Wanda Kułakowska, mieszkająca od dziecka w Kazachstanie, przyjechała w 1997 roku na pobyt stały do Polski. Na zaproszenie ówczesnych władz Zalewa osiedliła się na stałe w Witoszewie gmina Zalewo. Wraz z nią adoptowano całą jej najbliższą rodzinę, a także stryja – znanego na całym świecie artystę Alfonsa Kułakowskiego. Otrzymali oni status repatriantów. Ówczesny burmistrz Zalewa – Bogdan Hardybała zagwarantował Wandzie Kułakowskiej stały byt i pracę, aż do osiągnięcia wieku emerytalnego. Jednak nowy burmistrz Zalewa ma na tę sprawę inne spojrzenie.
W 1997 roku wiele ogólnopolskich gazet rozpisywało się na temat rodziny Kułakowskich, repatriantów z Kazachstanu, która osiedliła się w niewielkiej wsi Witoszewo. Wanda Kułakowska otrzymała wówczas od burmistrza Zalewa pisemną gwarancję, że zostanie jej zapewniony godny byt i praca aż do momentu osiągnięcia wieku emerytalnego.
Kobieta zostawiła w Kazachstanie przyjaciół i dalszą rodzinę. Tu poznała Marka Jaszczyńskiego, za którego wyszła za mąż. Wspólnie prowadzą dom otwarty, otoczony sztuką i przyrodą, a także stadninę koni i gospodarstwo agroturystyczne.
LATA TŁUSTE
– Cieszyłam się, że mogę zamieszkać w tak pięknym miejscu – mówi Wanda Kułakowska. – Zamieszkaliśmy w budynku po byłej szkole w Witoszewie. Takie lokum nam przygotowały władze gminy Zalewo. Dom był duży, więc starczyło miejsca na przygotowanie pracowni malarskiej dla mnie i stryja.
Kułakowskiej zaproponowano pracę w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury. Miała uczuć sztuki, malarstwa, a także gry na instrumentach muzycznych. Do tego Bogdan Hardybała, ówczesny burmistrz Zalewa, zobowiązał się, że podejmie wszelkie kroki, aby znalazła stosowną co do wykształcenia pracę. Takie zapewnienia składał także publicznie.
– Obiecywał żonie, że będzie pracowała w pełnym wymiarze pracy aż do emerytury – wyjaśnia Marek Jaszczyński, mąż pani Wandy. – Gdyby wtedy wiedziała, że ta obietnica zostanie zerwana, gdy zmienią się rządy na pewno żona wraz z rodziną nie osiedliłaby się w Witoszewie.
Z początku pracowało jej się wspaniale. Na zajęcia przychodziło dużo dzieci. Wiele z nich miało zainteresowania muzyczne i przychodziły do starej szkoły, by uczyć gry na pianinie.
– Robiłam wszystko, by te dzieci były szczęśliwe – mówi Kułakowska. – Sama czasami kupowałam farby i pędzle do domu kultury. Brakował nie raz potrzebnych rzeczy, ale jakoś nauka szła.
M-GOK w Zalewie jest organizacyjnie i finansowo podległy gminie. Dzisiaj Andrzej Dawid, obecny burmistrz Zalewa, przyznaje, że daje wolną rękę dyrektor ośrodka w kwestii doboru personelu.
LATA CHUDE
Przez sześć lat pracy nikt nigdy nie zarzucił Wandzie Kułkowskiej niewywiązywania się z obowiązków. Nie dostała żadnej nagany, ale i zapomniano o nagradzaniu pracownicy i nie zaproponowano żadnego kursu, który poprawiłby jej polszczyznę. Nie wysyłano na wernisaże, sympozja i warsztaty kulturalne.
– Moim zdaniem miała tylko uczyć dzieci malować i grać na pianinie – dodaje Jaszczyński. – Adoptowano ją, więc po prostu musiała być. Dyrektor ośrodka tłumaczyła, że nie ma funduszy na szkolenia dla instruktora muzyki. Zauważyłem, że powoli zaczynają ją odsuwać od prac, które wykonywała.
13 stycznia 2004 roku powiadomiono panią Wandę o zmianie nazwy jej pracodawcy, gdzie zawarto informację o ewentualnej zmianie stosunku pracy. Z Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury powstaje Miejsko-Gminne Centrum Kultury i Sportu (statut z dania 1 stycznia 2004 roku). Od tego czasu o doborze pracowników decyduje już tylko dyrektor centrum.
Co ciekawe, pokwitowanie odbioru wiadomości wystawione jest na datę 31 grudnia 2003 roku.
– Nie wiem, jakim cudem Wanda mogła odebrać to powiadomienie – wyjaśnia Jaszczyński. – W tych dniach była na urlopie i nie mogła odebrać owego pisma, w którym dawano jej 30 dni na podjęcie decyzji w sprawie ewentualnych zmian prawnych dotyczących stosunku pracy. Kolejnym pismem, jakie jej wręczono w dniu 30 stycznia 2004 roku, było wypowiedzenie warunków umowy o pracę, które w swej treści drastycznie zmniejszało czas zatrudnienia żony oraz wysokość wynagrodzenia, a co za tym idzie przyszłe świadczenia emerytalne.
Wanda Kułakowska poszła do burmistrza Dawida celem wyjaśnienia, co wspólnego jej praca ma ze zmianą nazwy ośrodka.
– Burmistrz zapewnił mnie wtedy, że będzie dobrze i nie mam się martwić – mówi Kułakowska. – W październiku zeszłego roku Andrzej Dawid wysłał pismo do Kancelarii Prezydenta Rzeczpospolitej Polski, w którym zapewnił, że dołoży wszelkich starań, by zapewnić mi godny byt.
Kułakowska nie zgodziła się z wypowiedzeniem warunków umowy o pracę i w lutym tego roku złożyła sprawę do Sądu Pracy w Iławie.
POWÓD: SŁABO ZNA POLSKI
Głównym powodem zmiany warunków pracy Kułakowskiej była konieczność zatrudnienia instruktora sportu do nowopowstałego centrum. Tak bynajmniej w swej wypowiedzi sugerowała dyrektor ośrodka Fryderyka Małachowska i burmistrz Zalewa. Z tym nie godzi się Jaszczyński.
– Powód jest całkiem inny – tłumaczy mąż pani Wandy – Tu chodzi o niedostateczną znajomość języka polskiego. Wiele razy wypominano to żonie. Wciąż mówiono, że niby dzieci narzekają na brak komunikacji. Jako przyczynę zmiany umowy żony podano także brak chętnych do udziału w zajęciach dzieci, co w ogóle jest śmieszne, ponieważ dzieci do dziś przychodzą do naszego domu uczyć się gry na pianinie, w tym czwórka dzieci z grupy niepełnosprawnej. Drugi powód to brak pieniędzy i brak etatu dla instruktora muzyki i plastyki. Już w październiku 2003 roku na posiedzeniu komisji zdrowia, oświaty, kultury i spraw społecznych jedna z radnych dosłownie powiedziała: „Kto odpowie za zatrudnienie Kułakowskiej w domu kultury? Ta pracownica bardzo słabo mówi po polsku i dlatego dzieci nie przychodzą na zajęcia”. Przewodniczący rady natomiast stwierdził, że nie można tak dalej ciągnąć zatrudnienia żony, ponieważ mieszka ona już tyle czasu w Polsce, że powinna była się nauczyć języka polskiego.
Jaszczyński twardo przed sądem mówi o dyskryminacji żony, ze względu na język. Ma podstawy: słowa wypowiedziane przez radnych są zawarte w protokole z obrad komisji, który został też przedstawiony w sądzie.
SPRAWA SĄDOWA
Na początku marca w Sądzie Pracy w Iławie odbyła się sprawa. Pełnomocnik burmistrza Zalewa proponował ugodę finansową, ale powódka na taką nie przystała.
– To nie była rozprawa ugodowa – tłumaczy Jaszczyński, który jest pełnomocnikiem żony w sądzie. – Mecenas od samego początku dążył do odroczenia sprawy. Nie miał żadnych konkretnych argumentów. Chciał nawet przerwy, by móc się skontaktować z Dawidem, ale sąd się nie zgodził. W efekcie dowiedziałem się, że pozwani nie mają zamiaru zmienić zasadniczej treści wypowiedzenia warunków umowy o pracę. Pełnomocnik powiedział tylko, że burmistrz może w ramach ugody dać żonie 850 złotych miesięcznie w miejsce dotychczasowych 1.500 złotych. Tak czy siak propozycja burmistrza umniejsza dotychczasowe dochody żony o połowę. Uwłaczającym, ale jedynym logicznym rozwiązaniem pełnomocnika było, żeby żona tuż po rozprawie sądowej udała się do dyrektorów szkół i przedszkoli z podaniem o pracę.
Następną rozprawę sąd przewidział na 25 marca. Ta data jednak, nie jest najlepsza dla Wandy Kułakowskiej: do 15 marca musiała ona złożyć w zakładzie pracy oświadczenie o zgodzie lub nie na proponowane jej nowe warunki pracy i płacy.
– Jeżeli roszczenia żony nie zostaną uznane przez sąd, to straci ona możliwość dalszej kontynuacji zatrudnienia na nowych warunkach – wyjaśnia Jaszczyński. – Może także stracić całkowicie pracę. Na sali nie było pozwanych, więc wydaje mi się, że z ich strony szczerej woli ugody nie ma.
JOANNA MAJEWSKA
Na co powołuje się pani Wanda:
Kodeks Pracy, Rozdział II – Podstawowe Zasady Pracy. Art. 11, pkt. 3: Jakakolwiek dyskryminacja w stosunkach pracy, w szczególności ze względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, narodowość, przekonania, zwłaszcza polityczne lub religijne oraz przynależność związkową – jest niedopuszczalna.
Mówi ANDRZEJ DAWID, burmistrz Zalewa:
Zaczęli kąsać rękę, która ich karmi
– Nie wiem, dlaczego pani Kułakowska ma do mnie pretensje o wypowiedzenie dotychczasowych warunków umowy o pracę. Szefem centrum kultury jest Fryderyka Małachowska i to ona decyduje, kto będzie w M-GCKiS pracował. Dałem jej wolną rękę w podejmowaniu decyzji w kwestii doboru pracowników, ponieważ przebywa z tymi ludźmi więcej niż ja i lepiej ocenia ich pracę. Nie mam zamiaru zbytnio ingerować w pracę kierowników podległych mi jednostek, bo to przynosi odwrotne skutki. Mam pełne zaufanie do swoich kierowników.
Po ostatniej rozmowie z Małachowską wiem, że powiększy się pole działania centrum. Powstanie wiele nowych kółek zainteresowań. Jednak instruktorzy tańca, muzyki i plastyki będą zatrudniani na umowę zlecenie. To ważne posunięcie, bo jak wiemy pomniejsza koszty gminy. Za pół roku ocenię jej nowy pomysł.
Pani Wanda Kułakowska jest osobą dorosłą i dziwię się, że wciąż przystaje przy obietnicy, jaką dał jej mój poprzednik Bogdan Hardybała, którego posunięcie można zaliczyć do światowego ewenementu. Kto dziś, w realnym świecie, obiecuje, że będzie go trzymał na stanowisku pracy do emerytury? Pan Hardybała jeszcze niedawno podpisał oświadczenie, że obiecał Kułakowskiej pracę i musi ją mieć. Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu, żeby zabrał panią Kułakowską do Lubawy na konsultanta w filii Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, której jest kierownikiem. Obiecał, niech dotrzyma obietnicy.
Nieprawdą jest, że została Kułakowskiej wypowiedziana dotychczasowa umowa ze względu na niedostateczną znajomość języka polskiego. Wiem, że radni poruszali tę sprawę na obradach komisji. Sam kilka razy rozmawiałem z panią Kułakowską o możliwości podszlifowania języka polskiego. Ona nie wyraziła takiej chęci. Byłem jedyną osobą, która po pomniejszeniu etatu zaproponowała jej dodatkową możliwość zarobkowania, np. poprzez pracę na zlecenie w szkołach, czy też przedszkolach. Nie będę jednak przez całe życie prowadził pani Kułakowskiej za rączkę. Nie jest dzieckiem i powinna zadbać o swój byt.
Zaproponowałem ugodę, że za pół etatu dostanie 880 złotych miesięcznie. To chyba rozsądne rozwiązanie, ale nie spodobało się mężowi pani Kułakowskiej. Przecież nie mogę komuś płacić pensji za cały etat przy niepełnym wymiarze pracy! Nie mógłbym spojrzeć moim pracownikom w oczy. Starałem się zawsze pomagać tej rodzinie. Ale niestety oni zaczęli kąsać rękę, która ich karmi. Nie będę obecny w sądzie. Reprezentuje mnie radca prawny. Z tego, co wiem, podtrzymamy stanowisko, jakie przedstawiliśmy na pierwszej rozprawie.