Oczywistości już nie dostrzegamy. Przypomnijmy sobie. Radny obowiązany jest kierować się dobrem wspólnoty samorządowej gminy. Utrzymuje stałą więź z mieszkańcami oraz ich organizacjami, a w szczególności przyjmuje zgłaszane przez nich postulaty i przedstawia je organom gminy do rozpatrzenia.
Minęła właśnie pierwsza rocznica wyborów samorządowych z roku 2014, kiedy to my, mieszkańcy, wybraliśmy radę miejską i burmistrza.
Przed przystąpieniem do wykonywania mandatu, radni składają ślubowanie:
„Wierny konstytucji i prawu Rzeczpospolitej Polskiej ślubuję uroczyście obowiązki radnego sprawować godnie, rzetelnie i uczciwie, mając na względzie dobro mojej gminy i jej mieszkańców”.
Mając to na uwadze, staram się rzetelnie wypełniać swoje obowiązki, jednocześnie czuję się zobowiązany opowiedzieć o swojej pracy w radzie. Jestem to winien szczególnie wyborcom mojego obwodu.
Uważny czytelnik, śledzący relacje z sesji rady miejskiej, może dojść do wniosku, że jestem mało aktywny, ograniczając się do podnoszenia ręki podczas głosowania i to prawda lub może część prawdy. W mojej pracy wszystkie ważne i mniej ważne sprawy omawiane są wcześniej – podczas posiedzeń komisji problemowych, kiedy to spotykamy się z burmistrzami czy też pracownikami ratusza. Jednakże sesja jest tylko elementem końcowym, na którym nie ma miejsca na prywatę, populizm, rozgrywki personalne czy tanie wypowiedzi, byle tylko znaleźć się w iławskich mediach.
Pracując w szkole „budowlance”, wielokrotnie sprzeczałem się, prowadząc czasem wojny z przełożonymi. Zdarzało się, że drzwi niemal wylatywały z futryny, lecz w końcu dochodziliśmy do porozumienia. Myślę, że mógłby to potwierdzić pan Edward Bojko, wtedy dyrektor szkoły, dziś radny. A o tych przysłowiowych wojnach wiedzieliśmy tylko my dwaj. Tymi zasadami kierowałem się wtedy i kieruję do dziś.
Przez rok złożyłem w ratuszu kilkanaście wniosków, które składali nie tylko wyborcy z mojego obwodu wyborczego. Wnioski docierały do mnie nie tylko przez internet czy też podczas dyżuru radnego, ale przede wszystkim na ulicy. Każde spotkanie znajomych czy też nieznajomych to wiedza o mieście, kolejne doświadczenie, często wysłuchiwanie krytycznych uwag, związanych z różnymi bolączkami życia w Iławie.
Czego dotyczyły wnioski? Oznakowania ulic, sprzątania miasta, funkcjonowania straży miejskiej, budowy dróg dojazdowych do posesji, naprawy ciągów pieszych, oświetlenia, płatnych miejsc parkingowych, ograniczenia emisji spalin do atmosfery z domowych palenisk.
Najwięcej wniosków złożyli mieszkańcy mojego obwodu, obejmującego ulice: Andersa, Brzozowej, Behringa, Ogrodowej, Skłodowskiej i Wojska Polskiego. I nic dziwnego, jest to rejon ZAPOMNIANY, jak to sami określają – getto. Ja się z nimi całkowicie zgadzam. Jest tu rosnące w szybkim tempie wysypisko śmieci (Wojska Polskiego, obok „ziemniaczanki”), na wielu ulicach po opadach deszczu tworzą się baseny pływackie, podobnie jak na Stadionie Narodowym, między ulicą Brzozową a parkingiem szpitalnym jest otwarta, publiczna toaleta, gdzie spożywa się napoje alkoholowe i pozostają tam sterty śmieci oraz butelek. Na tejże ulicy jest chodnik, przez który trudno przebrnąć. Ratusz przez ostatnie osiem lat nie mógł sobie z tym poradzić.
Za starostwem znajduje się łąka, gdzie powierzchnia psich odchodów i śmieci jest większa od powierzchni łąki, gdzie także jest pijalnia napojów i skład tłuczonego szkła. Nikogo to nie interesuje, a służby reagują w przypadku np. zamieszczenia foto w Kurierze.
W mojej dzielnicy część domostw ogrzewa się indywidualnie, niekoniecznie używając materiałów uznanych za opałowe. Mieszkańcy W. Polskiego sygnalizują zły stan techniczny drogi dojazdowej do osiedla domków jednorodzinnych (w lesie). W odpowiedzi nadleśnictwo poinformowało, że nie ma obowiązku naprawy drogi, gdyż jest to „dziki” dojazd. Zastanawiam się, czy słusznie wydano pozwolenie na budowę bez zabezpieczenia drogi dojazdowej? Dodam, że koszty utrzymania drogi (wyrównanie, odśnieżanie) ponoszą mieszkańcy.
Jedna ze zgłaszanych spraw znalazła szybkie zakończenie. W pewnym punkcie miasta dojście do sklepów w czasie opadów i mrozów stwarzało zagrożenie dla klientów. Wielokrotne uwagi mieszkańców do właścicieli sklepów skutkowały wywieszeniem informacji „uwaga ślisko”, widocznej jedynie w momencie upadku. W chwili obecnej dojście do sklepów jest naprawione i bezpieczne dla użytkownika.
Tu pozwolę sobie na dygresję. Sygnalizując różne problemy, widzę różnicę w ocenie niektórych spraw przez burmistrza i przeze mnie. Na jednej z sesji rady burmistrz zauważył, że mieszkańcy stale narzekają, natomiast turyści są zachwyceni miastem. Tak, ale! Jak w Radiu Erewań, turysta nie odwiedza peryferii miasta, przyjeżdża wypocząć, przebywa tydzień, dwa. My jesteśmy tu 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Poza tym stojąc w miejscu, cofamy się przecież!
W odpowiedzi na inne postulaty, ratusz informuje: część z nich znajdzie się w budżecie 2016 i w latach następnych, część wymaga opinii rady.
Inne wnioski dotyczyły spraw, którymi zawiaduje starostwo. Tutaj – oprócz wielomiesięcznego oczekiwania na reakcję, odpowiedzi były jasne i czytelne: nie mamy środków, widzimy ten problem, planujemy, będziemy mieć na uwadze w planach budżetowych na kolejne lata (chyba świetlne?).
Niektóre wyjaśnienia były kuriozalne, typu „budujemy studnię, choć stodoła już spłonęła”; dotyczy to oznakowania kompleksu przy rondzie obok komina.
Iława wiele traci ze względu na podział, część miasta należy do ratusza, część do starostwa. Jeżeli jesteśmy przy naszym ogólnie „szanowanym” starostwie, to myślę, że warto na chwilę cofnąć się do historii. Niedawno w kinoteatrze odbyła się konferencja historyczna z okazji 710-lecia miasta, zorganizowana przez iławski ratusz i Ośrodek Badań Naukowych w Olsztynie. Dyrektor OBN, profesor Stanisław Achremczyk w bardzo ciekawym odczycie pt. „Iława pod władzą starostów” opisał i poddał analizie zmiany w Prusach, począwszy od XVI w., kiedy to komturia stały się starostwami.
Pozwolę sobie przytoczyć kilka przemyśleń profesora:
„Starosta sprawował nadzór nad kościołem lokalnym, szkolnictwem, sądownictwem (…). Traktował starostwo, jaką swoją własność i działał tak, aby jak najwięcej pieniędzy od mieszkańców starostwa wpływało do jego prywatnej szkatuły (…), posiadał wpływ na wybór władz samorządowych: burmistrza, rajców, sędziego i ławników, wprowadzał do rady swoich ludzi, lekceważył miejski samorząd, kontrolował stan kasy, wydatki i dochody miasta, pobierał opłaty pieniężne. Nic dziwnego, że pomiędzy miastami a starostami dochodziło do licznych konfliktów przeradzających się w małe, lokalne wojny. Starosta czasami traktował obywateli jak chłopów pańszczyźnianych, zmuszając do uciążliwych prac szarwarkowych”.
Prof. Achremczyk zadał sobie retoryczne pytanie: „Czy Iława miała szczęście do starostów?”. A ja się zastanawiam, czy znów wracamy do XVI wieku...?
Przejdźmy teraz do innej części obowiązków radnego, a jest nią praca w komisji, w moim przypadku – komisji oświaty, kultury, sportu i turystyki. Temat mi szczególnie bliski z racji kilkudziesięciu lat pracy w oświacie, sporcie a także turystyce.
Na posiedzeniach komisji omawiane są sprawy dotyczące funkcjonowania przedszkoli, szkół, zjawisk patologicznych wśród młodzieży a także bezpieczeństwa i opieki zdrowotnej w szkołach i przedszkolach, funkcjonowania ICSiT; stan kąpielisk, przygotowanie miasta do sezonu letniego. W posiedzeniu komisji uczestniczą osoby odpowiedzialne za prowadzenie różnych jednostek organizacyjnych. Wcześniej są one wizytowane przez członków komisji, którzy następnie opiniują materiały na sesji rady.
Innym zakresem mojej działalności jest praca w radzie sportu. Z inicjatywy ratusza, już na starcie, rada przygotowała historyczny „I Iławski Sejmik Sportowy”, którego celem było opracowanie wspólnej strategii rozwoju sportu, określenie skali problemów oraz zintegrowanie działań szkół, klubów i stowarzyszeń sportowych, działających na terenie Iławy. W spotkaniu tym wzięły udział władze miasta, radni miejscy, nauczyciele w-f, działacze sportowi i trenerzy. Chciałbym wierzyć, iż wypracowane wnioski nie zostaną tylko na papierze.
Burmistrz Iławy Adam Żyliński ma ciekawą wizję rozwoju naszego miasta, doświadczenie samorządowe i jeszcze do tego wsparcie miejskiej rady, ale z pustego i Salomon nie naleje. Miasto ma ogrom potrzeb, jednocześnie jest zadłużone i dodatkowo nie funkcjonuje w próżni.
IV ŚP (ŚmiechPospolita), gdzie np. jednego dnia skazują „niewinnego”, drugiego dnia tegoż niewinnego ułaskawia się, znajduje się w kondominium IV Rzeszy, Brukseli, Jankesów i Moskali. Ponadto za chwilę możemy mieć w kraju gości z tzw. państwa islamskiego.
Pamiętajmy, że na przestrzeni dziejów nikt się z nami nie liczył i nie liczy nadal. I sami na to pracujemy, nie bardzo umiejąc korzystać z wolności. Dominują interesy prywatne, a wojny polsko-polskie są na porządku dziennym.
Zamiast tego należałoby zająć się np. repolonizacją banków czy reindustrializacją kraju. Jesteśmy niby „zieloną wyspą”, bezrobocie spada, PKB rośnie, a społeczeństwo biednieje. Biednieje dlatego, że 50% PKB „wyparowuje” z Polski.
Żyjemy w kraju absurdów, przykładem jest choćby służba zdrowia. Mamy w kraju 1500 karetek pogotowia, lecz za to limuzyn, które wożą tyłki urzędasów odpowiedzialnych za zdrowie, jest 1800!
Ostatnio wiele mówi się o kwocie wolnej od podatku. W Polsce wynosi ona 3.091 zł i zastanawiamy się, czy nie podnieść jej do 8.000 zł. Zobaczmy, jak kształtuje się ta kwota w innych krajach: Botswana 12 tys., Grecja 20 tys., Francja 25 tys., Niemcy 34 tys., Anglia 50 tys., Hiszpania 70 tys., Cypr 80 tys., co stanowi 18 do 73% średniej pensji, w Polsce zaś 6%!
Przykładowo – Polak zarabiający w Anglii 50 tys. zł nie zapłaci od tej kwoty żadnego podatku. Jeżeli tyle samo zrobi w Polsce, zapłaci tego podatku 8,5 tys.!
Emigracjo! Wracaj do Polski! Mówiąc skrótowo, zwiększenie kwoty wolnej od podatku jest najprostszym sposobem na to, aby bez wielkich reform realnie podwyższyć dochody najbiedniejszych.
Rozwiązania wymaga wiele problemów w dziedzinie oświaty. Dzisiaj dziecko rozwija się dużo szybciej niż kilkadziesiąt lat temu. Pozwólmy zatem rodzicom, aby obserwując rozwój swoich latorośli, sami zadecydowali, kiedy posłać dziecko do szkoły. W ciągu ostatniego roku spotkałem się z głosami rodziców (nieraz moich dawnych uczniów) skarżących się na różne formy patologii w szkole. Dzisiejsza szkoła często przestaje być głównym źródłem wiedzy, młodzież zaczyna zdobywać ją gdzie indziej. Za to ostatnio władze ministerialne skoncentrowane są na tematach zastępczych, np. jedzeniu w stołówkach szkolnych (drożdżówki, sól, cukier).
Uważam, że w młodych ludziach rozwijać należy zainteresowania, a nie tylko wbijać w głowę nie zawsze przydatną, suchą wiedzę. Jako nauczyciel-praktyk przekonałem się, iż nie należy bać się uczniów z inicjatywą, niepokornych, ponadprzeciętnych, ale wykorzystywać ich potencjał. Widzę również potrzebę zastanowienia się nad sensem egzaminu maturalnego. W USA każda szkoła wyższa ma profil studenta, w Polsce żadna. Dobry, uczelniany pedagog, który przez rok rozmawia z uczniem, doskonale wie, czy nadaje się on na dany kierunek.
Na koniec uwaga do polityków – jeżeli możecie zrobić coś dobrego dla szkolnictwa, to trzymajcie się od niego z daleka!
Wymieniłem tylko kilka spraw dotyczących Iławy, ale są one osadzone w obecnej rzeczywistości naszego kraju. Oby nie doszło u nas do takiej utraty autorytetów, kiedy to rodzice i uczniowie przychodzą do szkoły z taczką, aby wywieźć na niej dyrektorkę szkoły.
Polsce potrzebny jest człowiek pokroju tytułowego Williama Brattona. Ten guru amerykańskich gliniarzy w końcu XX wieku oczyścił Nowy Jork z przestępców (opisał to w książce „Przełom”). Zastosował proste i znane metody: fachowość, twórcze myślenie, osiąganie wyznaczonych celów i zmiana mentalności pracowników. Według niego należy przyjąć, że obywatel nie jest wrogiem państwa.
A więc zreasumujmy. Czy w Iławie można żyć lepiej?
Na tak postawione pytanie odpowiedź może być tylko jedna – TAK! Potrzeba ciężkiej pracy, właściwych ludzi i jeszcze jednej rzeczy, na którą zwrócił uwagę proboszcz parafii św. A. Boboli w Iławie ks. kan. Jarosław Hossa podczas 97. rocznicy odzyskania niepodległości. Podkreślił on potrzebę – POJEDNANIA, dodając, iż dotyczy to ratusza, starostwa i gminy.
Nie tak dawno jeden z ministrów poprzedniego rządu PO-PSL (Bartłomiej Sienkiewicz) stwierdził podczas biesiady (nagrany na taśmach), iż Polska – a więc również nasza Iława – „istnieje tylko teoretycznie”. Moja roczna praca w miejskiej radzie i obserwacja poczynań władz miasta pozwala mi sądzić, że wypowiedź byłego ministra to błądzenie pijanego we mgle.
Wierzę głęboko, że Iława zmierza w dobrym kierunku, a kolejne dni, miesiące i lata okażą się nie tylko iluzją, pięknym snem, ale wspaniałą, bez obaw, przyszłością, a to także zależy od wszystkich radnych.
TADEUSZ LOTZ