajowych i zagranicznych). Gdzie wyżywić? Wozić do Olsztyna, Ostródy, Starych Jabłonek? Można, tylko po co? Zwiększy to nie tylko koszt imprezy. Jest to też szalenie niedogodne dla organizatorów. I czy miasto Iława na tym zarobi?
Miejsc w Polsce (nawet na Mazurach), spełniających te warunki, jest kilka. Największa impreza lekkoatletyczna sezonu halowego w Polsce, w przyszłym roku, odbędzie się więc nie w Iławie, ale w Bydgoszczy. I tam pojedzie Monika Pyrek, Anna Rogowska, Jelena Isinbajewa, Swietłana Fieofanowa. A ja pytam: czy taka impreza nie przyniosłaby splendorowi miastu Iławie?
Zakładam z całości i doświadczenia własnego, że obiekt po policyjny ma już koncepcję zagospodarowania. Pewnie sporządzane są plany, koncepcje. Za rok, a może dwa lub więcej oczaruje nas nowy, funkcjonalny obiekt przy ważnej ulicy tranzytowej w Iławie. Zapraszam się na otwarcie! Tylko pytanie: co to będzie? Kolejna sypialnia?
Owszem, ludzie potrzebują mieszkań i chwała firmom budowlanym, że takie – po grudzie, ale jednak – bloki mieszkalne powstają. Tylko czy centrum miasta akurat w tym miejscu, to najlepsze rozwiązanie? Czy stać Iławę na to, aby najatrakcyjniejsze miejsca w centrum wodnego ośrodka nad pięknym Jeziorakiem (Małym i Dużym) dosłownie „przeżerać” na klonowanie kolejnych sypialni?
Jakieś pół roku temu (może ponad) władze Iławy ogłosiły przetarg na tereny inwestycyjne pod obiekty hotelowe przy ulicach Dąbrowskiego i Biskupskiej. Nic w tym dziwnego, wiele miast tak robi – tyle tylko, że najczęściej poprzedzone to jest kampaniami promocyjnymi.
A w Iławie, jak niesie wieść prasowa, jakieś potajemne rozmowy, stolikowe układy, przetasowania, dogadywania, utajnianie posiedzeń organów władzy publicznej itp. Nie bez echa pozostają sprawy sądowe, a także kilku osób problemy z przeszłością. Na odległość pachnie zepsuciem. Nie dziwię się, że na takiej glebie lokalni dziennikarze podejrzewają władzę o nadużycia, a nawet korupcję.
Znam kilka osób w kraju, które czytało ogłoszenia o przetargach na inwestycje turystyczne w Iławie. Czytało kilka, a może kilkanaście razy. I nie mogło zrozumieć, że przetarg ogłaszany jest bodajże w piątek, a pieniądze (wadium) trzeba wpłacić w poniedziałek. Dodajmy – ogromne pieniądze! Na decyzję, a więc wszelakie ekspertyzy, wstępne plany ekonomiczne, podjęcie kolejnych kroków (często przecież nie jednoosobowo, lecz zespołowo), zostało naprawdę „sporo” czasu – chyba ze dwa lub trzy dni...
Nikt nie lubi być traktowany jak idiota lub Janosik, jeżeli ma wyłożyć swoje duże pieniądze. I chce przynajmniej w założeniach być traktowany jako partner dla miasta i władz, w których widzi współpracownika lub partnera na wiele lat. Chyba, że potencjalny inwestor jest już na to przygotowany. I ryzykując szaleństwem potrafi podjąć błyskawiczną decyzję. W dwa lub trzy dni...
A może nie trzeba tracić czasu na plany zagospodarowania terenu? Właściciel właściwie wszystko już zrobił – określił ilość miejsc noclegowych, ilość miejsc gastronomicznych, kategorię, zaplecze. Być może w ogłoszeniu z przeoczenia nie podano tylko wymaganych rozmiarów łóżek i szaf na ubrania lub szerokości umywalek... Efekt? Jest już wiadomy. Zero. Brak jakiegokolwiek realnego zainteresowania Iławą. Klapa.
Tylko czy te tereny naprawdę chciano sprzedać pod inwestycje na działalność turystyczną?... Ogłoszenie czytałem bodajże w jakiejś gazecie wojewódzkiej. Ciekaw jestem, czy ukazało się w prasie ogólnopolskiej? Zakładam, że tak, pewnie w „Rzeczpospolitej”, bo jeżeli szukamy dobrych inwestorów, to pewnie z całego kraju. Jeżeli nie – wszystko to niezbyt ładnie pachnie.
Inicjatywy władz miasta Iławy od wielu lat są naprawdę znakomite. Po prostu miód i śmietana. Kilka hoteli jednocześnie, najlepiej od razu klasy lux lub kilku nawet gwiazdkowych – baseny, kręgielnie, bary, nocne kluby, sale konferencyjne itp. Tyle, że o lądowiskach helikopterów, stadninach koni, kolejkach szynowych, polach golfowych już gdzieś czytałem... I było to chyba już z 10 lat temu. I co? I nic. Niestety nadal nic. Na kolejnych obietnicach się skończyło. Za to lokalni politycy na tych obietnicach wjechali na stanowiska, jak się wjeżdża samochodem do garażu. A potem już tylko pstryk, gasimy światło, zamykamy drzwi na klucz i... cisza. Temat odpoczywa...
Wydaje się, że trzeba zejść na ziemię i przestać bujać w niebiosach. Marzenia o potędze turystycznej są bardzo piękne i godne najwyższych pochwał. Również z nieba. Tyle, że w tej sprawie niebiosa chyba nie pomogą. A wygląda na to, że brakuje po prostu koncepcji turystycznego rozwoju miasta Iławy. A właściwie realnego, rzeczowego programu. Realnego, a przynajmniej – fachowego.
Iława ze swoim położeniem – dogodne, stosunkowo bliskie z Warszawą, Wybrzeżem, Bydgoszczą, Olsztynem – posiadająca przepiękne jezioro, znakomite tereny leśne, świetną halę sportową, stadion, mogłaby w krótkim czasie stać się bazą treningową dla wielu dyscyplin sportowych (sam znam jeden ze związków, który poszukuje całorocznej bazy szkoleniowej). A jednocześnie mogłaby stać się również wymarzoną bazą turystyczną. Iława po prostu zasługuje na umiejscowienie jej na turystycznej mapie Polski.
Panowie zarządzający miastem! Żeby was – iławian – ktoś nie wyprzedził. A może już wyprzedził... Czy nie widzicie jak działają w Polsce niektóre miasta? Czasu nie macie za dużo.
Za dwa lata wybory, władza się zmieni, a Iława i jej mieszkańcy zapewne nadal zostaną z obietnicami. Znakomitymi, wspaniałymi obietnicami.
ANDRZEJ KARCZMARSKI
Warszawa