Może podobał się państwu film pt. „Jak pies z kotem” Janusza Kondratiuka? Ale na pewno znacie „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana. Marcin Bastkowski z Iławy odcisnął na tych i wielu innych znanych szeroko filmach swój znaczący ślad. Chwalmy się naszym ziomalem, bo naprawdę jest czym.
Praca montażysty filmowego to coś pomiędzy reżyserią i pisaniem scenariusza. Jeśli aktor zagra pięknie, a montażysta to wytnie, to widz tego nie zobaczy. Jeśli film jest słaby, scenariusz nudny, to dobry montaż może go uratować. Zły montaż zniweczy najlepszą pracę zespołu.
Marcin Bastkowski jest montażystą. Ha, czyli kim?
Na popularnych portalach internetowych, w gazetach, telewizji i w radiu montażystów nie widać montażystów. Mówi się o aktorach, czasami reżyserach, rzadko o scenarzystach. Montażyści nie istnieją. Czy bez montażu może powstać film? Kto dopasuje zdjęcia, dźwięk, ujęcia, sceny? Kto wytnie te nieudane i zastąpi lepszymi?
Jak mówi Bastkowski, film powstaje na planie filmowym i w montażowni. Długie godziny spędzone nad nim to szlifowanie diamentu, dzięki czemu powstaje brylant. Praca jubilera to szlifowanie kamienia wydobytego z ziemi. Praca montażysty to szlifowanie materiału nakręconego na planie. Bez montażu mamy chaotyczne zdjęcia, niepowiązane ze sobą i niechronologiczne sceny, które nie są filmem. Tak jak diament nie jest brylantem.
Marcin Bastkowski jest jednym z najlepszych montażystów w Polsce. Pracował z największymi reżyserami. Jerzy Hoffman powierzył mu „Ogniem i mieczem”, spod ręki Bastkowskiego wyszły „Legiony”, „Dywizjon 303” i dziesiątki innych filmów. Biogramem Bastkowskiego można obdzielić kilka osób.
Iława ma sporo osób, które się wybiły w różnych dziedzinach. Wszystkich łączy smutny i zastanawiający fakt. O ile gdzieś w świecie te osoby odnoszą sukcesy, to u nas są często nieznane i czasami nielubiane.
W Olsztynie odbył się WAMA Film Festival. Przegląd ambitnego kina, który od początku organizuje Bastkowski. Z sentymentu za rodzinnym regionem, z chęci działania u siebie wymyślił festiwal, który na dobre zadomowił się na Warmii i Mazurach.
Ten festiwal mógł być w Iławie. Jak mówi Bastkowski, chciał, by jego rodzinne miasto dostało coś z jego sukcesu, by młodzi ludzie i miłośnicy filmów mieli możliwość uczestniczenia w filmowej uczcie. Bastkowski zderzył się jednak z niezrozumieniem, niechęcią i pustką intelektualną, która wynika chyba z zawiści. Festiwal z otwartymi ramionami wziął Olsztyn.
Jak to wytłumaczyć, że w rodzinnym mieście się nie udało? Przykre doświadczenia Bastkowskiego dzieli wielu iławian, którzy w świecie bliskim i dalekim pokonują wysoko ustawione poprzeczki, a u nas całują klamki działaczy, polityków i urzędników.
Widział ktoś w Iławie na przykład znanego perkusistę Marcina Ułanowskiego? Jest on znany i ceniony, ale u nas pracy nie ma i nikogo to nie boli, że tracimy brylanty.
Nie chodzi wcale o pieniądze, bo ci ludzie, realizując tradycyjny dla Polaków romantyzm, pieniędzy często nie chcą. Chodzi o bariery mentalne, że obcy są lepsi niż nasi.
Tak czy inaczej, Bastkowski sukces osiągnął i tylko szkoda, że niewiele z tego mamy. A przecież mógłby pomóc naszej młodzieży wyprostować kręte ścieżki do celu. Mógłby powiedzieć, jak się osiąga sukces w filmie, mógłby też pomóc ten sukces osiągnąć. Sięgnijmy po tych ludzi, zanim o nas zapomną.
Takie przemyślenia miałem po olsztyńskim festiwalu i te myśli pogłębiłem jeszcze chwilę później, spotykając się z innym artystą. Może to się kiedyś zmieni, na razie kino w Iławie pokazało filmy z zeszłorocznej WAMY. Czy ta jaskółka przyniesie wiosnę?
BARTOSZ GONZALEZ
Marcin Bastkowski w otoczeniu
rodziny i przyjaciół z Iławy podczas
festiwalu filmowego Wama w Olsztynie
Montażysta Marcin Bastkowski z Iławy
wspominał zmarłego reżysera Janusza Kondratiuka,
którego film „Jak pies z kotem” montował
i który miał również odwiedzić Iławę