Wielkieś mi uczynił „Iławski Tygodniu” pustki w życiu moim, tym niezwykle tajemniczym (przed wyborami) odejściem swoim. Chociaż, tak naprawdę, byłeś a jakoby cię wcale nie było; mimo to, wielu mieszkańcom lepiej się będzie bez ciebie żyło...
Andrzej Kleina
Spektakularna porażka „Iławskiego Tygodnia” jest dobitnym dowodem na to, że „gazeta” jest takim samym rodzajem (nie mylić z typem) biznesu, jak każdy inny. I jako taki, może się nie powieść. Szczególnie, gdy jego kreatorzy nie mają wizji, ani wiedzy – o pieniądzach nie wspominając, i nie dlatego, że jestem dżentelmenem.
W zasadzie ich – frustratów niezwykłych! – orężem był chaos i jad. Zaryzykuję hipotezę, że ojcem chrzestnym porażki IT nazwać można radiowca Arkadiusza Dzierżawskiego. Myślę też, iż umiałbym to udowodnić. Ale to duet egzotyczny Przemysław Kaperzyński and Rafał Jarnutowski winien się skoncentrować i ustalić „dlaczego?”.
Nie ukrywam, że będzie mi brakowało IT. Z wielu powodów. Jeden z nich – niezwykle prostacki i egoistyczny – polega na tym, że zabraknie mi elementarnego bodźca, nie tylko polemicznego. Czy dziurę tę cokolwiek czy ktokolwiek jest w stanie zapełnić? Co będzie ze mną, gdy i burmistrza chronicznego z Lubawy Edmunda Standary po wyborach nie stanie? Obawiam się, że szczeznę bezwzględnie, a przynajmniej uschnę z tęsknoty i wyjdą na wierzch braki moje ogromne, warsztatowe. Bo polemizować każdy kiep potrafi...
Uczulam jednak wyborców na to, ażeby posiadali świadomość, że przegrana np. Standary (ale nie tylko jego) w wyborach, spowoduje zniszczenie jego przekonania, że bez niego magistrat nie będzie mógł działać. Temat ten jest tak frapujący, że bezwzględnie będę musiał mu poświęcić oddzielny esej psychologiczny (pozdrawiam córkę pana Edmunda z okolic Krakowa, już się cieszę na spotkanie (www.nki.pl/forum).
W magistrackiej „Gazecie Romana” ukazało się krótkie, ale jakże piorunujące oświadczenie:
„Pan Jacek Fafiński informuje, że w momencie kiedy ukazał się artykuł pt. „Co z działką mistrza”, nie był on już właścicielem posesji, o której mowa w wyżej wymienionym artykule”.
Ha! Przypomnę, że w połowie lipca w felietonie pt. „Lubawska triada”, w pewnej jego części dotyczącej tego problemu, wyraziłem pogląd, iż burmistrz Edmund Standara posiada niezwykłe braki obyczajowe, a także coraz bardziej widoczne cechy autokratyczne czy wręcz despotyczne. Uzewnętrznił je po raz kolejny. Tym razem w „Gazecie Romana” sprzed miesiąca wyrażając idiotyczne sądy na temat wicemistrza olimpijskiego z Atlanty Jacka Fafińskiego. W kolejnym wydaniu miast przeprosić Mistrza, burmistrz milczy jak zaklęty. A pan Jacek musi tłumaczyć, że nie jest wielbłądem...
Na galę stadionu, będącą de facto promocją burmistrza, największy w historii sportowiec Lubawy... nie został zaproszony. Śmieszna „Gazetka Romana” poinformowała jednak, że „na widowni pojawił się także lubawianin Jacek Fafiński”. Poinformowała też, że na nowym stadionie nie zabrakło „akcentów sportowych”. Cóż, i Bogu dzięki, i Standarze. Za to... że były akcenty. Na obiekcie sportowym! Czyli, niech żyją akcenty! Sportowe!
Nie tak dawno na forum internetowym Kuriera znalazło się kilka wpisów dotyczących plagiatu pewnej pani spokrewnionej z burmistrzem Standarą. Dorzucę jeszcze jedno zdanie. Jeśli przywłaszcza się sobie jedno choć zdanie z cudzej pracy – jest to plagiat. Jeśli jednak wybiera się to, co jest najlepsze u wszystkich, którzy pisali na dany temat, można to uważać za twórczą syntezę. Sformułował to Hans Selye (ten od stresu). Jeśli mu wierzyć, to gdybym tego nie powiedział, to byłby to plagiat. Tylko, kto poza Stachem by o tym wiedział? Wiesiek Niesiobędzki może, no i jeszcze paru...
Posiadanie władzy to przypadek, cnotą jest przekazanie władzy. Żeby nie być posądzonym o plagiat, wyjaśniam, że Seneka to rzekł. Zastanawiamy się ze Stachem, czy jeżeli lud zadecyduje i zmieni co niektórych burmistrzów w okolicy, to czy wykażą się oni cnotą, czy raczej frustrację ujawnią. Innymi słowy: filozofia z psychologią się zmierzy. Wyjdzie „klasa”, albo jej brak.
Seneka powiadał też, iż czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd. Warto go będzie uruchomić i z przegraną się nie obnosić. Jeśli będą problemy natury wszelakiej, pomożemy. Stachu i ja! Zdążyliśmy nawet firemkę zarejestrować (żeby nam tylko nie poszło tak, jak ITkom), zakładając, że w najbliższych wyborach, większość „głów” burmistrzów i wójtów poleci i zapotrzebowanie na usługi „reanimacyjne” może być niemałe. Utrata władzy będzie zapewne odczuwana przez przegranych nie jako demokratyczna wola ludu, a jako coś niewłaściwego i krzywdzącego. Czy to właśnie odczuwał Adam Żyliński przegrywając 4 lata temu?
Rozpalający się gniew przegranych będzie miał charakter jedynie słusznego oburzenia:
„Jak to?! Ja tyle dla nich zrobiłem: wybudowałem stadion, zasypałem basen, wróć z tym basenem, ja im chcę wybudować basen (mieszkańcy miast powiatu mogą wstawić dowolne „sukcesy” swoich burmistrzów), a oni mnie nie chcą. Co za cholerna niesprawiedliwość. Ja żyły sobie wypruwałem, a oni tak mi się rewanżują. Jak oni mogli mi to uczynić? Przecież, to niesprawiedliwe...”.
Kusi mnie cholernie przygoda intelektualna. Próba weryfikacji wydumki pewnej. Czy heroiczna próba zostania, bądź pozostania burmistrzem, to sprawa materialna, ambicjonalna czy wręcz neurotyczna? Znam osobiście co najmniej dwóch burmistrzów, dla których „bycie” burmistrzem to sprawa bycia w ogóle. Widzę u nich kompulsywną pogoń za „wielkością”, którą cechuje wieczne nienasycenie. Dowód? Prosty jak konstrukcja cepa.
Kryterium kompulsywnej pogoni za wielkością jest nieliczenie się z realnymi możliwościami. Zastanawiając się nad daleko zakrojonymi projektami, jakie snują neurotycy, ich pełną urojeń samogloryfikacją, ich roszczeniami – skłonni jesteśmy przyjąć, że są oni w stopniu większym od innych obdarzeni królewskim darem wyobraźni... (ot, choćby szklana winda w bibliotece miejskiej, czy kryty basen w miasteczku). Szkoda, że już nie mam więcej miejsca...
Andrzej Kleina