Możesz kłamać, ile wlezie. To wypada. Nie miej złudzeń, że ktoś wybaczy ci prawdę. Zapomnij o Dekalogu. Czasem kłamstwo jest lepsze niż fakty, które mogą przerosnąć innych. Uważaj, gdy stoisz pod ścianą. Nawet gdy stoisz w kącie, to będą patrzyli ci na ręce.
Thomas Günther Reich
Co może mieć wspólnego rower z człowiekiem? Niewiele. Ludzie są żywymi istotami wpisanymi w drabinę ewolucji. Rower? Jedynie jest przedmiotem stworzonym kilkaset lat temu przez człowieka, który za pomocą nożnego napędu mknie do przodu. Zmieniały się ich modele, wygląd, cywilizacja pomknęła tak bardzo do przodu, że współczesne bicykle wydają się być dziś prawie tak szybkie jak samochody.
Robertowi z Kisielic też wydawało się, że niewiele ma wspólnego z rowerami. Tym bardziej, że tuż przed trzydziestką kupił sobie auto i dawno porzucił damkę, którą jeździł prawie wszędzie. Nienawidził jej, bo babski rower kupiła mu chrzestna, ale w tamtych czasach trudno było o jakiekolwiek rowery, dlatego musiał się cieszyć. Ale on nie bardzo radził sobie z wyzwiskami kolegów z sąsiedztwa, którzy mówili o nim, że jest baba i ciota, skoro jeździ babskim rowerem.
Chłopaka strasznie to wkurzało, ale jeszcze bardziej martwił się tym, co się działo w nim w środku. Dość szybko pojął, że zdecydowanie bardziej woli towarzystwo kolegów niż koleżanek…
Do kobiet nie ciągnęło go ani w młodości, ani w dorosłym życiu. Chłopak dorósł i skończył szkoły. Nawet nie zauważył, gdy stuknęło 35 lat. Robert miał już dość życia w kłamstwie. Pewnego dnia postanowił w końcu przełamać się i porozmawiać z matką. Co prawda, bał się, ale chciał być szczery z nią i mieć czyste sumienie. To był jego błąd, bo przecież świat jego matki był czarno-biały i nie było w nim miejsca na sprawy znane z filmów i z „Naszego Dziennika”. Ale w końcu postanowił zmierzyć się z prawdą. Czekał przez kilka dni, aż będzie tylko z matką w domu. Jego ojciec miał w planach wyjazd do babci w sąsiedniej gminie, a Robert łudził się, że najpierw powie o swoim sekrecie tylko matce. Przecież ona go kocha, to na pewno zrozumie.
Ojciec wyjechał punktualnie i wtedy w chłopaka wstąpiła śmiałość. Poszedł do kuchni, w której siedziała matka nad gazetą i wydusił z siebie całą tajemnicę, którą nosił w sobie przez 35 lat. Czasami taki ciężar może przecież zabić, dlatego można sobie wyobrazić, co poczuł, gdy powiedział matce o tym, że woli facetów. Rykaczewską wbiło w krzesło.
– Tych pederastów to nie ma w ogóle. Rozumiesz. Wynoś się, gnido, z mojego domu, co myśmy tobie zrobili, żeby na stare lata spotkała nas taka udręka. Precz diable mi z domu! – krzyknęła.
Mężczyzna dopiero zrozumiał, że tak naprawdę pewne sprawy nie istnieją w życiu jego matki. W końcu pedały są w rowerze, ale nie w życiu. W PRL-u pedałów nie było w ogóle. „Innych” od razu wyłapywała milicja i tłukła, ile wlezie po ryjach, żeby przeszła im odmienność. Nic dziwnego, że żenili się na wszelki wypadek z przerażenia, a nie z miłości. Jakimś cudem rodziły się im dzieci, bo dla pedała dziecko to dobre alibi nie tylko przed sąsiadami, ale również w rodzinie. Nic dziwnego, że w całej Polsce nie było gejów, bo przecież pożenili się w strachu, a część bardziej wykształconych wyjechała za granicę, rzadziej zaś ktoś odważył się żyć samotnie. Choć w Kisielicach lepiej być starym kawalerem niż pedałem.
Trochę zmieniło się po 1989 roku, gdy w Polsce wybuchła wolność. To wtedy Polacy nagle zapragnęli być sobą. Pewnie łatwiej było być gejom sobą w wielkim mieście niż w zapadłej wiosce. Nawet jeśli ktoś kocha inaczej, to sąsiedzi go i tak nie znają. A taki Robert w swoim miasteczku dorastał ze wszystkimi i trudno spodziewać się, że jakiś fragment jego życia umknął komukolwiek. Nic bardziej mylnego, bo na prowincji wszyscy wiedzą o innych wszystko.
Roberta nie ma już w Kisielicach. Ludzie mówią, że matka wypędziła go z domu, bo ponoć miała już dość tego, że ma 35 lat i siedzi w jej domu, zamiast założyć rodzinę. Podobno ktoś słyszał, że wyjechał do Niemiec, ale nie pokazuje się już w okolicy. Nie dzwoni i nie odwiedza ich podczas świąt.
– Co to za syn? Wyrodny jakiś, żeby o biednej matce nie pamiętać? – mówi sąsiadka.
– Nie mam już syna. Mówię pani, on tyle krzywdy nam zrobił w życiu. Po co mi to było takie nieszczęście – odpowiada Rykaczewska.
– Co on właściwie wam zrobił? – pyta sąsiadka.
– Nie kocha swojej matki, a to grzech największy. Nie kocha nas i nie chciał nigdy naszego dobra. A inni ludzie mają takie udane dzieci – odpowiedziała.
Ludzie współczują Rykaczewskiej takiego wyrodnego syna, żeby nie pamiętał nawet o własnej rodzinie. Przecież oni dla niego tak wiele zrobili. Życie mu dali, wykarmili, posłali do szkoły, a on uparcie milczy. Pewnie przewróciło mu się w głowie za tą granicą. Wszystkim się przewraca, to jemu na pewno też. Nikomu nie przyszło nawet przez myśl, że Robert dzwonił codziennie do domu. Pytał, jak się czuje matka, wysłał listy, a nawet kasę. Ale poza milczeniem w słuchawce i płaczem nic nigdy nie usłyszał. Aż jednego wieczoru, kiedy zadzwonił, łudząc się, że matka się przełamie, wykręcił numer.
– Mamo, jak się czujesz?
– Nie dzwoń nigdy więcej. Rozumiesz, nie dzwoń. Ja nie mam już syna. Nie mam – odpowiedziała w złości. – Odwal się ode mnie. Daj mi spokój!
Dopiero wtedy dotarło do niego, że nie ma już po co dzwonić, bo matka wyparła się go zupełnie.
Tak minęło pięć lat, ale Rykaczewska nie rozumie, czemu syn ją tak skrzywdził. Jak mógł w ogóle jej to zrobić? Nie spodobało się to jej, bo przecież wyrządził jej wielką krzywdę, a w jej świecie nie ma odmieńców.
Być może za kilka lat matka zrozumie, że jej syn wcale nie jest winien tego, że woli kochać facetów niż kobiety. Może zauważy, że świat wcale nie jest czarno-biały i nawet czerń ma różne odcienie szarości. Łatwo jest przecież mówić, że kogoś się kocha niż kochać go naprawdę. Nie bez powodu tylu ludzi jest samotnych, bo co z tego, że nawet mają rodziny, jak czują się przez bliskich nierozumiani. Słowem, można wiele zbudować i wiele zniszczyć. Bo jak śpiewała przed laty Kayah „Trudno kochać, lecz nie kochać wcale jeszcze trudniej”.
THOMAS GÜNTHER REICH