„Wyszłam za mąż za porządnego człowieka. Od sześciu lat pracuje dla naszej małej rodziny. Stara się, żeby mnie i naszej córce niczego nie brakowało. Jest naprawdę rodzinnym człowiekiem. Chodzi o to, że kiedy się poznaliśmy, lubił towarzystwo, więc często chodziliśmy na różne imprezy. Byłam z tego bardzo zadowolona i myślałam, że po ślubie będzie tak samo.
Katarzyna Echt
Na początku małżeństwa jeden, jedyny raz byliśmy razem na sylwestra u znajomych. Od kiedy urodziła się nasza córka, ani raz nie dał się namówić na zabawę. Prosiłam go tyle razy, ale mąż niby się zgadzał, ale w ostatniej chwili zawsze mu coś nie pasowało i rezygnowaliśmy z sylwestra. W tym roku też mieliśmy iść, ale zasypało i w ogóle nie było pieniędzy. Więc zrezygnowałam. Ja wiem, że ten sylwester to nic takiego, ale...” – pisze smutna Monika.
* * *
Czytałam w jakiejś kolorowej prasie o amerykańskich obyczajach rodzinnych. Otóż dowiedziałam się między innymi, że mężowie niepracujących żon mają obowiązek „wyprowadzania” żony przynajmniej raz w tygodniu. „Wyprowadzania”, czyli zaproszenia gdziekolwiek, byle żona miała okazję ładnie się ubrać, zrobić sobie makijaż, spotkać się z ludźmi i poczuć się inaczej niż przy codziennych obowiązkach.
Z dalszego ciągu tegoż artykułu wynikało, że w świetle przeprowadzonych badań, ten obyczaj jest niezbędny dla dobrego funkcjonowania małżeństwa; że się po stokroć opłaca, ponieważ mąż otrzymuje w zamian zadowoloną, uśmiechniętą i pełną sexapilu kobietę, wdzięczną, chętną... No, jednym słowem, warto zadać sobie odrobinę trudu. W końcu rozrywka raz w tygodniu robi dobrze również mężowi!
Odłożyłam wówczas gazetę i pogrążyłam się w melancholijnych rozważaniach na temat rodzinnych obyczajów polskich mężów. W Ameryce raz na tydzień, a u nas?
Sprawa, o której piszesz Moniko, wcale nie jest błahostką.
Całe ludzkie życie składa się z następujących po sobie chwil dobrych i złych, pracy i wypoczynku, radości i smutku, a ta dwoistość jest wielką mądrością Stwórcy. Skąd wiedziałabyś Moniko, że jesteś szczęśliwa, gdybyś nie doświadczyła choć chwili nieszczęścia?
Rozmyślając dalej doszłam do wniosku, że życie jest darem, a nie formą kary. Być może Twój mąż nie zdaje sobie sprawy, że uniemożliwiając przeżycie czegoś dobrego wspólnie z nim, niezwykle zuboża Wasz związek. No bo co będziecie wspominać, jeśli nie zadbacie o te dobre wspomnienia? A i teraz skąd będziesz czerpać siłę na wiele szarych, pracowitych, podobnych do siebie dni, jeśli nie naładujesz „akumulatora”, na przykład, zabawą sylwestrową?
Tak się składa, że tankowałam 1 stycznia i wdałam się w krótką pogawędkę z dyżurującym na stacji paliw młodym człowiekiem. Obrączka na palcu świadczyła o tym, że jest żonaty. Wyraziłam więc swoje współczucie, że po nocy sylwestrowej musiał przyjść do pracy, zamiast się wyspać. W odpowiedzi usłyszałam, że nie było żadnej nocy sylwestrowej, bo „to kosztuje i kogo na to stać w tych czasach”.
O kurde, pomyślałam, a na skwaszoną, sfrustrowaną, nieszczęśliwą żonę to cię stać?!
Ja rozumiem, że nie wszyscy ludzie mają jednakową wyobraźnię, żeby przewidzieć skutki sylwestrowego zaniedbania i właśnie dlatego sądzę, że w Polsce każdy małżonek powinien konstytucyjnie mieć nałożony obowiązek zorganizowania sylwestra dla swojej żony. Raz do roku!
Niestety panowie, równouprawnienie w tej dziedzinie nie istnieje. Organizowanie sylwestra przez żonę wystawia jak najgorsze świadectwo mężowi i zabiera to coś, co łączy się z byciem kobietą, wciąż atrakcyjną kobietą dla tego jedynego.
Moniko, nie wahaj się zagrozić swojej Lepszej Połowie, że jeśli znów zaniedba swój obowiązek zorganizowania sylwestra, to na przykład Ty zaniedbasz... wymyśl sobie coś wystarczająco atrakcyjnego, co zmotywuje Twojego męża do starań. Zaniedbał sylwestra, ale karnawał dopiero się zaczął, więc?
Cokolwiek zrobi Twój mąż, Ty sama możesz zrobić dla siebie wyjątkowy wieczór bez wyjścia na zewnątrz – wystarczy zaprosić przyjaciół. To też jest okazja do włożenia nowego ciucha, nowej fryzury. Wiem, że nie zastąpi to zaproszenia od męża, ale lepsze to, niż nic.
Nieco poważniej, pragnę podpowiedzieć Ci, że warto otwarcie mówić o tym, co czujesz. Twój mąż prawdopodobnie nawet nie domyśla się, jakie przykre jest bycie Kopciuszkiem przez 365 dni w roku bez nadziei na bal u księcia. Może warto, żebyś z nim otwarcie o tym porozmawiała...
Na zakończenie pragnę wyrazić nieśmiałą nadzieję, że Twój mąż ma nie tylko wyobraźnię, ale i dość energii, żeby Cię uszczęśliwić. Zwłaszcza, że to nie musi wiele kosztować (licząc w pieniądzach). Wystarczy, że przez chwilę pomyśli...
W zamian i Ty zacznij myśleć, co jemu sprawi przyjemność. Bo tak w ogóle, to wszyscy kochamy miłe niespodzianki. Czego życzę Ci z całego serca.
Katarzyna Echt
kecht@wp.pl