Chciałem w redakcyjnej kawiarence przeprowadzić wywiad ekskluzywny z EDMUNDEM STANDARĄ, najlepiej ubranym mężczyzną regionu iławskiego. Nie udało się. Standara stchórzył. Ba, nie odpowiedział na przesłane mu pytania nawet pisemne.
Kleina: – Czy to prawda, że „polityka psuje charakter”. Co pan o tym sądzi?
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Jest coś wzruszającego w dbałości jaką przejawia pan wobec najbardziej czcigodnych radnych Lubawy i ich najbliższych rodzin, a także współpracowników, ich znajomych i najbliższych...
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Po likwidacji Państwowego Ośrodka Maszynowego w Lubawie, który był głównym wykonawcą zamówienia publicznego przy budowie sali gimnastycznej gimnazjum (szumnie nazywanej salą widowiskowo-sportową, wszak to najdrożej budowana hala betonowa w Polsce) prace kontynuowała bez przetargu firma „Usługi Stolarskie i Budowlane Zdzisław Wierzbowski”. Czy ma pan świadomość, że na gruncie ustawy o zamówieniach publicznych przekazanie zamówienia innemu podmiotowi bez przetargu jest bezprawne i stanowi naruszenie dyscypliny finansów publicznych, co może spowodować określone sankcje karne?
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– W roku 2005 doszło do zamiany gruntów pomiędzy Urzędem Miejskim w Lubawie a Zdzisławem Wierzbowskim. Miasto przejęło grunt wraz z chodnikiem przy ulicy Warszawskiej, za co Wierzbowski otrzymał grunty przy ul. Św. Barbary, przeznaczone pod budowę garaży. Po wybudowaniu w tym miejscu garaży lub czegokolwiek, Wierzbowski osiągnie z tego tytułu określony dochód, co jest oczywiste i naturalne, zważywszy, iż nie prowadzi działalności charytatywnej, natomiast miasto w wyniku transakcji nabywa wyłącznie obowiązki polegające na utrzymaniu tego terenu w należytym stanie i czystości. I ślepy by dostrzegł, że posłużę się tytułem Georga Orwella, iż ta transakcja nie leży w interesie miasta, a nawet jest szkodliwa, narażając miasto na określony uszczerbek finansowy...
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Przetarg na obsługę cmentarza komunalnego wygrała Lubawska Spółka Komunalna, będąca własnością Wierzbowskiego. LSK poddzierżawiło wykonywanie tej usługi firmie pogrzebowej, której współwłaścicielem był Maciej Radtke, aktualny sekretarz miasta, a obecnie zajmuje się tym jego brat, Piotr. Żona sekretarza jest księgową w LSK. Pomijając w tych okolicznościach kwestie moralne, proszę o wyjaśnienie, czy poddzierżawienie jest zgodne z prawem? Czy są przekazywane pieniądze magistrackie, czyli nasze, podatników, dla administratora cmentarza? Ponadto proszę o informację, czy i w jakiej wysokości wpływa opłata za „zajęcie terenu” pod pomniki i inne opłaty z tym związane, należne kasie miasta?
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Dlaczego szereg decyzji magistratu ma charakter nieprzejrzysty? Dlaczego informacja o umorzeniach podatkowych była informacją tajną? Dopiero przepływ informacji na forum internetowym Kuriera spowodował, że stosowna informacja została ujawniona. Czy zdaje pan sobie sprawę, że umorzenie podatku parafii św. Jana nie może nie budzić skojarzeń, iż jest to ruch stricte polityczny, przedwyborczy, który ma skłonić parafianina-wyborcę do oddania głosu (przy delikatnym, oby nie, modelowaniu go przez proboszcza parafii) podczas wyborów samorządowych na pana, „najważniejszego” parafianina w miasteczku? Czy nie przeszkadza też panu w tej sytuacji gorset byłego funkcjonariusza nieboszczki PZPR, którym był pan w minionej rzeczywistości? Na pańskim przykładzie jak w soczewce widać, iż marksowskie „byt kształtuje świadomość” ma się dobrze, a nawet rewelacyjnie...
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– W swoim czasie uzyskałem pańską odpowiedź, iż „organ podatkowy może, lecz nie ma obowiązku uwzględnienia wniosku strony”. Na czym polegał więc „obowiązek umorzenia” podatku w kwocie prawie 2,7 tys. zł dla parafii?
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Czy może pan tym wszystkim, którzy na pana 4 lata temu głosowali, powiedzieć, że ich głos nie był zmarnowany? Pitagoras nakazywał uczniom, ażeby zadawali sobie pytania: 1). jaki błąd popełniłem; 2) co zdziałałem; 3). jakiego obowiązku zaniedbałem? Inaczej. Czy którekolwiek z tych pytań zadał pan sobie kiedykolwiek? Klakierzy z pańskiego bezpośredniego otoczenia wraz z panem walczący o kolejną kadencję, czyli pieniądze i wpływy, działania moje nazywają ośmieszaniem i oczernianiem...
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Zatrudnił pan na stanowisku dyrektora MOK-u Romana Krauze. Na pytanie o jego kompetencje odpowiedział pan wymijająco, to znaczy wcale. Czy zdaje sobie pan sprawę, że złamał pan tego gościa. Psychicznie go pan złamał. Nie może nie zdawać pan sobie sprawy z tego, że dziennikarz nie powinien podejmować pracy podważającej dziennikarską niezależność. Gazeta, przepisana na żonę Krauze, obrzydliwe podporządkowanie w stosunku do pana wykazuje... Czyli sprostytuował pan Romana Krauze! Wykorzystując jego rozliczne słabości. Cel uświęca środki?
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Na stanowisko dyrektora OSiR powołał pan Jacka Różańskiego, kolejną osobę wywodzącą się ze środowiska tygodnika „Głos Lubawski”. Szukając stosownej osoby na to stanowisko, wyartkułował pan w prasie pański poziom oczekiwań dotyczący kompetencji kandydata. Jacek Różański nie skończył zarówno AWF, co rzekomo stanowiło warunek sine qua non, nie posiada 7-letniego doświadczenia na stanowiskach kierowniczych. Jaką wiedzę posiada Różański, ażeby sprostać właściwemu funkcjonowaniu „przedsiębiorstwa sportowego”? A wszak „kompetencja” niczym innym nie jest jak tym, co powyższy opis zawiera. I jeszcze jedno. Kompetencje to również zakres uprawnień, w tym do reprezentowania firmy na zewnątrz. Trzykrotnie prosiłem Różańskiego o rozmowę dla Kuriera. Za każdym razem chował się za parawan rzekomej „zgody”, którą pan musi wyrazić. Przy ostatnim moim podejściu, niewykluczone, że ze wstydu, stwierdził, że to on sam nie chce ze mną rozmawiać. Krauze też nie chce ze mną rozmawiać. Tak bardzo trzyma pan chłopców przy nodze, że żadnej autonomii nie posiadają? Wszak to zakapiorski model sprawowania władzy. Swoista miniaturka Białorusi...
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Zarówno OSiR, jak MOK otrzymają kwoty dotacji wyższe niż w roku ubiegłym po 50 tysięcy. Domniemuję, iż są to publiczne pieniądze przeznaczone na pańską kampanię wyborczą. Zważywszy kolejny brak transparentności, a także kategorię tabu w lokalnej prasie z tym faktem związaną, można spekulować, iż domniemanie to jest bardzo prawdopodobne. Tym bardziej, iż stadion przed wyborami nie ruszy, natomiast hala będzie oddana dopiero w połowie roku. Na co więc jest przeznaczone dodatkowo 100 tysięcy złotych. Nowa biblioteka jest finansowo zabezpieczona oddzielnie...
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Proszę podać jakiś rodzaj inwestycji realizowanej przy udziale pieniędzy unijnych, który jest pana autonomicznym pomysłem...
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– Szedł pan w szranki wyborcze z hasłem „nie może młodzież płacić długów swoich ojców”. Jak pan zechce wytłumaczyć społeczności lokalnej, że podwoił pan, a nawet jeszcze trochę więcej, zobowiązania kredytowe. Proszę konkretnie, rzeczowo, nie językiem propagandowym z minionej epoki...
Standara: (odmowa odpowiedzi).
– I sprawa dość drażliwa. Ma pan 64 lata. Za rok nabywa pan pełne prawa emerytalne. Kadencja trwa 4 lata... Parafrazując tytuł filmu dla młodzieży: „Przyczajony Maciej, nienasycony Edmund”? Albo inaczej, co może być panu bliższe: „Aby Radtke rósł w siłę, a Standara żył dostatniej”?
ANDRZEJ KLEINA
Komentarz
Burmistrz złamał prawo
Brak odpowiedzi burmistrza Lubawy Edmunda Standary, funkcjonariusza publicznego, na zadane mu pytania – jest nie tylko wielce wymowny. Jest wręcz kliniczny. Ucieczką od pytań nie wyraził burmistrz braku szacunku dla mnie, on pokpił czytelników Kuriera. Ba, żeby tylko. On wyraził brak szacunku dla mieszkańców Lubawy, a przede wszystkim zaś brak szacunku dla procedur demokratycznych. Jednocześnie też, a nawet przede wszystkim – złamał prawo!
Pełnienie określonej funkcji publicznej oznacza tyle, co prowadzenie działalności o charakterze publicznym. A działalność publiczna to zespół określonych czynności w związku z pełnionym stanowiskiem. W zespół tych czynności wpisuje się w całej rozciągłości kategoria informacyjna.
Aby prasa mogła odpowiedzialnie i skutecznie pełnić funkcję strażnika demokracji, obszar niedostępności pewnych informacji mających związek z funkcjonowaniem instytucji publicznych musi się kurczyć. Praca osób publicznych, których aktywność z racji przysługujących uprawnień i wykonywanych obowiązków, powinna podlegać kontroli społecznej, zwłaszcza monitoringowi mediów. Poczynania władzy muszą być jawne. Poczynania władzy muszą znajdować się pod kontrolą.
Poczynań burmistrza nie kontrolują radni. Nie próbują nawet! Poczynań burmistrza nie kontroluje lokalna prasa, bo z założenia wpisuje się w przedstawianie „prawdy magistrackiej”, nie podlegającej wykładni w świetle klasycznej koncepcji prawdy (zgodności wypowiedzi z rzeczywistością). Stąd już tylko krok do patologii. Zademonstrowana patologia dotyczy nie tylko sfery obyczajowości, ale także łamania demokratycznych mechanizmów samorządowych. W pierwszej kolejności prawa do przejrzystości decyzji burmistrza.
Utrudnianie pracy dziennikarza jest przestępstwem formalnym, gdyż jest ono dokonane już w chwili utrudniania bądź tłumienia jego pracy. Informacje, o które pytamy, nie są tajemnicą, a tylko takie (zgodnie z art. 4 prawa prasowego) mógłby burmistrz utajnić, czyli innymi słowy nie udzielić odpowiedzi. Tak więc nie istniały żadne przesłanki do odmowy udostępnienia informacji.
Do pierwszej baterii pytań, publikowanych niedawno w Kurierze, Standara dołączył informację: „Pominę w pytaniach te wątki myślowe, których miałki poziom intelektualny na odpowiedź burmistrza po prostu nie zasługuje”. Niebywałe! Wystąpił burmistrz w roli arbitra i recenzenta wobec siebie jednocześnie. I odpowiadał na to, co chciał.
Dziennikarza obowiązuje expressis verbis (prawda kierunkowa), tzn. ma obowiązek podążać do prawdy materialnej (zgodność wypowiedzi z rzeczywistością) poprzez wymóg szczególnej rzetelności i staranności. Weryfikację tego obowiązku winien w tym konkretnym przypadku gwarantować burmistrz poprzez dialog, a nie unikanie odpowiedzi i ocenianie procesu umysłowego dziennikarza jako „miałki”.
Granicą dopuszczalnej krytyki prasowej w stosunku do osób publicznych jest przede wszystkim zniesławienie, polegające na wysuwaniu bezpodstawnych oskarżeń, formułowanych w złej wierze. Burmistrz powiada, że obrażam go. Z faktu subiektywnego przeżycia „obrazy”, czyli jednostkowego poczucia obrazy, nie wynika jednak absolutnie to, iż taki fakt miał miejsce.
Tym razem – na drugą baterię pytań – burmistrz nie odpowiedział w ogóle. Po prostu dał dyla. A obowiązek udzielenia prasie informacji sprowadza się do stworzenia dziennikarzowi możliwości zapoznania się z informacją. Burmistrz tej możliwości nie stworzył, czym złamał prawo, bowiem burmistrz nie tworzy prawa, burmistrz prawo wykonuje. W tym prawo do informacji, czyli prawo każdego obywatela.
Andrzej Kleina
Edmund Standara, burmistrz Lubawy