Szef wszystkich konfidentów Czesław Kiszczak ciągle rządzi, nawet zza grobu. Dokumenty z jego szafy demaskują Lecha Wałęsę. Czeka nas bolesne pranie brudów po 25 latach od upadku PRL. Takie są koszty zaniechań. Czy również na poziomie lokalnym znajdą się szafy, z których wypadną trupy przeszłości?
W niemal każdej powieści kryminalnej na początku policjant zadaje podstawowe pytanie śledztwa: kto skorzystał na przestępstwie?
Maria Kiszczak przeprowadziła z polecenia męża jego ostatnią operację specjalną. Jak doszło do przekazania teczek agenturalnych do IPN. Kto na tym skorzystał? Czyżby znowu ma minąć kolejne aż ćwierć wieku zanim poznamy Prawdę...?
Ponad 25 lat temu podobno zdemontowano PRL i zastąpiono go „kapitalizmem ludowym”. Przez 45 lat Polską rządziła komunistyczna Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR). Zniknęła dość nagle i jakoś tak zbyt łatwo, jakby na rozkaz... Pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Mieczysław Rakowski wyprowadził sztandar z Sali Kongresowej warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki – i to symbolicznie zakończyło życie PZPR.
Zwolennicy teorii spiskowych przez lata mówili o zdradzie Lecha Wałęsy i innych wybranych przywódców Solidarności. Zarzucano, że była to mistyfikacja. Główny nurt wyśmiewał albo milczał na ten temat. Dziś z szafy generała Kiszczaka wypadł trup „Okrągłego Stołu” ukartowanego przy wódce w podwarszawskiej miejscowości Magdalenka.
Jestem ofiarą 1989 roku. Brak etatu, ubezpieczenia, perspektyw na mieszkanie i paszport w szufladzie tylko po to, by uciec za granicę w ponoć „wolnej” Polsce. To zasługi tej wykreowanej Solidarności. Oczywiście niektórzy w tej Nowej Polsce nieźle się utuczyli. Ale na pewno nie ma wśród nich robotników. Dziś warunki pracy są znacznie gorsze niż w PRL. Pierwsza „Solidarność 80” walczyła o wolne soboty i płace za nadgodziny. Dziś wolna niedziela to dla wielu marzenie, a o nadgodzinach nikt nawet głośno nie mówi.
Pamiętacie...? Szeregowi działacze PZPR byli zaskoczeni przemówieniem Rakowskiego. W iławskim komitecie ówczesny sekretarz Ryszard Zabłotny siedział zdumiony za biurkiem i nie odbierał żadnego telefonu. Trzymając głowę w dłoniach, był ilustracją błyskawicznych zmian zachodzących w Polsce.
Jak to się stało, że taka figura w systemie państwa – sekretarz miejski PZPR – nie wiedział, co się stanie i o co chodzi z tą „rewolucją”...?
Przed stanem wojennym Solidarność rozwinęła skrzydła w iławskich zakładach pracy. Transbud, POM, Techmatrans, IPB, Społem, GS SCH, Spółdzielnia Mieszkaniowa „Praca”, Zakład Karny, samochodowe IZNS, Fabryka Domów, zakłady meblarskie i oczywiście kolejarze – wszyscy zakładali i zapisywali się do Solidarności, wszędzie powstały komitety „S”. To był autentyczny zryw autentycznego ruchu społecznego.
Ówczesna propaganda komunistyczna nagłaśniała, że do Solidarności przystępowali najwięksi krzykacze i lenie (bumelanci). Jednak ludzie chcieli dobrze, chcieli poprawy warunków życia i pracy.
Jeden z ówczesnych działaczy iławskiej Solidarności opowiada, że początek był prozaiczny. Pierwszej Solidarności chodziło nie o przejmowanie władzy od komunistów, lecz o codzienne, przyziemne sprawy: opłaty ciągle rosnące, głodowe pensje, lepszą wentylację hali w zakładzie, sprawiedliwe zarządzanie przedsiębiorstwem itp. Nikt nie podważał ustroju państwa, walka toczyła się o Godność.
Ale komuniści sami wywołali „potwora Wolności” wśród mas robotniczych. Ludzi zabolał brak szacunku i arogancja. Lepszej wentylacji nie było i nie ma do dziś, bo nie ma już zakładowej hali. Jeśli popatrzymy na życiorysy ówczesnych działaczy pierwszej Solidarności 80, to widać, że zostali po prostu zdradzeni i wykorzystani przez ojców ustawionej rewolucji 89 roku. Sztandary robotnicze, które powiewały podczas strajków, wyprowadzono razem ze sztandarem PZPR. Odegrano epokowy teatr. Naród uległ zbiorowej hipnozie.
Zdradzono nie tylko robotników. Również zwykli członkowie partii i inni działacze żyjący w Polsce Ludowej w ciągu kilku dni stracili niemal wszystko. Stracili tak samo, jak ja straciłem „wkład” na książeczce mieszkaniowej, który zdewaluowano. Ordynarny napad i kradzież. W białych rękawiczkach. Z uśmiechem na twarzy. Pod hasłami „odzyskiwania wolności”.
Towarzysz Ryszard Zabłotny i wtedy, i później był człowiekiem. Nie handlował walutami ani pampersami w pierwszych dniach wolności. Nie uwłaszczył się w państwowej firmie, ani nie kupił działek nad Jeziorakiem za bezcen, czując nadciągającą klęskę socjalizmu. Do dziś widzę na ulicy, jak podają mu rękę różni ludzie z lewa i prawa.
Wielu ówczesnych działaczy autentycznie wierzących w lewicowe idee do dziś mieszka w spółdzielczych blokach z płyty. Niczego się nie dorobili i niczego nie ukradli. Z czerwoną przeszłością nie mogli znaleźć pracy w „wolnej” Polsce.
Zarówno członkowie pierwszej Solidarności, jak i ci szeregowi członkowie partii, których zaskoczył nagły demontaż PRL, zostali oszukani przez oficerów służb specjalnych.
PZPR w sporej części składała się z ludzi zaangażowanych naprawdę ideologicznie. Wielu z członków partii pamiętało czasy przed wojną. Potworna bieda, brak lekarza, dostępu do edukacji, przepaście społeczne – wykształciły kadry dla partii robotniczej i komunizmu. Wielu z tych ludzi jadło szczaw.
W książce Teresy Torańskiej „Oni” jeden ze znaczących działaczy PRL mówi otwarcie o kadrach SB. Oficerowie służb specjalnych byli w ogromnym stopniu dobrze wykształconymi Żydami o poglądach skrajnie lewicowych. Często pochodzili z szanowanych przed wojną domów. Działacz ten podkreśla, że ten fakt budził napięcia w partii i wśród społeczeństwa. Aparat bezpieczeństwa zbudowany przez Żydów nierzadko dokonywał zbrodni na Polakach. O ile do partii mógł przystąpić niemal każdy, o tyle do służb specjalnych mogli przystąpić jedynie inteligentni, choć często zdemoralizowani i koniunkturalni ludzie.
Patrząc na losy różnych osób w wolnej Polsce, widać, że o ile przynależność do PZPR do dziś jest powodem do wstydu, praca dla służb specjalnych PRL budzi uznanie i lęk. Oficerowie pozostali do dziś w cieniu. Tymczasem zamiast atakować PZPR za PRL, powinno się skoncentrować na rozliczeniu służb, czego nigdy nie dokonano.
Nikt z liderów Solidarności 25 lat temu nie był na tyle silny, by ugryźć służby? Może po prostu służby na każdego z nich coś miały i każdego trzymały w garści.
Rząd Jana Olszewskiego upadł w dramatycznych okolicznościach po ujawnieniu listy agentów i zapowiedziach głębokiej lustracji, a także – jak widać już wyraźnie z perspektywy czasu – z powodu zablokowania rosyjskich spółek handlowych w miejscu wyprowadzanych baz wojskowych. Znów najważniejszy był interes Moskwy.
Funkcjonariusze bezpieczeństwa od wielu lat przed Okrągłym Stołem dobrze wiedzieli, że zmiana ustroju to po prostu kolejna operacja służb specjalnych PRL. Byli przygotowani. Jedni mieli teczki, które stanowiły polisę ubezpieczeniową, inni mieli pieniądze i kontakty ułatwiające start w biznesie.
Dlaczego niemal żaden robotnik iławskiej Fabryki Domów czy IZNS nie zrobił kariery w interesach? Dlaczego dziś ci, którzy działali w Solidarności, z trudem zbierają dokumenty do emerytury, podczas gdy oficerowie SB od lat żyją spokojnie i dostatnio...?
W prawdziwej rewolucji spadają głowy. Kiedy strajkujący robotnicy dostawali od ZOMO pałami, kreowani przez władze „liderzy” Solidarności spali spokojnie na styropianie i palili zachodnie papierosy z zachodnich paczek żywnościowych. Zwykli ludzie stali od rana w kolejkach po mięso i papier toaletowy. Nie walczył ten, kto nie odniósł ran.
Jakie rany odnieśli robotnicy, którzy dziś oglądają puste hale produkcyjne fabryk i nie mają lat do emerytury, a jakie Lech Wałęsa? Zwykły robotnik ma na życie kilkaset złotych.
Farbowani ojcowie Solidarności i oficerowie SB nie mają takich kłopotów. Okrągły Stół to nie była rewolucja. To było kolejne oszustwo na skalę masową. Taki ówczesny „Amber Gold”.
Robotnicy mogą jedynie wspominać własną naiwność. Działając w Solidarności, walcząc o lepsze jutro dla dzieci, osiągnęli tyle, że oglądają swoje pociechy tylko przez Internet. Raz do roku przysyłają kartkę na święta z Anglii. W Polsce nie mają przyszłości, podobnie jak dzieci 45 lat temu.
Ukazuje się dużo prac historycznych o Deutsch Eylau. Tymczasem milczymy o najnowszej historii naszego miasta.
Czy pierwsze dni wolności po Okrągłym Stole w Iławie pachniały demokracją, czy może w powietrzu unosił się swąd palonych dokumentów? Niektórzy mówią, że wszystko zostało zniszczone. Nie wierzę w to. Nawet jeśli, to została pamięć ludzka, której nie można zemleć w kwidzyńskiej fabryce papieru.
Liczę, że ujawnimy rolę SB również na poziomie lokalnym.
BARTOSZ GONZALEZ