Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2011-06-29

Kurpiecki: O władzy obojętnie jakiej


Co by to było, gdyby w starożytnym Egipcie każdy niewolnik, włączywszy sobie magiczne pudełko, mógł oglądać sobie faraona czy jego urzędników, bombardowanych gradem pytań? Z lepianek, czy gdzie tam ci niewolnicy mieszkali, niosłyby się egipskie wulgaryzmy dotyczące władzy i komentarze na temat racjonalności zarządzania. Faraon nie byłby zadowolony. No i nie powstałyby piramidy, bo sam pomysł wywołałby oburzenie społeczne. Tymczasem my możemy praktycznie na okrągło oglądać sobie premiera czy prezydenta, a persony te muszą to jakoś znosić.


Krzysztof Kurpiecki


Weźmie sobie człowiek jakiś archaiczny długopis bez wbudowanego edytora tekstu, wpisze coś gdzieś z błędem i już rzesze purystów językowych po nim jeżdżą cały miesiąc. Wejdziemy do samolotu rządowego z reklamówką w ręku i taki obrazek co kilka dni już nieprzerwanie będzie pojawiał się w mediach. Lider polityczny ma gorzej niż celebryta, bo nie dość, że kamery wejdą za nim prawie wszędzie, to jeszcze musi podejmować decyzje, które każdy może sobie skomentować, a także oglądać ich skutki w długim terminie.

Na szczęście dla liderów świetnie działa tu mechanizm zamazywania pamięci u odbiorców. Pod codzienną lawiną informacji nie jesteśmy w stanie wiele pamiętać, a wczorajsze newsy szybko nadpisywane są aktualnymi. Więc skutkami decyzji lider nie musi się aż tak bardzo przejmować. Bo po pierwsze, dla politycznego bytu lub niebytu i tak bardziej liczy się wrażenie. A po drugie, może wbrew powszechnemu przekonaniu, standardowy lider pole podejmowania decyzji ma mooooooocno ograniczone. I tu właśnie chciałbym dłużej się zatrzymać.

No bo co trzeba zrobić, żeby stać się liderem politycznym? Opowiadanie obywatelom banialuk przedwyborczych to faza ostateczna i w gruncie rzeczy najłatwiejsza. Polska to nie Ameryka i nie trzeba uścisnąć miliona dłoni, urządzać setek spotkań z wyborcami. W Polsce wystarczy sprzyjająca telewizja i prasa, trochę plakatów i ulotek. Za wszystko, w przypadku partii parlamentarnych, płaci podatnik. Ale żeby dostać się na ten szczyt przywództwa w partii parlamentarnej, trzeba dokonać dużej pracy organicznej. W przeciwieństwie do dojrzalszych demokracji, gdzie karierę robi się, wspinając się po szczeblach dawno ustalonej struktury partyjnej, u nas często się zdarza, że nawet partie będące wcześniej u władzy nagle znikają z życia politycznego. Wkurzeni wyborcy po prostu spuszczają daną partię do kanału, gdy ta pokazała już, co potrafi. Ale tu niestety sytuacja podobna jest do tej, gdy odcinamy głowę hydrze, w miejscu jednej pojawiają się trzy. Co dla potencjalnych liderów jest dość szczęśliwe, bo co rusz powstają luki, w które można się wcisnąć.

Czego potrzebujemy, żeby być liderem? Odpowiedź najprostsza – obietnic, które mogą wydawać się prawdopodobne do spełnienia. Na początku obietnice kierowane są do potencjalnych współpracowników, pomocników, sponsorów. Co obiecujemy? Od Przylądka Dobrej Nadziei po Arktykę, wszędzie to samo – władzę, zaszczyty, pieniądze, kontrakty, ułatwienia w biznesie, itp. Obiecywanie nie musi się odbywać wprost. Inteligentni ludzie zrozumieją się bez słów, prawda?

No i tak lider zaczyna swoją pracę, zyskując poparcie, załatwiając to i owo temu i tamtemu. Czy jest w tym coś złego czy nienaturalnego? Ależ skąd, od każdego badacza zachowań małp dowiemy się, że to, co robią ludzie na poziomie społecznym, jest właściwie odbiciem tego, co dzieje się u naszych kuzynów z rodziny człowiekowatych. Oczywiście są spore różnice co do szczegółów. Ale nie wnikając w nie, wszystko wygląda prościej.

Problem z prostotą jest taki, że nie jest ona pobudzająca intelektualnie. Elity chętniej przyznają, że Kant wielkim filozofem był, niż opowiedzą się za dążeniem do prostoty przy tłumaczeniu różnych zjawisk, czyli stosowaniem brzytwy Ockhama. Największą maszyną do pobudzania intelektualnego jest Wielki Zderzacz Hadronów. Pobudza on komórki ponad 10.000 ludzi uczestniczących w projekcie, wierzących, że odkryją dzięki zderzaniu cząstek w 27 km tunelu jakieś tajemnice wszechświata. Przyjemna praca dla wszystkich, których nakręca mało ryzykowne i niezbyt męczące zajęcie przy rozwiązywaniu skomplikowanych problemów, tyle że w konsekwencji mało owocna. Ale za to za pieniądze podatnika.

I tu wracamy do naszego tytułowego liderowania, które niestety też prowadzone jest poprzez obciążanie kieszeni współobywateli. No bo czym obdarowuje współpracowników? Własnymi pieniędzmi? Ależ skąd. Tak się jakoś składa, że osoby te jako persony kompetentne znajdują zatrudnienie w sektorze publicznym lub firmach wykonujących zlecenia dla tego sektora. Ten schemat powiela się potem na niższych szczeblach. Czyli w przypadku powodzenia lidera, jego sieć rozrasta się na mniejsze podsieci i podobne rozdawnictwo przywilejów praktykowane jest przez podliderów. To też jest wszystkim znane i nie ma co tego za bardzo objaśniać. Tyle że jeśli jako obywatele uznamy to za proces normalny i nam odpowiadający, jednocześnie zgadzamy się na to, że duża część naszych pieniędzy idzie na dotowanie sieci wspierania liderów partyjnych. Większość ludzi taki stan akceptuje, choć dla mnie, z ekonomicznego punktu widzenia, to nieracjonalne rozporządzanie zasobami. W statucie jednej partii widziałem nawet zakaz obejmowania przez jej członków stanowisk w sektorze publicznym, ale była to organizacja dość mało popularna. Przy ogólnym poparciu dla filozofii „załatwiactwa”, nie ma co się zresztą dziwić.

I tu dochodzimy do drugiej strony medalu. Popierający lidera, po pewnym czasie, stają się solidnie umocowani w systemie finansowanym ze środków budżetowych lub mają władzę podejmowania rozstrzygnięć (sądy, inspekcje, itp.). W związku z tym dysponują własnym zapleczem, które może poprzeć lidera lub nie. Konsekwencją tego jest to, że lider staje się zależny od tych, którzy go popierają i jeśli dalej chce nim pozostać, nie może zagrozić w znacznym stopniu ich interesom.

Lider, osiągnąwszy sukces polityczny, nie może podskoczyć głównym mediom, czyli właściwie ich reklamodawcom. Komu dokładnie? Statystyki największych reklamodawców prasowych i telewizyjnych są dostępne w internecie. Może pokrzyczeć i pogrozić palcem, ale na poziomie ustaw, czyli dokumentów, których zwykli ludzie nie czytają, nie zrobi nic.

Nie może też wystąpić przeciwko status quo swoich współpracowników, bo jeśli zechce pogorszyć ich sytuację finansową czy społeczną, zwrócą się oni wraz ze swoimi sieciami poparcia w stronę innych liderów.

Podsumowując, jedyne, co może robić, to dobra mina do złej gry, płynąc z prądem i lawirując pomiędzy interesami różnych grup poparcia. Do tego, jeśli ma jeszcze jakąś władzę zwierzchnią, np. jak nasi premierzy Unię Europejską, to dochodzi kolejny element niełatwej układanki. I tu rzecz ciekawa. Obecny premier zgodził się wesprzeć niemieckie i francuskie banki pieniędzmi polskich obywateli w przypadku bankructwa Grecji. Ale nie zgodził się na zmniejszenie kwot emisji CO2, co jest decyzją zgodną ze zdrowym rozsądkiem, aczkolwiek nie na rękę eurokratom i biznesowi globalnoociepleniowemu. Nie wiem, skąd taka decyzja, może za odstąpienie od veta będzie chciał coś uzyskać? Nawiązując dodam, że uprawnienia do emisji CO2 obecnie przydzielane krajom UE bezpłatnie, od 2013 r. będą płatne.

Długo by mówić o liderowaniu i władzy. Wszystkimi książkami na ten temat wydanymi na świecie można by pewnie wypełnić piętro naszej biblioteki. Ale jak dotąd i tak najlepszą książką edukacyjną na temat dylematów i meandrów sprawowania władzy, jaką dotychczas czytałem, był „Król Maciuś Pierwszy”. Jej autor został zagazowany w Treblince, bo ludzie uznali, że najlepszym rozwiązaniem problemów polityczno-społecznych jest wybranie władzy totalitarnej. Czyli takiej, która nad nami ma kontrolę totalną, a my nad nią żadną.

KRZYSZTOF KURPIECKI

  2011-06-29  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106612267



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.