40 lat temu felietonista mocarny napisał: „Felieton jest sztuką niefrasobliwą, swawolną, beztroską. Można sobie w felietonie pogadać, pogwarzyć, a nawet i pobredzić, wiedząc doskonale, że jeśli ktoś spośród tych myśli coś dla siebie wybierze i potraktuje je na serio, to dobra nasza, a jeśli nas będą łapać za słowo, można przecież zawsze się wykręcić, że to były figle”.
Andrzej Kleina
I łapią mnie chłopcy za słowo, a ja się wykręcić nie mogę. I wybierają to, co chcą. Traktują na serio. A ja nawet wybronić się nie mogę, że figle to były...
TADEUSZ LISTKOWSKI był publicystą egalitarnym (sprawiedliwym). Zatroskanym! Losem tych, co borykają się z życiem własnym na wolnym rynku.
Skąd jednak brała się ta wiara w moc sprawczą własnego słowa, iż na łamach Kuriera – powstrzyma on – Listkowski – niegodziwości kapitalizmu? Myślę, że tylko Listkowski umiałby na to pytanie odpowiedzieć.
Ironizował, nazywając mnie „filozofem szkolnym”, a jeszcze wcześniej facetem „silącym się na wszechstronność”. Określenia tego pierwszego przyjąć nie mogłem i to nie dlatego, że było niemiłe. Co by nie powiedzieć, pobłażliwie na niektóre wypowiedzi Tadeusza Listkowskiego spozierałem, bo gdy Karol Marks opierał się na faktach i analizie rzeczywistości, Listkowski opierał się na swoich pobożnych życzeniach, a także coraz większym zdenerwowaniu na mnie.
Listkowski nie wytrzymywał nawet tego niewinnego przecież, że aż banalnego mego trybu rozumowania związanego z marksizmem. A ja przecież nie chciałem mu zabrać przekonania, że to, co robił w życiu, sensu nie miało. I jego chęć obrony własnego życiorysu doskonale, jak mało kto, rozumiałem.
Szerokie pojęcie „dziennikarz”, do którego z mozołem przy pomocy korepetycji Jarka Synowca zmierzam, winno pomieścić liczne i bardzo różne dziedziny. W tym szkolną filozofię! Ale także logikę przede wszystkim. Antropologię, psychologię, nauki przyrodnicze, socjologię etc. A i zjawiska na pozór irracjonalne, jak sny na przykład. I wyrazistego piszącego. Polaryzację poglądów i poczucie humoru, a także postawę drwiąco-ironiczną, ze szczególnym uwzględnieniem autoironii i zamiłowaniem do eksperymentów językowych...
Żurnaliści są tylko dwojakiego rodzaju: dobrzy i źli. I moja to maksyma jest... Dlatego starać się należy ze wszech miar pisać pierwszorzędnie, nawet drugiej gildii (cechu) będąc wyrobnikiem...
Nie zdążyłem powiedzieć Listkowskiemu, że mówiąc o filozofii mojej szkolnej, pomylił ją ze znaczków zbieraniem chyba, albo i ziemniaków nawet. „Filozofia to nie wiedza, którą można nabyć i bezpośrednio zastosować. Filozofia to nie religia też przecież. To po prostu punkt widzenia”. I definicja ta dziełko (działko) moje stanowi. Na swój prywatny użytek. Niewykluczone, że rzeczywiście „filozofia szkolna powtarzana latami w regułkach gnije”. Wyjątkowo z Listkowskim w momencie tym się zgadzałem. Chociaż w niezbyt to dużej zgodzie z Karola Darwina teorią, w tej szczególnie zaś jej części mówiącej, iż narząd nieużywany zanika...
Wiele lat temu Albert Einstein na pytanie „Czy pan wierzy w Boga?” – odparł: „Wierzę w Boga Spinozy, który się objawia w harmonii wszechświata, a nie w Boga, który się zajmuje losem i czynami ludzi”. Wykazał Einstein religijność kosmiczną, będącą podporządkowaniem się rozumnej istoty ludzkiej – rozumnej, harmonijnej całości kosmosu. Religijność kosmiczna, czyli religijność oczyszczona z antropomorfizmu, polegająca na ekstatycznym (silnym) podziwie, jaki wywołuje harmonijność i prawidłowość zjawisk przyrody, w których objawia się wyższa mądrość, sprowadzająca wszelkie rozumne myśli i urządzenia ludzkie do poziomu znikomego odblasku.
Coraz bardziej zaczynam żywić przekonanie, że było coś w myśleniu papieża z myśli powyższej Einsteina, mając jednocześnie nadzieję, że nie jest to bluźnierstwo. I zgadzałem się z Listkowskim, że papież Jan Paweł II perfekcyjnie opanował nie tylko aktorstwo, ale i marksizm.
Tak więc łapcie mnie chłopcy za słówka i wybierajcie to, co chcecie, traktując niezwykle serio, a ja nawet bronić się nie zamierzam, że figle to były czy bzdury nawet... Ale przecież nie na obronie mi zależy. Nie muszę być jajkiem na patelni, by móc opisać jajecznicę. I mógł też Listkowski, jak i ja przecież, w felietonie swoim pogadać, pogwarzyć, a nawet i pobredzić, mając świadomość przecież, że będą go łapać za słówka.
Przecież felietonów pisanie też na prowokacji intelektualnej polega. Niestety, czas to już przeszły w przypadku pana Tadeusza, tego sympatycznego rycerza swoich czasów... Nigdy już pan Tadeusz za słówka mnie nie złapie i nie ukrywam – brakować mi go będzie...
Andrzej Kleina