Niespełna 3-letni Kacper z Szymbarka został przygnieciony przez cegły z budynku starej chlewni. Rodzice sami zawieźli chłopca do iławskiego szpitala. Jak mówi świadek zdarzenia, dyspozytor pogotowia nie odbierał telefonu. Tragedia wydarzyła się w niedzielę około godziny 11:00.
2,5-letni Kacper Wiśniewski bawił się na podwórku razem z braćmi. Najpierw w piaskownicy, a potem w pobliżu budynku gospodarczego, który znajduje się na posesji Ireny i Zbigniewa Wiśniewskich.
RUDERA GROZIŁA ZAWALENIEM
– To nie jest budynek rodziców zmarłego dziecka – mówi Elżbieta Wiśniewska, ciocia zmarłego chłopca. – Ta rudera należy do agencji rolnej. Oni tego nie wykupili, bo nie mają za co. Dach zawalił się tam już rok temu.
Policjanci ustalili, że budynek, z którego posypał się gruz, należy w części do osób prywatnych, a w części do Agencji Nieruchomości Rolnych.
– Ponieważ to właściciel odpowiada za stan techniczny budynku, trudno na razie powiedzieć, komu w tej sprawie przedstawimy zarzuty – mówi Janusz Skuzjus, oficer prasowy iławskiej policji. – Dalsze kroki podejmiemy wraz z nadzorem budowlanym starostwa w Iławie.
Wiśniewscy już wcześniej alarmowali, że budynek niszczeje i grozi zawaleniem. Sprawą zajmuje się już iławska prokuratura – wszczęto dochodzenie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.
UKŁADALI CEGŁY
Trójka chłopców bawiła się na podwórku. Mały Kacper najpierw siedział w piaskownicy, a potem ruszył w ślad za starszymi braćmi.
– My układaliśmy te cegły, co wcześniej spadły – mówi Arek, brat Kacpra. – Kacper podszedł do nas, chciał otworzyć te stare drzwi i...
... w tym momencie zwaliła się część szczytowa ściany starej chlewni. Cegły przygniotły i przysypały chłopca. Ktoś przyniósł dziecko do domu i krzyknął, że Kacper nie żyje.
– Mamusia mówiła, że nie wolno nam się tutaj bawić – płacząc mówią chłopcy. – Nie wejdziemy już tu nigdy.
CO Z POGOTOWIEM?
Świadkowie mówią, że w chwili tragedii nie można było skontaktować się z pogotowiem.
– Od razu zadzwoniliśmy po pogotowie – mówi Elżbieta Wiśniewska. – Matka chłopca siedziała na ławce i strasznie krzyczała, że Kacperek nie żyje. W słuchawce, po wykręceniu numeru 999, było słychać tylko muzyczkę. Nikt nie odbierał telefonu. Jeden z sąsiadów zabrał chłopca i matkę do Iławy. Nawet z samochodu dzwoniła o pomoc.
Pomimo reanimacji w szpitalu, chłopiec zmarł w wyniku silnych obrażeń głowy.
– W niedzielę dyspozytor był na miejscu, telefon też był sprawny. Nasze aparaty nie odtwarzają żadnej muzyczki – mówi z kolei Dorota Witkowska, kierownik iławskiego pogotowia. – Z Szymbarka nie zarejestrowała się żadna rozmowa. W niedzielę w krótkim okresie czasu były jedynie dwa głuche telefony. Połączenia były jednak tak krótkie, że nie mogliśmy nawet ustalić dzwoniącego numeru.
JOANNA MAJEWSKA