Próba znalezienia symetrii w chaosie to jest zawsze podstawa każdego zamierzenia polemicznego lub dyskusyjnego. Czasami, gdy partner zdradza zaawansowane oznaki nakładających się na siebie defektów psychicznych i ćwierćmózgowie objęte dodatkowo przykurczem, tego się nie czyni. Generalnie jednak z każdym można się spierać, a wyjątek – jak zawsze potwierdza regułę.
Leszek Olszewski
Dlatego, po zasięgnięciu opinii stron, wystąpię za moment ze swoim poglądem na pewien mimo wszystko dość nie tak trywialny, co palący problem.
Wśród radnych miejskich miasta stołecznego Iławy rozgorzała niedawno dyskusja na temat sensowności zniesienia podatku od posiadania psa, choć zaczęło się od przedstawienia projektu podwyższającego dotychczasową taksę o bodaj 10 złotych. Argumentów każdy miał po czubek nosa. Zwiększy się podatek, zwiększą się wpływy do budżetu miasta – to apologeci pomysłu. Obciążenie skutecznie zabija adopcję psich czworonogów z lokalnego Schroniska dla Zwierząt, bo część chętnych odstrasza nawet te kilkadziesiąt złotych rocznego haraczu. To naturalnie spojrzenie sceptyków – zarówno podwyżki jak i generalnie sensowności regulacji legislacyjnej podobnego rozwiązania.
Zacznijmy może ab ovo, czyli zagadnienia – na ile racjonalny jest podatek od posiadania psa w ogóle. Jest on systemowo praktykowany w każdym praktycznie kraju i z tej strony nie sposób posiłkować się argumentem postulującym całkowite jego zniesienie, chociażby w czymś takim jak gród Iława. Złą praktyką jest jednak jego unifikacja, czyli ściąganie haraczu od każdego posiadacza psa w żelaznej kwocie, nie podlegającej fluktuacji. Ze względu na kilka przynajmniej okoliczności.
Abstrahując już od tego, że plany podwyższenia należności winny mieć jakieś logiczne uzasadnienie, poza idiotycznej wagi konstatacją, że dzięki temu zwiększą się przychody miejskiej kasy i będzie więcej pieniędzy na inne rzeczy. W Stanach po ujawnieniu takiej dedukcji, idący za nią intelekt owity w jakąś tam cielesność jest błyskawicznie zwalniany ze stanowiska. Tam wydanie każdego dolara z portfela do kiesy publicznej musi być poparte przewodem prawie sądowym ze strony administracji, by obywatel zaakceptował sensowność podobnego obciążenia. W Polsce zaś urzędnicy wydają komunikat: „Od marca za garaże płacicie 50% więcej” i tak wygląda w praktyce państwo obywatelskie, które to swoich obywateli – nie ukrywajmy – na co dzień ma tam, gdzie plecy ulegają deformacji na jędrne bądź opadające pośladki.
Tak zrobił poprzedni burmistrz, tuż po osadzeniu swoich (ciekawe jakich?) pośladków w ratuszowym fotelu, mając dokładnie w punkcie ich przecięcia psioczenie tysięcy „zagarażowionych” obywateli, którzy nie szczędzili mu tygodniami łacińskich zwrotów zaczerpniętych z języka polskiego i tyle generalnie mogli tu zrobić. Wybory bowiem czekały tego sympatycznego pana dopiero za dłuuugie 4 lata. Ale o nim już koniec, bo jeszcze komputer mię się zawiesi...
Chociaż w oparciu o dotychczasowe historie i przypadki nie sposób nie wysnuć konkluzji, że jak już dochodzi do jakiegoś transferu personalnego na linii Lubawa-Iława, kończy się on nieodrodnie trudną do oszacowania katastrofą intelektualną. Jakieś ultrachore łącza występują na tej osi. Może po prostu do czasu naukowego usystematyzowania problemu osobliwości tej nie praktykować, bo pieniaczy i osób rozsadzanych tryskającymi jak gejzer kompleksami trzeba tu najmniej.
No, ale wracajmy do psów. Proponuję więc tak: znajdźcie państwo wachlarze rozwiązań, które będą różnicowały odbiorców podatku – czy mamy do czynienia chociażby z emerytem czy nie. Im można sumę zniżyć nawet do 10-20 zł rocznie. W tym sektorze bowiem czasem 50 zł to w miesiącu dylemat – płacę za psa, czy dokładam pieniądze do lekarstw, bez których mogę nie przeżyć. A wtedy i psa czeka pieskie życie, bo zostanie sierotą osadzoną w Schronisku dla Zwierząt.
Jeśli już jesteśmy przy tym Przybytku Dobrej Nadziei, to paralelnie aż się prosi o dwu-trzyletni odpust zupełny dla tych ludzi wielkiego serca, którzy przygarną stamtąd psa. Z kilku przyczyn, chociażby takiej, że jego kondycja w Iławie to realny powód do zarumienienia się dla każdego radnego i radnej tej i poprzednich kadencji. Zwierzęta są tam nieszczęśliwe, zgaszone, czują się nikomu niepotrzebne, a każdego kto podejdzie do ich klatki traktują jak dziecko świętego Mikołaja. Dobra opieka, jaką wiem są otaczane niewiele tu zmienia.
Miasto winno mieć jasno sprecyzowaną, popartą ulgami i zachętami dalekowzroczną politykę, nakierowaną na danie asumptu obywatelom, by brać psy i koty z ulicy nomen omen Lubawskiej pod swoje dachy. By schroniskowe zakratowane boksy możliwie świeciły pustkami, co na tym zgniłym Zachodzie jest normą. Podobnie jak i szereg innych ulg, np. refundowana przez pewien okres opieka weterynaryjna.
Tak działa normalne społeczeństwo obywatelskie na linii rządzący w relacji do tych, co ich wybrali – od Tamizy przez Sekwanę po Ren i Potomak funkcjonuje sobie na tej i każdej innej płaszczyźnie na tyle przyjemnie, że ludzie uśmiechają się do siebie na co dzień i prześcigają w kurtuazji jeden wobec drugiego. W markecie, na przystanku autobusowym czy za kierownicą... Tak się tam podmiotowo i diametralnie inaczej niż w Polsce przeżywa dni świąteczne i powszednie.
Chociaż zawsze znajdzie się jakiś statystyczny Absolutny Kretyn, który wszem i wobec ogłosi, że w to nie wierzy, bo np. wszyscy tam żyją na kredyt i za rok zbankrutują. Chociażby okolice Radia Maryja kipią takimi mędrkami, ale nie tylko. Na typy formatu AK uważajcie ogólnie, np. w kampanii wyborczej, bo mogą tu tego zjechać na masówki przekonujące, że białe jest zielone i nawet skowyt psów ze Schroniska nie zagłuszy ich bzdurosłowia.
Tego ostatniego nie życzę za nic w mowie czy piśmie radnym Iławy, ludziom z pewnością myślącym, dlatego w gorącej kwestii psów (kwestii więc hot-dogowej) bądźcie ostrożni, bo jeszcze Szarik z Cywilem wstaną z grobów i was pogonią. A po co to komu?
Leszek Olszewski