Z zainteresowaniem przeczytałem niedawny tekst Leszka Olszewskiego o spacerze po Lubawie. Jego podróż po „mniejszej sąsiadce” pokazała, że świat nie kończy się na Iławie, a Lubawa to bardzo dobre miejsce do życia i pracy. Korzenie nasze wszystkie...
Każdy człowiek skądś pochodzi. Zaganiani, pochłonięci codziennością rzadko o tym myślimy. Często dopiero na starość wracają do nas wspomnienia o miejscach dzieciństwa. Czasami od tych wspomnień chcemy uciec, czasami są one najlepszym okresem w naszym życiu.
Czasami życie układa się zaskakująco, zapuszczamy korzenie w przypadkowym miejscu, pozostawiając za sobą znane twarze i kąty. Czasami życie rzuca nas w miejsce jedynie pozornie odległe.
Moja, pochodząca z Torunia, znajoma odkryła niedawno, że jej rodzina pochodzi z Lubawy.
Na początku lat 50. jeden z dyrektorów zakładów mięsnych w Ostródzie, pan Leśniewski, podróżuje samochodem z Ostródy do Torunia, gdzie w domu czeka na niego żona i dwie córki. Samochód ulega strasznemu wypadkowi, dyrektor Leśniewski ginie na miejscu. Pełne planów życie zostaje nagle przecięte, córki nigdy już nie zobaczą ojca w drzwiach.
Leśniewski był synem lubawskich, dość zamożnych gospodarzy. Jego rodzina miała dużą gospodarkę. Jedna z jego córek to matka mojej przyjaciółki. Jak się okazało, moja koleżanka nigdy nie pytała matki o dziadka. Wyciągnąłem tę historię podczas herbatki. Wspomnienia zatarły notesy z numerami telefonów, adresy spróchniały. Może rodzina pana Leśniewskigo przeczyta ten tekst i ma ochotę na herbatkę w Toruniu? Chętnie napiszę ciąg dalszy tej historii.
Ojciec mojej matki urodził się w Chełmie. Pamiętam, że opowiadał mi o swojej rodzinie, pochodzili z Bieszczad. Zajmowali się rzemiosłem. Jeszcze przed wojną ojciec mojego dziadka zamieszkał w Chełmie. Tam poznał żonę i tam urodził się mój dziadek.
Po wojnie dziadek z częścią rodziny trafił na tzw. ziemie odzyskane. Podczas wojny służył w wojsku, jego jednostkę rozformowano w Toruniu...
Codziennie myślę, że mogłem słuchać i notować te wszystkie historie. Kto jednak jako nastolatek słucha takich wspomnień? Poza tym myślałem, że mam czas. Dziś tylu rzeczy nie wiem.
Wróciło to do mnie niedawno. Córka uczy się w Anglii, do jej klasy chodzi jeszcze jedna polska dziewczynka. Jak się okazało, jej ojciec pochodzi z rodzinnych stron mojego dziadka. Być może dwie polskie uczennice angielskiej szkoły, które dopiero poznały się w klasie, są kuzynkami?
Drzewo genealogiczne, korzeń naszej tożsamości, czasami przeszkadza, czasami bardzo go brakuje, ale nie można go zmienić. Nie cofniemy się w czasie i nie zmienimy przodków. Skoro nie mamy na to wpływu, to może warto choć poznać prawdę o swoim pochodzeniu?
Lubawa, jak pisze Leszek Olszewski, zawsze była lepiej zaopatrzona od Iławy. Wydaje się, że mieszkańcy tej miejscowości znają się na handlu. Mogę dodać, że również lubawskie wsie są inne od iławskich. Domy są ładniejsze, a ciągniki droższe. Może to pozory, ale to przecież ma głębokie uwarunkowanie historyczne.
W Lubawie ludzie są zasiedziali od pokoleń. Przez setki lat pracują i budują swój świat. W Iławie niemal każdy jest skądś.
Wielu iławian przyjechało w ramach przesiedleń z Bieszczad. Ukraińcy, Polacy, Bojkowie na ziemiach odzyskanych rozpoczęli nowe życie. Tu zbudowali swój dom. Inni przyjechali w poszukiwaniu pracy w IZNS, na kolei, w zakładzie karnym, szpitalu, szkołach. Jeden z iławskich nauczycieli przysposobienia obronnego wspominał swoje pierwsze spotkanie z miastem w latach 70. Wszedł do kawiarni Marago, w której akurat latały krzesła i został w Iławie. Nie wiem, czy to go ujęło, czy może dostał krzesłem i po prostu nie mógł uciec.
Jako anegdotę podam, że kiedy mój ojciec, również w latach 70., wylądował po raz pierwszy w Polsce, na Okęciu i zobaczył budynek lotniska, pomyślał, że jest w afrykańskim kraju trzeciej kategorii. Był to wówczas po prostu barak. Mój ojciec również został w Polsce mimo to.
W każdym razie dzisiejsi iławianie to właściwie ludzie pochodzący w największym stopniu z Mazowsza i Bieszczad. Mazowsze przed wojną było biedne, a po wojnie zniszczone. Na Mazurach jawiły się dla wielu nowe możliwości. Puste miasta, opuszczone gospodarstwa, ziemia leżąca odłogiem potrzebowały nowych mieszkańców.
W tym samym czasie Ziemia Lubawska rodziła bez przerwy na wojnę. Tam nowi gospodarze nie zastąpili starych. Kiedy nowi iławianie uczyli się tej ziemi, tak innej od Mazowsza czy ziemi bieszczadzkiej, lubawscy gospodarze zaprzęgli tak jak przez poprzednie lata koniki i zabrali się do orki.
Jest takie złośliwe powiedzenie na Mazurach, że jak przed wojną niemiecki chłop zostawił widły pod ścianą obory, to do dziś one tam stoją, bo nowi boją się ich ruszyć. Jest taki duch na mazurskich wsiach, że oni wrócą po swoje. Może dlatego domy wsi iławskich są czasami bardziej zapuszczone niż te lubawskie? Może ludzie ciągle nie chcą ładować pieniędzy w nie swoje? Może to tylko moje wrażenie zresztą, ale...
Tak jak człowiek buduje swoją tożsamość przez wiedzę o przodkach, tak miasto jako społeczność buduje swój klimat dzięki mieszkańcom.
Przywiozłem kiedyś do Iławy koleżankę z Warszawy. Późnym popołudniem przeszliśmy się miastem. Dziewczyna, nieco wrażliwa, zauważyła, że panuje tu idealna atmosfera dla samobójców. Nie dostrzegam tego na pewno latem, ale jesienią i zimą ulice potrafią być przygnębiające i ponure.
Może to właśnie ten kontrast pomiędzy latem pełnym turystów a pustką poza sezonem jest przytłaczający? Może na klimat w Iławie ciągle kładą cień lata powojenne? Kiedy przesiedlano tu Ukraińców z Bieszczad i umieszczano w podiławskich wsiach, UB szczególnie starannie dobierało im sąsiadów. Chodziło o stworzenie atmosfery napięcia i wrogości.
Na tym tle są niewiarygodne wyjątki. W Iławie są jeszcze mieszkańcy, którzy z łóżka mają ten sam widok co z dziecięcej kołyski, która stała w Deutch Eylau. Ci mieszkańcy, mimo że są przecież Niemcami, zrośli się z Iławą. Są ostatnimi łącznikami z duchem nieistniejącego miasta.
Być może dzięki ich niewidocznej często działalności, na różnych stanowiskach, w różnych miejscach miasto podniosło się z ruin i żyje? Może dzięki nim dla wielu Iława, mimo że są nie stąd, stała się domem? Może mimo wrogości, trudnościom, udało się zbudować lokalną społeczność?
BARTOSZ GONZALEZ