Rozmowa z ADAMEM ŻYLIŃSKIM, członkiem Zarządu Województwa Warmińsko-Mazurskiego, mieszkańcem Iławy i byłym jej burmistrzem przez 12 lat, działaczem Platformy Obywatelskiej.
RADOSŁAW SAFIANOWSKI: – Jak się do pana teraz zwracać?
ADAM ŻYLIŃSKI: – Zwyczajowo „panie marszałku”. Każda osoba z zarządu województwa tak właśnie jest tytułowana... Hmm, i jest to dla mnie dość krepujące.
– Dlaczego nie chciał pan startować na burmistrza Iławy zamiast Włodzimierza Ptasznika?
– Wiosną tego roku był taki moment, że miałem mocną pokusę wystartowania w wyborach na burmistrza. Robi tak wielu „upadłych aniołów”, burmistrzów czy wójtów, 4 lata po nieudanych wyborach. Tak zrobił Bogdan Hardybała w Zalewie i udało mu się. Moja pokusa ostatecznie jednak upadła.
– Dlaczego?
– Powody były dwa. Po pierwsze osobista refleksja: czy na dziś jestem w stanie odzyskać w iławskim ratuszu witalność pracy, mając w pamięci moją porażkę wyborczą z 2002 roku? Nie umiałem znaleźć na to prostej odpowiedzi.
– Miał pan żal do wyborców?
– Absolutnie nie! Może dlatego przegrałem, bo miałem błędne przekonanie, że robię dobrze i każdy to zauważa? Nie wiem... Tu chodzi raczej o pewien etap mojej drogi zawodowej. Nie bez znaczenia były też rozmowy z żoną, która stanowczo odradzała mi start na burmistrza.
– A drugi powód?
– Polityczny. Platforma Obywatelska na poziomie Iławy i powiatu uznała, że najbezpieczniejszym i najlepiej przyjętym kandydatem na burmistrza tej partii będzie Włodzimierz Ptasznik. Mnie zaproponowano start do sejmiku i po wahaniach się zgodziłem.
– Czy będzie pan sterować burmistrzem Włodzimierzem Ptasznikiem? Takie komentarze bowiem pojawiały się w iławskim światku politycznym.
– Nie wiem, kogo to pytanie bardziej obraża: mnie czy osobę, która to pytanie zadaje.
– Jest pan człowiekiem, więc całkiem ludzkimi uczuciami są zarówno chęć powrotu do władzy w Iławie i jednocześnie lęk przed kolejną przegraną w wyborach na burmistrza. A stąd już bardzo blisko do pokusy wpływania zza kulis na losy miasta poprzez burmistrza z tej samej partii.
– 12 listopada ludzie w lokalach wyborczych dostawali wielkie płachty papieru z kilkudziesięcioma nazwiskami kandydatów do sejmiku województwa. Proszę sobie wyobrazić, ile trudu musi sobie zadać zwykły człowiek, by znaleźć tam listę numer 5 i przy moim nazwisku postawić znak „x”! A w samej Iławie zrobiło tak 5200 ludzi. To cały stadion Jezioraka wypełniony po brzegi! Czego więc miałem się bać podczas startu na burmistrza, kiedy to na liście są tylko dwa konkurencyjne nazwiska?! Niczego się nie bałem. I oświadczam teraz publicznie: nikim nie zamierzam sterować – ani burmistrzem Ptasznikiem, ani starostą Rygielskim. Powody: w samorządzie województwa jestem urobiony po pachy, a po drugie nie jestem tyranem – proszę zapytać moich dawnych podwładnych w ratuszu. Miałem swoje piękne 12 lat burmistrzowania w Iławie, których nikt mi nie zabierze, choćby starał się uruchomić wszystkich prokuratorów i wysłał cały stos doniesień. Mój ślad w Iławie jest nie do zatarcia. Z drugiej strony – mam przed sobą jeszcze 17 lat pracy zawodowej i niewykluczone, że przykładowo za 8 lat, gdy Włodzimierz Ptasznik w glorii chwały odejdzie na emeryturę, ja spróbuję go zastąpić, wracając na fotel burmistrza.
– Jakie były pana wrażenia po pierwszych dniach pracy w urzędzie marszałkowskim?
– Że ten urząd to gigant: 9 departamentów i kilkuset pracowników. Prawdziwy regionalny „rząd” ze swoim „parlamentem” w postaci sejmiku. Autentyczny gospodarz Warmii i Mazur. Podejmuje się tam fundamentalne decyzje, jeżeli chodzi o inwestycje w całym regionie, od kultury, służby zdrowia, aż choćby po transport drogowy.
– Poprzedni marszałek Andrzej Ryński nie chciał dopłacać do kursów pociągów SKM na trasie Iława-Gdańsk. Powód jego odmowy: „potrzeby komunikacyjne mieszkańców regionu są w pełni zaspokojone”. Mógłby pan skomentować to stwierdzenie?
– Nie mogę tego skomentować, bo za mało na ten temat wiem. Obecną sytuację, jaka jest na linii kolej-marszałek, po prostu zastałem.
– Był pan już burmistrzem, posłem, a ostatnio dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy w Iławie. Jak osobiście odebrał pan angaż do zarządu województwa?
– W urzędzie pracy miałem znakomitego zastępcę – Waleriana Polaka, wspaniałego fachowca i nasza współpraca była naprawdę pożyteczna. Tylko ja mam taki charakter, że jestem wizjonerem, strategiem. W PUP było dużo pracy administracyjnej, lecz ja niestety nie odczuwałem tam tak zwanej „radości tworzenia”...
– Teraz nabrał pan oddechu?
– Odzywa się we mnie iławski lew. Ten dawny burmistrz, który musi wchodzić w najtrudniejsze sprawy, podejmować niepopularne decyzje, nie bać się, przedstawiać marszałkowi sytuację i mieć radość z tego, że coś udało nam się dobrze rozwiązać. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce. Na razie chłonę informacje na temat nowej pracy.
– Za co odpowiada pan w zarządzie?
– Za infrastrukturę, w tym drogi, oraz geodezję, turystykę i promocję regionu.
– Jakie założenia przyjął nowy zarząd województwa na początku kadencji?
– Po raz pierwszy w zarządzie nie ma człowieka z Olsztyna. To ma symboliczne znaczenie. Oznacza to, że będziemy się skupiać na pomocy dla regionu z pożytkiem dla stolicy województwa, a nie na pomocy dla stolicy Olsztyna bez pożytku dla regionu.
– Jednym z pana głównych zadań ma być reaktywacja lotniska w Szymanach koło Szczytna. Proszę powiedzieć coś więcej na ten temat.
– Kilka dni temu spotkałem się z prezesem Agencji Mienia Wojskowego w Warszawie, która dzierżawi nam teren lotniska. Rozmawiałem na temat przekazania nieruchomości w użytkowanie wieczyste. Po pierwsze trzeba zrobić z lotniskiem porządek formalno-prawny, bo do tej pory kolejne ekipy rządzące ładowały tam pieniądze, nie widząc do końca po co. Trzeba uporządkować kwestie własnościowe oraz te związane z zarządem lotniska.
– Czy będzie to lotnisko z prawdziwego zdarzenia, jak choćby gdańskie Rębiechowo?
– Infrastruktura tam na to pozwala. Są jednak różne opinie: od takich, że będzie to przerost formy nad treścią, aż po takie, że lotnisko ożywi region turystycznie. Na dziś nie złożę żadnej obietnicy. Jest zapis w strategii województwa, że mamy mieć lotnisko. Obecnie lotnisko w skali regionu to już europejska oczywistość, do której dążymy.
– Ludzie z Iławy i okolic masowo wylatują do pracy na zachodzie. Wracają jedynie na święta czy urlop. Kolejne pobliskie lotnisko więc by się przydało. Czy w tej kadencji może zostać ono otwarte dla przewoźników?
– Potrzeba lotniska jest bezdyskusyjna. Szymany mają przyszłość, ale musimy to zrobić profesjonalnie! Nie mogę dziś określić konkretnej daty ani czegokolwiek obiecać. W każdym razie strategia województwa zakłada pełną reaktywację tego obiektu.
– Czy ma pan jakieś inne konkretne plany na tę kadencję?
– Są już napisane plany rozwoju regionu. Mnie pozostaje je realizować.
– A można liczyć u pana na proiławski lobbing?
– Zawsze, ale w ramach rozsądku. Przykładowo: w ciągu najbliższych 15 lat około 1,25 miliarda złotych zostanie wydanych na drogi wojewódzkie. I ja muszę zrobić wszystko, by powiat iławski wzbudzał pozytywne skojarzenia w Olsztynie, by z tego jak najwięcej uszczknąć dla nas. Najważniejsze, byśmy wraz ze starostą, burmistrzami i wójtami powiatu mieli kilka dobrych, wspólnych projektów, jak choćby, przykładowo, trakt turystyczny wokół Jezioraka.
– Wróćmy do Iławy. Coś pana tu zaskoczyło w ostatnich wyborach?
– Dwie rzeczy: aż tak wysoki wynik Włodzimierza Ptasznika, ponad 60%, gdy ja liczyłem na jakieś 52-53% i to, że PO dostanie fotel starosty. Nie sądziłem, że praca zespołowa naszego komitetu wyborczego może przynieść aż taki efekt.
– Poważnie taka zespołowa była to praca?
– Poważnie. Nie było liderów-egoistów, którzy wszystko ustawiali pod siebie.
– Czy to prawda, że ta „szeptana kampania” uprawiana na ulicach przez członków PO na rzecz burmistrza Ptasznika była od A do Z przemyślana i sterowana przez komitet? Podobno nawet gotowe teksty typu „Włodek to porządny facet” były wymyślane w sztabie i przekazywane dalej do ustnego kolportażu...
– Faktem jest to, że gdy po raz pierwszy spotkaliśmy się z kandydatami PO na miejskich i powiatowych radnych, to wszyscy strasznie się naładowaliśmy przeświadczeniem, że każdy z nas ma szansę zostać radnym. Poza tym faktycznie każdy z kandydatów szedł do wyborów z dwoma liderami: najważniejszym – Włodzimierzem Ptasznikiem na burmistrza Iławy i mniej ważnym Adamem Żylińskim – na radnego wojewódzkiego. Obaj ze swoją kampanią, nie licząc prasy, nie wyszliśmy poza rogatki Iławy.
– Uzupełniacie się więc z marszałkiem Piotrem Żuchowskim, bo on związany z terenem wiejskim. Świadomie?
– Zawarliśmy z Piotrem niepisaną umowę, że wychodzimy z ofertą dla dwóch różnych obszarów wyborców: ja dla Iławy, on zaś dla wsi i mniejszych miast powiatu. I to się sprawdziło. Udało się znakomicie: Piotr zrobił trzeci, ja zaś drugi wynik w województwie pod względem liczby zebranych głosów! Teraz od nas zależy, czy nasza współpraca przełoży się na sukcesy Iławy i regionu w ciągu najbliższych 4 lat.
– Jakie ma pan osobiste zdanie na temat swojego kolegi z pracy Piotra Żuchowskiego?
– Marszałek Żuchowski jest młodszy ode mnie o 6 lat i widzę przed nim polityczną przyszłość. Wygląda mi na nową nadzieję PSL dla regionu. Pewnie zostanie kiedyś parlamentarzystą, czego mu serdecznie życzę. Reprezentujemy interesy różnego elektoratu w ramach powiatu iławskiego i to tylko nam pomoże. Podobnie jak z tą zasadą w handlu: dwa dobre sklepy przy tej samej ulicy, ale różnej branży, tylko się wspierają, a nie wyniszczają.
– Tak jak markety Intermarche i Bricomarche?!
– No jest coś na rzeczy, prawda? (śmiech) Trzeba się tej współpracy nauczyć i nie bać. Mamy obaj nazwiska zaczynające się na „Ż” i to też dobrze wróży!
rozmawiał:
RADOSŁAW SAFIANOWSKI