Jakby ktoś myślał, że poza miastem zieje nudą, polecam jako odtrutkę rzeczywistość podiławskich RUDZIENIC. Wioski godnej, bo przykościelnej, nawet ze stacyjką. Jak donoszą życzliwi, ostatnio zatrzęsło tam ludźmi za przyczyną okólnika o randze surowego ukazu od proboszcza.
Leszek Olszewski
Autorem jest, jak twierdzą liczni świadkowie, tamtejszy ks. Adam Olszewski, a rzecz cała zawiera się na jednej kartce formatu A5. Początek jest mało odkrywczy, bo sprowadza się do stwierdzenia, że zbliża się miesiąc listopad (wiedział ktoś wcześniej, że listopad to miesiąc?); czas, gdy się nawiedza cmentarze, robi porządki i modli za zmarłych w nabożeństwach. Czyli – wyszło księdzu – troska o zmarłych przybiera generalnie rozmiary godne, ale czy konkretnie w jego Rudzienicach?
Chyba nie, gdyż prawidłowe rozumienie problemu zwiastuje następujący akapit: „Niech w parze z naszą troską o groby osób zmarłych (groby osób żywych duszpasterz pomija) idzie codzienna pamięć o nich w naszych modlitwach, zwłaszcza podczas Mszy św. przy ołtarzu Pańskim”, po czym duszpasterz zdecydował się wypunktować i pogrubić dwa podpunkty, by jasność stała się jasnością dla całej wspólnoty parafialno-towarzyskiej.
Tym bardziej, że wcześniej – wychodzi – puścił między nich dwa rodzaje kartek finansowych, które – musiał myśleć z trwogą – oby nie zamieniły się zamiast w złoto w starty makulatury, bo miesiąc listopad nie będzie przecież trwał rok. Pierwszy podpunkt rączo więc oznajmia: „Za zmarłych wypisanych na kartkach z nadrukiem Zaduszki będzie odprawiane żałobne nabożeństwo z procesją na cmentarzu i przez cały miesiąc listopad codziennie odmawiana dziesiątka różańca św.”. Drugi zaś: „Za zmarłych wypisanych na kartkach z nadrukiem Msza św. zbiorowa będzie odprawionych 30 Mszy św. przez cały miesiąc listopad”.
Pomijam stylistykę, ale do tej pory o księdzu można mówić jak o zmarłych, którzy tak mu (widać) leżą na wątrobie – dobrze albo wcale (ja przychylam się, naturalnie do pierwszej ewentualności). Zobaczmy co dalej w okólniku. Oto cytat: „Pozwólcie, że w kilku słowach wyjaśnię rozumienie pojęcia ofiara. Na kartkach u dołu jest napisane: składam ofiarę. Pomijając Zaduszki skupmy się na Mszy św. Zbiorowej. Weźmy pod uwagę, że msza jest odprawiana przez 30 dni. Gdy złożymy ofiarę 30 zł, to za każdą Mszę przypadnie 1 zł. Czy to można nazwać ofiarą czy tylko jałmużną?”.
Jasne, proszę wielebnego! Jałmużną! I to połączoną z niezwykłym chamstwem ofiarodawcy, bo strzępić język dla jakiegoś tam „zimnego” Kowalskiego w piachu aż 30 razy za poniżej stawki minimalnej (100 zł miesięcznie) to zwykłe ludzkie okrucieństwo, wymierzone w zbiedzonego duszpasterza, którym – jestem pewien – jest ksiądz na co dzień. A tu teraz zima idzie, pewno znów nie będzie na węgiel. No i ta codzienna jazda rowerem (choćby z ostatnim namaszczeniem). Musiało to w końcu wywołać bunt, w czym wspieram go całym sercem...
Dobrego Pasterza musiały opuścić złudzenia, bo dalej klarował z determinacją ku zdemaskowaniu obłudy obłudników z okolicznych domostw: „A jeśli na Mszę św. składamy tylko 5 lub 10 zł, to jak to podzielić na 30 dni?”. Tu mnie trochę zdziwił, bo obie liczby sensownie można podzielić przez 30, gorzej niż np. gdyby ktoś wpisał, że za całość ofiaruje 8 zł 90 groszy.
Wróćmy jednak do aktu furii: „Przecież 5 zł to cena jednego większego znicza, a jedna doniczka kwiatów stawianych na grobie nieraz równa się cenie 30 zł. Czy wartość Mszy św. szacujemy na równi z ceną jednej doniczki kwiatów?”.
Po tym zdaniu ksiądz – domniemywam – mógł stracić przytomność, bo w kolejnym bije już od niego niespodziewany spokój i pojednawcza nuta: „Bardzo proszę o przemyślenie tego zagadnienia. Doceńmy wartość Ofiary Mszy św., w której Chrystus (…) otwiera naszym zmarłym drogę do wieczności”.
Czyli według mózgu i percepcji proboszcza Rudzienic, sytuacja u Chrystusa musi wyglądać tak. Kowalski umiera, dajmy na to w 1990 roku, ale do raju – nawet jak zasłużył – nie wpuszczają go. Za to z obłoków aniołowie łypią oczyma czy rodzina kładzie lokalnemu księdzu banknoty kilka razy w roku. I w końcu ktoś się lituje i mówi: „Dobra, nazbierało się 1800 zł na jego koncie, dociągnie do 2000 i bingo, dajcie mu jakieś w miarę wygodne przytulisko, w końcu raj to raj”.
By skrócić ewentualne mordęgi, ksiądz proponuje nie czekać z zestawem ofiar rok w rok aż do listopada, żeby zmarłego cholera nie wzięła i nie zaczął np. ze złośliwości straszyć bliskich nocami: „Poza tym pamiętajmy o naszych zmarłych w rocznicę ich śmierci i starajmy się uczcić pamięć o nich udziałem we Mszy św. Czy nasi zmarli na to nie zasłużyli?”. Czyli w podtekście: żadnych opijań, bibek, a jeśli już, to po uprzednim wysupłaniu godziwej sumki dla mnie, dopiero wtedy „wspólnie” cieszmy się tą chwilą...
Wyrazem niepokoju o nawyki przyszłych pokoleń – co to tylko komputery, dyskoteki i wszelki hedonizm im w głowie trąci – jest ostatni akapit dokumentu: „Wdrażajmy też ten zwyczaj naszym dzieciom we własnym interesie (szok!). Może wtedy znajdzie się ktoś, kto po naszej śmierci zapali znicz i zamówi ofiarę Mszy św. w naszej intencji”. A ja zawsze myślałem, że w wierze rzymskiej na ołtarzu chodzi o ofiarę krwi i ciała, a nie ofiarę mamony...
Średnio umiejętnie i aż nazbyt czytelnie proboszcz tu rozłożył akcenty. Nie wierzę, by frasował się czy na czyimś grobie pali się któregoś dnia znicz od bliskich osób. Ale za to, czy ci będą łożyć za rzekome zbawienie – to już jest wyrazem najwyższego niepokoju samotnika i poborcy z Rudzienic.
Pomijając już tupet duchownego i obnażenie się względem parafian, mnie uderzyło przede wszystkim, że w tym swoim całym liście otwartym słowem nie zająknął się dobrodziej, iż czasy są niewesołe, a ludzie w Rudzienicach najpewniej na pieniądzach nie śpią, bo 30 to musi być w jednostkowych przypadkach ważna kwota. Ale na takowe konstatacje miejsca temu, który kiedyś ślubował ubóstwo, nie starczyło miejsca.
Może dlatego, nie owijając w welur, że sam podobnych trosk od lat nie doświadcza, a apetyt rośnie straszliwie, bo np. koledzy z innych parafii jeżdżą lepszym pojazdem. To musi wywołać wewnętrzny sprzeciw, no to po trupach – nomen omen – do celu! Słusznie!
Leszek Olszewski