Chodzę trochę po Iławie, jeżdżę – głównie na wycieczki rowerowe – po okolicznych wioskach i wiecie, co mnie najbardziej przeraża, niejako zgnębia? Nie pijaństwo, nie bajzel w rodzaju śmieci czy odchodów przelewających się wszędzie wokół. To nieodmiennie widok klepiących biedę a czasem nędzę matek otoczonych wianuszkiem dzieci. Wszyscy najczęściej ubrani w galanterię z lumpeksu – tyle rodzice potrafią dać swoim pociechom i niewiele zapewne zmieni się w przyszłości!
Leszek Olszewski
Co człowieka ogarnia na podobny ludzki pejzaż? Mnie niemoc i złość – szkoda dzieci, ale rodziców już bym podobnie miłosiernie nie potraktował! Na zerową taryfę ulgową jednak mogłyby liczyć dwa inne podmioty, o czym za chwilę. Najpierw wspomnienie sprzed trzech bodaj lat. Wówczas w okresie przed Bożym Narodzeniem ukazał się w Kurierze reportaż o wielodzietnej rodzinie mieszkającej gdzieś między Suszem a Kamieńcem w koszmarnych warunkach. Układ bodaj: mama, tata i pięć pociech.
Skrzyknąłem więc po cichu kilku znajomych, każdy wyłożył 50 złotych, zrobiliśmy w sklepach ekstra-zakup paczki żywnościowo-higienicznej i postanowiliśmy familię tę odnaleźć gdzieś w ich kolonii leżącej w sporej odległości nawet od najbliższej wsi. Nie było łatwo (coraz węższe drogi polne), ale w końcu jakoś udało się i jaki widok po przyjeździe zastaliśmy? W baraku tym (inna nazwa nie przychodzi mi do głowy) tata i mama właśnie przyjmowali dwójkę gości – lekko wstawionych i będących w znakomitym nastroju swoich kolegów. Im samym zresztą humory też więcej niż dopisywały.
Gromadka zaś dzieci o silnie niedomytej woni hasała sobie równolegle samopas w jakichś bardzo silnie przybrudzonych ciuszkach, a gdy przedstawiliśmy cel naszej wizyty, jedynym pytaniem, jakie usłyszeliśmy, było: „A czy w tej paczce jest też coś mocniejszego dla nas?”. Domyślacie się, że szybko zwinęliśmy manatki i tyle każdy z nas zabrał wspomnień, co opisałem.
Komu więc rzuciłbym rękawicę jako winowajcy podobnych patologicznych układów, jakich w tym kraju tysiące? Pierwszym podsądnym jest państwo polskie i jego jaskiniowa edukacja szkolna, nie kładąca nacisku na kwestię świadomego macierzyństwa, będącego wypadkową chociażby osiągnięcia przez rodziców względnej zasobności majątkowej (nie mówiąc już o dojrzałości emocjonalnej). Dziecko bowiem od dnia urodzenia to kilkaset złotych miesięcznie mniej w domowym budżecie, więc jak cię nie stać – poczekaj! Są środki antykoncepcyjne, prezerwatywy – wiek mamy XXI, a nie XII.
W Iławie dziewczyna 16-19-letnia idzie na dyskotekę, tam, mówiąc kolokwialnie „wpada”, z partnerem szybko się rozstaje, bo się mało znają i zostaje potem z dzieciakiem i bardzo rozwojową finansowo posadą ekspedientki w osiedlowym sklepie spożywczym. Takich dam z wózkami jest zatrzęsienie – rzućcie okiem. Czasami jednak partner zostaje i pojawia się za rok druga pociecha, a za trzy lata kolejna – ot, takie fanaberie młodości i jurności!
Obrazu sytuacji dopełniają listy słane do mediów w stylu: „Mieszkam na wsi, mam dziewięcioro dzieci, nie mam na chleb…”. Tu prym wiodą wsie popegeerowskie, gdzie przyrost naturalny jest odwrotnie proporcjonalny do braku pespektyw dla pociech, które to kończą podstawówkę, bo muszą i potem zostają w okolicach rodzinnej chaty, by samemu się porównywalnie rozmnożyć za niecałe dwie dekady. Państwo miast bić na alarm – milczy. I to jest skandaliczne przyzwolenie.
W Ząbrowie ostatnio widziałem relatywnie młodą, acz bardzo wizualnie zmęczoną życiem panią z naręczem potomków, która mocno chwiejnym krokiem zmierzała do sklepu spożywczego. Przypuszczam, w celu uzupełnienia deficytu taniego wina. Scena ta stoi mi non stop przed oczami. Na wsi, przypuszczam, jej status quo nikogo nie dziwi, takich przypadków mają na widoku wiele.
I tu przechodzimy do drugiego winnego tego porażającego triumfu usankcjonowanej nieodpowiedzialności – mianowicie do Kościoła katolickiego. Kościół – jak wiadomo – zakazuje używania kondomów, a zwłaszcza w środowiskach wiejskich zdanie księdza dobrodzieja to wykładnia zbiorowej ścieżki postępowania. Ludziom trzeba mówić, co mają o czymś sądzić i to potem sądzą. Podobnie jest z chrystianizowanymi taśmowo Murzynami w Afryce. Tym też misjonarze w imię Boże zabraniają korzystania z prezerwatyw, dzięki czemu AIDS w środkowej i południowej części kontynentu zbiera rokrocznie milionowe żniwo. Żniwo, któremu tak łatwo zapobiec…
W Polsce triumf religijnej, doktrynalnej ciemnoty jest może na pozór mniej szkodliwy, ale efekty daje nie dużo mniej opłakane. Ja sam dzieci nie mam i akurat nie idzie za tym faktem rachunek ekonomiczny. Po prostu nie czuję takiej potrzeby, choć kto wie, co będzie za pół roku czy rok. Jednak ze swoją trochę robinhoodowską, janosikową potrzebą pochylania się nad słabszym dosłownie fizycznie odczuwam ból na samą myśl już o tym, że te setki i tysiące polskich dzieciaków nie osiągną w życiu nic, poza stoczeniem się kiedyś na samo jego dno tylko dlatego, że wejdą w błędne koło, z którego nie ma wyjścia.
To znaczy wyjście jest, nawet proste, ale podniesienie świadomości społecznej to rola skoordynowanych działań nowoczesnego aparatu państwa, których RP nie podejmuje, bo boi się Kościoła i dopóki to się nie zmieni, podobne nowotwory nie będą usuwane z narodowej tkanki. Na Zachodzie dziecko to świętość, bo jego zdrowie psychiczne na każdym etapie rozwoju to zdrowe psychicznie kolejne pokolenia społeczeństwa. Stąd krytykowane tutaj wychowanie bezstresowe, którego wymogiem jest usunięcie się rodziców z pozycji dominatora wobec swojej czy też swoich latorośli.
Po wielokroć wolę to niż nadwiślański tumiwisizm tyczący obowiązków związanych z posiadaniem dziecka. W Anglii sprawdzają, czy każdy nasz potomek ma oddzielny pokój, w USA mogą nam dziecko ze stu powodów zabrać, a tu? PGR i Kambodża.
LESZEK OLSZEWSKI