Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2013-03-06

Klepacka: Dziękuję babciu za tę rozmowę...


Łyżka dźwięczy w szklance z duraleksu podczas mieszania czarnej herbaty z cytrynką. Nawyk znienawidzony przez wszystkich. Siedzę i tak sobie myślę. Nadchodzi ósmy marca, a wszystkim nagle zachciało się goździków i rajstop, jakby bukiety róż czy piękna biżuteria już przebrzmiały. Powiem więcej, nie dalej jak kilka dni temu odkryłam sklep z ubraniami stylizowanymi na te noszone w PRL. I do tego na studiach oczekują od nas 150% normy. Zatęskniliśmy za czasami, w których nie żyliśmy, czyli jak patrzą na świat pokolenia urodzone na sam koniec Polski Ludowej.


Moja babcia ma segment. Nie chodzi wprawdzie o segment na Saskiej Kępie, a o segment w mieszkaniu na iławskim osiedlu Podleśnym, z szafą, barkiem i witrynką. Też jest bardzo cenny. Można powiedzieć, że cicho podsłuchiwał nasze rozmowy o dawnych czasach, o tym wszystkim, jak było. Na początku atmosfera sztywnej powagi, bo na stole obok herbaty leżał telefon z włączonym dyktafonem, potem zapomniałyśmy już o nim i skończyłyśmy, przeglądając stare pamiątki. No, ale wracając do rozmowy…

Centrum mojego zainteresowania stała się dawna Iława, ta z czasów, kiedy jedzenie było na kartki. Okazało się, że iławskie życie kwitło, co mnie bardzo zaskoczyło. Babcia była w tamtym okresie królową życia gastronomicznego, gdyż razem z dziadkiem pracowali w wielu barach i restauracjach. Godziny pracy niemiłosiernie długie, żadnych urlopów w sezonie, dzieci, które latały czasem z kluczem na szyi – w tamtym okresie nie było o to żadnego rabanu. Psycholodzy nie wołali, że tych małych czekają poważne zaburzenia, a wszystkim matkom i ojcom powinno się odebrać prawa rodzicielskie. Co dziwi mnie najbardziej to to, że, jak wywnioskowałam z opowiadań, w tamtym okresie słowo „bar” nie wzbudzało negatywnych odczuć – było to miejsce, w którym ludzie chcieli się spotkać i pogadać przy piwie po pracy i nikt nie robił o to afery. Po pierwsze, zazdroszczę, że był na to czas, a po drugie i trzecie, naukowcy nie krzyczeli, że od jednego piwa co wieczór stajesz się alkoholikiem; ani żony nie krzyczały, bo wszyscy robili dokładnie to samo i w razie gdyby coś się działo, wystarczyło pójść po męża do Trampu czy Pod Kasztanem. Co ciekawe, nawet w barach można było zjeść coś konkretniejszego niż frytki robione na starym oleju.

Jedzenie z okresu PRL… Tutaj akurat wiele mogę powiedzieć od siebie i moi czytelnicy pewnie też. Tradycyjna, polska kuchnia, którą do dziś jesteśmy karmieni przez babcie i niekiedy mamy, jest kuchnią wyśmienitą. Rozpływałam się na słowa babci o restauracjach, które przypominały swoim funkcjonowaniem dzisiejsze bary mleczne (niestety rzadkie i niedoceniane, często niskiej jakości), w których można było zjeść dania domowe w cenach, które pozwalają kilkuosobowej rodzinie na wypad na obiad i nie szarpnie to portfelem. Głosu dietetyków nie było, nie było ideału piękności w postaci wychudzonej do kości modelki, stąd każdy jadł, co chciał, z umiarem i był szczęśliwy, zdrowy i niezakompleksiony. Wracając do restauracji, to jest w moich oczach idealne rozwiązanie na dzisiejsze czasy, kiedy każdy powinien zjeść domowy, ciepły posiłek, ale jego doba kurczy się, godziny pracy wydłużają wespół z listą obowiązków i naprawdę nie ma kiedy gotować.

Moją ulubioną częścią PRL jest życie towarzyskie, o którym mogłabym słuchać godzinami. Mam wrażenie, że mężczyźni mieli w sobie więcej dżentelmeństwa, a kobiety częściej grały niezdobyte, niż robią to teraz. Trzeba było się za kobietą nachodzić, a teraz to kobieta chodzi jak lisek koło drogi, desperacko poszukując męża, bo przecież do trzydziestki piątki zajęta była karierą. Chyba liczyły się także małe gesty, które dziś przemykają niezauważone. Fajne są też historie o wypadach do cukierni (koło poczty, tak?), o tym, że miało się czas iść, posiedzieć, porozmawiać. Randka w cukierni, z wuzetką i kawą fusiastą zamiast popularnej teraz „puszczalskiej” (rozpuszczalna) – to byłoby coś.

Skąd w młodym pokoleniu tyle tęsknoty za tym, co stare? I jak można tęsknić za czymś, czego się samemu nigdy nie doświadczyło? Myślę, że tęsknimy za prostotą, jaką podszytą są owe czasy PRL. Prostotą życia codziennego, więc tym, że jak był dobry segment, to nie było potrzeby gonić za trendem i za sezon zmienić go na lepszy. Za tym, że każdy miał mniej więcej tyle samo, że nie trzeba było bić się o pracę, może także za tym, że praca była nawet lubianą normalnością, a teraz nicnierobienie jest pożądanym luksusem, o którym wszyscy marzymy, zamiast marzyć o tym, żeby swoim wysiłkiem do czegoś dojść.

Prostota w relacjach międzyludzkich… No to jedyny wyjątek, bo jak relacje międzyludzkie mogą być proste? Co jednak urzeka, to ta spontaniczność „chcę, to przyjdę do ciebie na kawę, nie muszę zapowiadać się z trzytygodniowym wyprzedzeniem” oraz w relacjach między kobietami a mężczyznami mniej oczywistości, nachalności, więcej polotu, klasy, gracji, niewinności. Może to tylko moje oczy widzą to, co chciałyby widzieć, ale nie rozbijajcie mi tej bańki mydlanej, bo bardzo mi się podoba.

Teraz wszystko jest instant. Chcę napisać, że dzień piękny jest z tobą, a smutny bez ciebie – nie ma sprawy, wyciągam telefon i piszę. SMS dochodzi błyskawicznie. Bliskość można substytuować bliskością fizyczną, która też jest instant, wystarczy iść w sobotę do klubu… Tylko jak z każdym „instantem” trzeba odpowiednio zalać. Tak na dobrą sprawę wszystko, co błahe, można szybko, a na to, co wymaga pracy, brakuje już ochoty i siły. Telegram – coś niesamowitego. Całkowite zaprzeczenie aktualnych czasów, kilka zdań, które mają wystarczyć za emocje i gesty. Niby nic, ale bardzo dużo. Wieści dobre, złe, wyznania miłosne, wyznania odrzucenia, wiadomość o nowym życiu na świecie i jednym życiu na świecie mniej – to wszystko mógł pomieścić jeden niewielki telegram.

Celowo pozostawię nieprzyjemne aspekty PRL niewspomniane, bo po co je wspominać? Pozostaje tylko czerpać z czasów, które już minęły, to, co w nich było najlepsze. Mniej rozmyślania nad tym, co nam szkodzi, a co nie, a więcej robienia tego, na co mamy ochotę. Więcej szacunku do płci przeciwnej, mniej narzekania, że wszyscy faceci to… a kobiety podpuszczalskie. Więcej mocy w kilku prostych słowach.

Babci dziękuję za tę przyjemną, późnowieczorną rozmowę.

MARLENA KLEPACKA

  2013-03-06  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106616406



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.