Dzień dobry! Nazywam się Monika Smolińska. Do niedawna pracowałam w czasopiśmie o coraz gorszej reputacji „Iławski Tydzień”. W minionym tygodniu podjęłam jedną z najtrudniejszych decyzji w moim życiu: opuściłam poprzedni port, wskoczyłam i popłynęłam na łajbie o nazwie „Kurier Iławski”.
I jestem szczęśliwa!
Monika Smolińska: Chcę się uśmiechać
Kiedy kilka miesięcy temu patrzyłam, jak starzy pracownicy IT co chwila opuszczają tamtą redakcję, nie pomyślałam wtedy jeszcze, że i mnie wkrótce spotka podobny los. Przez cały czas wierzyłam, że jednak będzie dobrze; że jakoś się to wszystko ułoży… Oszukiwałam się. Nie chciałam widzieć równi pochyłej.
Myślę bez zbędnej skromności, że byłam dobrym, lojalnym i sumiennym pracownikiem. Wkładałam w moją pracę nie tylko czas osobisty, ale i serce. Czasem nawet, ku rozpaczy, własne pieniądze. Pomyślałby kto… Jak wiele może zrobić człowiek, gdy kocha to, co robi…
Niestety, coraz trudniej było mi wysłuchiwać od szefostwa wyzwisk i upokarzających połajanek, że produkuję „jedną wielką kupę”; że „się obijam”; że jestem „za mało wydajna” i że „za bardzo się patyczkuję, bo trzeba napieprzać” (oczywiście wszystkich poza wybranymi osobami lub instytucjami, które były pod specjalną ochroną szefów).
Coraz trudniej było mi znosić rolę wyrzutka w całej Iławie i okolicach, który z powodu przynależności do tamtej redakcji był coraz częściej ignorowany przez otoczenie i częstokroć musiał chodzić „kanałami”, żeby nie narazić się na pogardę. To dokuczało mi bardzo, bo w żaden sposób nie czułam się odpowiedzialna za taki wizerunek IT.
No cóż... Myślę, że nawet ta garstka czytelników IT (która naprawdę jest coraz mniejsza) i ludzie, z którymi współpracowałam na co dzień przy zdobywaniu informacji, najlepiej wiedzą jak wiele czasu poświęcałam swojej pracy i jak przekładała się moja praca na ilość napisanych przeze mnie artykułów.
Pamiętam jak spotkałam Bartka Gonzaleza, również byłego pracownika IT. Hmm… To było niesamowite przeżycie. Spotkałam go zaraz po jego przejściu do Kuriera. Normalnie nie poznałam chłopaka. Wyluzowany, uśmiechnięty. Zupełnie inny Bartek niż za czasów pracy w IT.
Przełomową była moja wizyta w redakcji Kuriera w dniu wypłat dla całego zespołu. Jak miło było zobaczyć ludzi z uśmiechem odbierających swoje pieniądze. Nikt tutaj, w Kurierze, już od rana nie pytał nerwowo, czy będą jakiekolwiek pieniądze, a redaktor naczelny nie unikał pracowników dlatego, bo nie miał dla nich zapłaty za pracę.
To wszystko było tak bardzo inne od IT…
Moja decyzja była dokładnie przemyślana. Ktoś mi kiedyś powiedział, że praca powinna dawać przede wszystkim przyjemność. W moim poprzednim zakładzie praca stała się zmorą codzienności – codzienną gonitwą, której nikt nie doceniał. Teraz jest zupełnie inaczej.
Nie ukrywam, że przez pewien już czas zżyłam się z instytucjami, z którymi współpracowałam i mam nadzieję współpracować nadal. Polubiłam wielu ludzi, bez których nie powstałby żaden mój artykuł prasowy. I fajnie teraz będzie, że będę mogła tych ludzi lubić nadal. Wielu gratulowało mi decyzji i przejścia do dużej, uznawanej i profesjonalnej gazety.
I już jestem z siebie dumna.
Praca w Kurierze daje mi możliwość dalszego rozwoju w tym zawodzie, tyle że w zupełnie innej atmosferze. Szczerość, spokój, wzajemny szacunek. To jest to, o co mi chodziło.
W Kurierze, w tej redakcji, nikt nie mówi o otaczającym świecie ani o nikim „zdrajca”, „wróg”, „oszust”, „palant” itp. Nikt nie rozkazuje mi nie ufać np. policji, strażakom czy urzędnikom ze starostwa. Nikt mi nie wmawia, że ludzie z tych instytucji powinni się mnie panicznie bać, bo pracuję jako „dziennikarz IT”. Wreszcie świat mi znormalniał – i dzieli się tylko na ludzi mądrych i troszkę mniej mądrzejszych… W Kurierze wreszcie mogę być sobą. Nie muszę się ukrywać pod jakimś zmyślonym pseudonimem. Nie jestem już Leną Smolnik...! Nie muszę!
Wierzę, że to absolutnie nie moi poprzedni pracodawcy – Przemysław Kaperzyński i Rafał Jarnutowski – wystawią mi ocenę (m.in. za to, że na koniec dałam im... „dyscyplinarkę” pracownika wobec pracodawcy, czyli § 55 KP), ale oceniać mnie będą czytelnicy i wszyscy, którzy przyczyniali się do tworzenia moich artykułów. Oni najlepiej wiedzą czy „Smolińska się obijała”, czy też sumiennie starała się o każdą informację pomocną w pisaniu – w rejestrowaniu otaczającej nas rzeczywistości.
Niektórzy na pewno pamiętają mnie, jak – mimo nawet zapalenia płuc i zwolnienia chorobowego – przychodziłam sprawdzić czy jest coś informacyjnego dla mnie. Nie, nie odbiło mi wtedy. Ani dziś tym bardziej. Ja po prostu kocham tę pracę. Kocham być z ludźmi. Kocham być dla Nich.
Wczoraj mój nowy szef, Jarosław Synowiec, po moich pierwszych krokach w nowej redakcji przysłał mi sms-a. Napisał w nim: „Kobieto, nie panikuj i nie zadawaj mi takich pytań. Tu nie ma żadnej linii programowej, tu chodzi o Prawdę. Twardo stąpaj po ziemi. Zaufaj nam, nowej redakcji, my zaufamy tobie!”.
Podobną prośbę mam do wszystkich czytelników „Kuriera Iławskiego”: zaufajcie mi.
Monika Smolińska