„Zazdroszczę i gratuluję mieszkańcom Lubawy takiego cacka jakim jest nowy stadion! Porażkę intelektualną poniósł sam Kleina błądząc wśród wielotysięcznego tłumu biorącego udział w imprezach sobotnio-niedzielnych w Lubawie. Ciekawe co teraz wymyśli, żeby nadal opluwać Lubawę”.
Andrzej Kleina
Oto charakterystyczny wpis na Forum „Kuriera”, ale przecież nie jedyny tego typu. Kolejny, spod tego samego magistrackiego adresu wypuszczony, brzmi następująco:
„Chciałbym pogratulować włodarzom Lubawy niezwykle udanej imprezy. Nasze miasto pełną gębą weszło w wiek XXI, zarówno pod względem klasy oddanego do użytku stadionu, jak i organizacji imprezy. Zupełnie nowa jakość. Widać, że miasto jest po prostu w dobrych rękach. Tak trzymać panowie. Chociaż psy szczekają, karawana jedzie dalej”.
No właśnie: „karawana jedzie dalej”. Jej najbliższym punktem docelowym są listopadowe wybory (cel doraźny). Wybory, mające zakończyć się sukcesem Standary, którego będzie się podtrzymywać w pionie, choćby pod namiotem tlenowym, po to właśnie, by karawana jechała dalej, czyli do kolejnych wyborów (cel perspektywiczny), które ma wygrać zniecierpliwiony już bardzo drugoliniowiec – sekretarz Maciej Radtke.
Czy rzeczywiście poniosłem „porażkę intelektualną”? Teza taka jest monumentalnym „nadwartościowaniem” mojego znaczenia i głosu, który na łamach „Kuriera”, z siebie wydobywam. Znaczyłoby to po prostu, iż moje pisanie o stadionie (ale nie tylko!), miało spowodować pustki na trybunach? Znaczyłoby to po prostu, iż moje pisanie miało przerwać prace budowlane? Jak można obarczać mnie tak dużą charyzmą i mocą sprawczą?
Rzeczywiście, o ile „karawana” wygra listopadowe wybory, moja „porażka intelektualna” wystąpi bezwzględnie. Ale ta moja „porażka intelektualna”, będzie przecież porażką totalną lubawian, którzy – wybierając Standarę – wyrażą aprobatę dla kłamstwa, paraliżu informacyjnego, nepotyzmu, protekcji i kumoterstwa. Wyrażą aprobatę dla filozofii własnej „tumiwisizmu”.
Lubawianie wybierając Standarę, wyrażą też aprobatę dla bizantyjskiego rozpasania inwestycyjnego, które miało miejsce i ma mieć miejsce. Wyrażą zgodę na likwidację stołówki dla własnych dzieci, na brudne miasto, likwidację basenu, niechlujne łazienki, krzywe chodniki, dziurawe jezdnie. Wyrażą zgodę na to, że mieszkańcy peryferyjnych ulic traktowani będą jak obywatele drugiej kategorii (brak podstawowych mediów komunalnych mam tutaj na myśli). Wyrażą zgodę na cofnięcie cywilizacyjne. Wyrażą zgodę na szemrane interesy magistratu z lubawskim biznesem (choćby budowa hali sportowej bez przetargu). Wyrażą zgodę na podniesienie w najbliższym czasie podatków. Wyrażą zgodę na brak kultury osobistej burmistrza i brak umiejętności współpracy z gminą wiejską.
I nie stadion, na kredyt, wbrew rozsądkowi zbudowany i miraż basenu krytego (fantasmagoria kompletna) są atrybutami dbałości o mieszkańców. Atrybutami przyzwoitości władzy winna być dbałość o poprawę jakości życia mieszkańców. A więc place zabaw dla dzieci, tworzenie stypendiów dla najlepszych uczniów, dbałość o środowisko, proste chodniki i równe ulice, i wiele, wiele więcej...
Ja, nie błądziłem wśród „wielotysięcznego tłumu” podczas imprezy. Ja brodziłem wraz z nim w błocie, ale nie przeszkadzało mi to zanadto. Ja brodząc – obserwowałem ludzi, kibiców i magistrackie typy. Przeżywałem muzykę i martwiłem się po swojemu. Martwiłem się, że praktyczny sport lubawski, z kiesy magistrackiej miał otrzymać w skali roku tylko około 46 tysięcy złotych. Martwiłem się, że promocyjna gala nie stadionu przecież, bo złudzeń nie posiadam, a oficjalne rozpoczęcie kampanii promocyjnej przez burmistrza Standarę, kosztowało około 120 tysięcy złotych. Dwa dni kampanii burmistrza kosztowały nas wszystkich równowartość kolejnych 3 lat bez mała wegetacji lubawskiego sportu.
Głupio mi też było, że „mój” burmistrz, nie skorzystał z okazji, i publicznie nie podziękował wójtowi Tomaszowi Ewertowskiemu za otrzymany gratis kawałek ziemi pod budowę stadionu...
Ja – brodząc w błocie – martwiłem się, iż wykrakałem, że stadion w części lekkoatletycznej będzie świecił pustkami. I świecił. Bo nikomu w magistracie nie zależy na tym, żeby w Lubawie stworzyć silną lekkoatletykę. Ani przyzwoity lekkoatletyczny spektakl. Bo karawana ma jechać: od symbolu do symbolu. W stylu gierkowskim. Dzisiaj otwieramy stadion, wczoraj otwieraliśmu halę sportową. I w zasadzie wszystko na kredyt. Do zatracenia... Ale „karawana jedzie dalej”, a Lubawa jest w dobrych rękach...
Nigdy nie opluwałem Lubawy, nie opluwam też magistratu. Ani potrzeby takowej nie odczuwam, ani plwociny stosownej nie produkuję. Demaskuję po prostu to, co mnie irytuje, boli, na co nie wyrażam przyzwolenia. Próbuję skłonić burmistrza Standarę do dialogu prasowego, ale ów polemiki nie podejmuje, trzymany na uwięzi przez sekretarza Macieja Radtke. Zamiast wymieniać poglądy, chłopcy magistraccy na różnych forach internetowych wymieniają obelgi na mój temat. Spłyca się moje krytyczne postrzeganie polityki magistratu do rzekomej „nienawiści”. Nie można jednak nie zauważyć, że obnażam wszelkie niedoróbki i patologię aktualnego układu. Próba pokazania jednak mieszkańcom Lubawy, że jestem owładnięty „nienawiścią” ma na celu wykazanie, że jestem niewiarygodny; że funkcjonuję na poziomie emocji i instynktów. Nic bardziej błędnego.
Nie potrafię, jak jeden z internautów magistrackich stwierdzić, iż z faktu oddania stadionu do użytku i organizacji imprezy wynika, że miasto jest w „dobrych rękach” i że jest to „nowa jakość”. Z organizacji imprezy wynika jedynie to, i tylko to, że starorzymski model organizowania „igrzysk” znalazł w Lubawie doskonałych naśladowców. Na poziomie „baloników na druciku, pierzastych kogucików, blaszanych zegarków...”. Bo na imprezie tej piętno odcisnęła nie miejska, nie wiejska, a osobowość podmiejska jej twórców.
Skojarzenie to, z obserwacji wynikające, biegnie więc dalej – do „motyli drewnianych, koników bujanych, cukrowej waty i z piernika chaty”. Taka to nowa jakość!
Andrzej Kleina