Jak przewidziałem wcześniej, druga połowa kadencji samorządów upłynie pod znakiem przepychanek. Społeczeństwo się obudziło i zasypuje magistrat postulatami, mimo że dopiero co ogłoszono wyniki głosowania na projekty w budżecie partycypacyjnym.
Od razu zaznaczę, że po dwóch latach tej kadencji widać klęskę okręgów jednomandatowych. Lokalni liderzy, zamiast pracować dla dobra całego miasta, patrzą na samorząd przez wąski pryzmat swojego okna. Niektórych radnych interesuje jedynie to, co widzą przez to okno. Lepiej nie będzie, bo w każdym okręgu będą co cztery lata wojny o to, kto lepiej reprezentuje lokalną społeczność. Tyle że w tych wojnach przegrają najlepsi, a zwyciężą najgłośniejsi. Cisi, skromni społecznicy nie mają szans. Wygrają pieniądze, kiełbasa wyborcza i znajomości. Z tym wszystkim musi się zmierzyć burmistrz na przykład Iławy.
Dziś w radzie miejskiej (nie tylko) Iławy jest kilkunastu małych burmistrzów. Czy to osłabia burmistrza? Oczywiście nie, bo kompetencje rady się nie zmieniły. Jednak poczucie ważności radnych znacznie wzrosło. Nie pochodzą już z wewnętrznych wyborów w partii czy komitecie wyborczym. Mają bezpośredni mandat tak samo jak burmistrz.
I co z tego wynika? Po pierwsze, burmistrzowi trudno jest przepchnąć swoje projekty, bo każdemu z 21 radnych musi coś zaproponować za poparcie. W poprzednim układzie rozmawiało się jedynie z najważniejszymi radnymi. Dziś nawet PiS (jedyna partia w radzie) jest podzielony i nie wiadomo, z kim negocjować.
Mocny mandat radnych utrudnia pracę, bo hołduje warcholstwu. Dziś radny nie musi się liczyć ze swoim przewodniczącym partii, z koleżankami i kolegami. Nie musi się również za bardzo liczyć z wyborcami.
Ręka w górę, kto z czytelników był na sesji w sprawie likwidacji straży miejskiej? Ktoś może oglądał nagranie w internecie? Swoje sympatie wyborcze opieramy na internetowej i towarzyskiej propagandzie poszczególnych radnych.
Podczas tamtej sesji kilku radnych zgłosiło wątpliwości co do możliwości obsługi monitoringu miejskiego przez cywilnych pracowników ratusza. Według nich cywil nie może patrzeć przez miejskie kamery.
W PRL była taka formacja jak Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej, czyli ORMO. Dziś to epitet w odniesieniu do każdego donosiciela i tych, którzy wtrącają się w cudze sprawy.
Radni bardzo poważnymi głosami, opierając się na telefonicznym policjancie-kosultancie, podkreślili, że po likwidacji straży nie będzie kto miał patrzeć na ekrany.
Nie trafiały do nich przytomne głosy innych radnych, że przecież w szkołach jest monitoring, że prywatne sklepy mają monitoring.
Od kilku miesięcy na iławskim ratuszu jest zamocowana kamera, która co prawda nie jest częścią monitoringu miejskiego, ale obraz jest bardzo dobry. Obraz z niej jest dostępny całą dobę na oficjalnej stronie miasta. Można sobie sprawdzić pogodę na żywo, można też pobawić się w ORMO.
Tak oto, nie nosząc munduru strażnika, zostałem operatorem miejskiego monitoringu. Przez dwa dni, z przerwami, oglądałem parking przed iławskim ratuszem. Zastanawiam się, czy oglądałem ten obraz legalnie czy nie, skoro według części radnych jedynie strażnik może obsługiwać miejskie kamery? Kamera na ratuszu jest przecież miejska. Możliwe, że tysiące ludzi, którzy oglądają obraz z iławskiej kamery, popełnia przestępstwo!
Przez dwa dni liczyłem, ile czasu parkują samochody pod ratuszem, kto spóźnia się do pracy w urzędzie i kto wychodzi przed piętnastą. Kamera ma bardzo dobry obraz. Tym razem nie potrzebowałem wzywać policji, ale jeśli na monitorze zobaczę przestępstwo albo wypadek, to na pewno powiadomię odpowiednie służby. Zupełnie jak strażnik miejski.
Likwidacja straży przeszła niewielką większością. I tak już będzie zawsze. Kolejny burmistrz będzie się zmagał z kolejnymi radnymi – burmistrzami dzielnic. Można powiedzieć, burmistrz nie umie rozmawiać. Jednak w rozmowie uczestniczą co najmniej dwie strony. Równie dobrze można powiedzieć, że radni nie widzą szerszego interesu. Pytanie, które trzeba kierować do ustawodawcy, kto kieruje miastem? Burmistrz, radni, a może radni i burmistrz?
Moim zdaniem w sprawach miejskich zdanie końcowe ma burmistrz, a w sprawach dzielnic radni. Kompromis polega na tym, że radni akceptują projekty burmistrza bez słowa sprzeciwu, a w sprawach lokalnych walczą jak lew o swoje.
Tu dochodzimy do sprawy boiska na os. Ostródzkim. Radny dr Feliks Rochowicz od początku kadencji apeluje o rozwój infrastruktury sportowej w swoim okręgu. Apeluje słusznie, ale moim zdaniem adresatem powinni być deweloperzy a nie urząd miasta.
Pisałem nie raz o osiedlu Piastowskim, które zaprojektowano jeszcze w PRL. Wówczas projektowano kompleksowo. Miała powstać stacja kolejowa na linii do Olsztyna, szkoła, przedszkole. Jednym słowem osiedle Podleśne bis. Tymczasem powstaje Ameryka.
Rozdrobnienie działek, mnogość deweloperów doprowadza do konfliktów sąsiedzkich o miejsca parkingowe i niewydolność infrastruktury osiedla jako całości. Mieszkańcy mają pretensje do ratusza, a dlaczego? Przecież to nie ratusz budował te bloki. Jeśli ktoś decyduje się kupić mieszkanie w polu, bez sklepu, przedszkola, szkoły w okolicy, to jego sprawa. Są w centrum mieszkania za pół ceny mieszkania w blokach na Ostródzkiej. Można mieszkać na os. Podleśnym, blisko szkoły, przedszkola, sklepy, przystanki, stacja, itd. Jednak nabywca skusił się nowym budownictwem. Mimo że dookoła krajobraz księżycowy, wieczna budowa, ludzie wydali spore pieniądze.
Niech na nowe boisko zrzucą się deweloperzy. Również szkołę, przedszkole i ośrodek zdrowia powinni wybudować za swoje pieniądze.
Spółdzielnia Mieszkaniowa „Praca”, która zrealizowała Osiedla Podleśne, zbudowała również Szkołę Podstawową nr 5 (dzisiejsze Gimnazjum nr 2), ośrodek zdrowia i pasaż handlowo-usługowy. Spółdzielnia dała również teren pod budowę kościoła na Podleśnym.
Ratusz, za pieniądze podatników, pewnie zbuduje to boisko, potem szkołę i całą resztę. Jednak to deweloper weźmie pieniądze za mieszkania. Niestety tak długo, jak będą klienci na bloki w polu, tak długo takie bloki będą powstawały. Pozbawione handlu, infrastruktury rekreacyjnej, zieleni osiedla.
To efekt chciwości deweloperów i małej wyobraźni nabywców nowych mieszkań.
BARTOSZ GONZALEZ