Każdego dnia stajemy na scenie zwanej życiem. Odgrywamy postaci, które są nam zupełnie obce, ale musimy się z nimi utożsamiać, bo taka właśnie jest rola aktora. Wykonywać wciąż zadania, które ktoś przewidział dla nas w scenariuszu – doprawdy niewdzięczne.
W dzisiejszych czasach ciężko zachować zdrowy rozsądek, a przede wszystkim ciężko być sobą. Każdy z nas codziennie wkłada maskę i konsekwentnie odgrywa rolę, która została mu narzucona. W tym całym chaosie niewielu jest w stanie sprzeciwić się reszcie i powiedzieć „Nie!”. Dlaczego? Może to obawa przed brakiem akceptacji? Jednak czy akceptacja kogoś, kto wymaga od nas zmian, faktycznie jest tak ważna? Przyjaciel, który wymusza na tobie określone zachowania – nie jest przyjacielem, a wrogiem. On nie akceptuje ciebie, on akceptuje twoją postać, którą wykreował w swojej wyobraźni. Zatem wkładasz maskę, wchodzisz na scenę i odgrywasz swoją rolę. Spektakl się kończy, otrzymujesz oklaski i czujesz się spełniony. Stwarzasz pozory, że twoje życie jest wspaniałe, że osiągasz pełnię szczęścia, ale w głębi duszy masz świadomość, że noszona przez ciebie maska nie odzwierciedla twojej twarzy. Wcielając się wciąż w jakąś postać, zaczynasz wierzyć, że faktycznie jesteś taki, jakim cię stworzono. Może po prostu tak jest łatwiej? Lepiej się zmienić, wówczas nic innego się nie zmieni.
Jakiś czas temu miałam okazję obejrzeć film – historię młodego homoseksualisty, który zmaga się z brakiem akceptacji. Początkowo chłopak skrywał swój sekret za maską grzecznego, dobrze wychowanego i pilnego nastolatka, który rozwija się zgodnie z pewnymi schematami. Miał dobre stopnie, dziewczynę, chodził na prywatki i do kina. Nadszedł dzień, w którym postanowił zejść ze sceny w połowie spektaklu. Zdjął maskę i wyszedł z teatru, nie oczekując reakcji publiczności. To jeden z niewielu, który sprzeciwił się pozostałym. Homoseksualizm stopniowo wchodzi w nasze życie, jednak dla wielu to wciąż temat tabu. Tym samym był dla matki głównego bohatera. Przekonana, że orientacja syna to choroba, postanowiła wysłać go do psychologa. Świat tej rodziny nagle legł w gruzach – dosłownie. Chłopak postanowił skrócić męki matce i skoczył z mostu. Dlaczego? Ponieważ osoba, którą tak bardzo kochał, nie była w stanie go zaakceptować. Matka po śmierci syna szuka winnych tego wydarzenia. Obwinia każdego, prócz siebie. Po upływie czasu zaczyna dostrzegać detale, które wcześniej nie miały znaczenia. Dociera do niej, że jej syn od zawsze był homoseksualistą, lecz ona każdego dnia wkładała maskę zarówno sobie, jak i jemu. Była reżyserem w spektaklu, w którym on grał główną rolę. Kiedy jednak postanowił odejść z teatru i po prostu być sobą – ona nie potrafiła tego zaakceptować. Nie potrafiła zaakceptować swojego syna.
Temat homoseksualizmu od dawna wzbudza wiele kontrowersji, jednak ostatnio w mediach coraz częściej jest on poruszany. Powstało wiele spotów reklamowych, emitowanych w telewizji z udziałem polskich polityków i celebrytów, którzy nie ukrywają tego, że ich dzieci nie są heteroseksualistami. Przeciwnie – miałam okazję oglądać wywiad z matką znanego w showbiznesie mężczyzny, która podkreśliła to, że dla niej najważniejsze jest to, by jej syn był szczęśliwy – bez względu na to, z kim. W tej sytuacji taka matka to skarb, ale są również takie, które nie potrafią zaakceptować odmienności swoich dzieci.
Mam wrażenie, że takie zjawisko najczęściej ma miejsce w małych miastach, takich jak Iława. Tu każdy przejmuje się tym, co powiedzą inni, jaka będzie ich reakcja i czy sąsiadka z dołu mnie nie wyśmieje. Niewątpliwie powodem jest to, że w przeciwieństwie do dużych miast – nikt z nas nie jest anonimowy. W małym mieście każdy każdego zna, a przynajmniej „kojarzy z widzenia”. Ten fakt nie dotyczy jedynie homoseksualistów.
Ludzie dla zabicia czasu perfidnie plotkują, ośmieszając innych. Mówią niestworzone rzeczy, które zwykle różnią się od prawdy, ale niestety bardzo bolą. Właśnie takie zachowania naszego otocznia sprawiają, że nie potrafimy lub nie chcemy być sobą. Udajemy kogoś, kim w rzeczywistości nie jesteśmy, tylko po to, by nie narażać się na oszczerstwa.
Jednak różnica między ukrywaniem cechy charakteru, a seksualności, jest ogromna. Podejrzewam, że każdy miał okazję kiedyś kochać i poczuć te emocje, które powodują, że chcemy wszystko co mamy w sercu, wykrzyczeć światu. Wobec tego postawmy się w sytuacji osoby, która nie może zwierzyć się nawet przyjacielowi, bo wie, że prędzej czy później on również zawiedzie.
Dlaczego nasze otoczenie jest tak nietolerancyjne? Podobno mamy XXI w i idziemy z postępem, a ja odnoszę wrażenie, że się cofamy. Homoseksualiści żyją zarówno w dużych miastach jak i w małych. Niestety nie jesteśmy świadomi tego, że w naszym nawet najbliższym otoczeniu jest ich coraz więcej. Niewątpliwie zetknięcie się z taką osobą to coś nowego, ale oni nie są inni. To normalni ludzie, którzy kochają i żyją tak samo jak heteroseksualiści.
Homoseksualizm to nie choroba ani zboczenie. Nikt z nas nie wybiera tego, jaki będzie miał kolor oczu czy włosów – podobnie z orientacją seksualną – nie mamy na nią wpływu. Mówią, że świat nie jest kolorowy. Owszem, ale to my powodujemy, że to co nas otacza traci jakikolwiek kolor i sens. Żywimy się kłamstwem, a plotki o starej koleżance, która przytyła, poprawiają nam humor na kilka dni. Rzeczywistość jest tak brutalna, że nawet najsilniejsi słabną. Obawa przed odrzuceniem sprawia, że codzienność staje się utrapieniem.
Czy naprawdę warto wciąż udowadniać, że jest się kimś innym? Może lepiej zaakceptować siebie i innych? Ciężar, jaki nosimy w postaci maski, jest uciążliwy, lecz jeżeli konsekwencją zrzucenia jej ma być śmierć, to w niedalekiej przyszłości Ziemia spustoszeje.
Jesteśmy zarówno aktorami, jak i reżyserami naszych spektakli. To my decydujemy o tym, co wydarzy się na scenie. Jednak jeżeli poza sceną wciąż będziemy nosić maskę, zacznie ona skrywać ból, ten ból przeszyje nam serca a one nie są wieczne.
AGATA MACHOWSKA