Ponad 3 lata ciągłego stresu w Radzie Miejskiej Iławy nadszarpnęło mi zdrowie. Chciałem – o naiwny! – być współbudowniczym Iławy, a jestem – z innymi radnymi – stójkowym, pilnującym (zresztą mało skutecznie) niespójnych pomysłów władzy wykonawczej, czyli burmistrza.
Maciej Rygielski
Myślę, że jestem człowiekiem świadomym, a więc również świadomym nieuchronności końca istnienia. Trzustka rozwalona, płuca ciężkie od substancji smolistych, a ja nie wiem co zrobić z własnym ciałem.
Rodzina sekretarza miasta Andrzeja Dzieniszewskiego opanowała biznes pochówkowy, co uniemożliwia mi spokojne zejście lub – jak kto woli – dojście do kresu. Nie dam się pochować sekretarzowi. Przez co najmniej trzy lata męczyć się będę na tym ziemskim padole. Rodzinie zapowiedziałem – a czytelnicy „Kuriera” są tego świadkami – że jeśli w najbliższych trzech lata nie dostąpię zaszczytu „bycia”, to mają mnie wywieźć byle jak i byle gdzie, byle mnie nie powierzać byle komu.
Sekretarz miasta to nie byle kto, lecz faktyczny dyrektor ratusza, czyli również zwierzchnik – boss! – tych pracowników, którzy mają pieczę nad prawidłowością przetargów miejskich. Jedną z twardych zasad wolnej gospodarki jest jednakowa dostępność do informacji dla wszystkich podmiotów. W tym wypadku, i nie tylko tym, zasada ta jest brutalnie łamana. Gdzie jest równość szansy dla innych? A wszystko to pod bokiem burmistrza Jarosława Maśkiewicza, który prawo ma w wielkim „szacunku” i „poważaniu” (wieczny oskarżony, który boryka się z sądami od zarania).
Spotyka mnie często zarzut, iż jestem idealistą, a machlojki część ludzi odbiera jako swoistą normalność, od dorwali się do władzy, a przysłowiowa przyzwoitość to archaizm, który już nikt nie docenia. W społeczeństwie konsumpcyjnym w pierwszej fazie rozwoju, zwykłych cwaniaków często okrzykuje się mianem przedsiębiorczych. Ba, może mój idealizm łączy się z wychowaniem, może jest mi on dany przez obcowanie z kolegami z dzieciństwa pośród uczciwej acz biednej braci kolejarskiej, a może któryś ze starych belfrów uzmysłowił mi ważność słowa „przyzwoitość”.
Nie można robić interesów za wszelką cenę i ze wszystkimi! Tak panowie z lewa i z prawa, nawet bardziej z prawa, których znam i mógłbym wyrecytować wasze szlachetne nazwiska. Jak łatwo za garść srebrników sprzedawać sumienie i poglądy, robiąc geszefty i geszefciki z tymi, których się niby brzydzicie.
Karawana jedzie dalej, aby do jesieni, aby do wyborów. I znów durne i płytkie obietnice – boisko przy każdym domu, mieszkanie za czapkę śliwek i praca dla wszystkich, a zarobki „palce lizać”. Społeczeństwo żąda od elit klarownych i uczciwych postaw, ale samo bezsilnie daje przyzwolenie różnym hochsztaplerom i kłamcom.
Nieraz w poświacie księżyca, sam nie wiem na jawie czy we śnie, widzę pogrzebowy karawan z zaprzęgiem cudaków. Jeden, ten niedociosany, z piórkiem orlim czy gęsim (z daleka nie widać), a drugi – przyciężki w ordunku, na jednym ramieniu z sierpem i młotem (dziś mocno je skrywa), na drugim – z klęcznikiem tak ciężkim, że zgięte ma oba kolana. Kierują się na prawo, bo dziś bardziej przystoi. Już są dość daleko, mijają opłotki. Widać strzechę niestrojną, lecz dla nich swojską i przaśną...
Maciej Rygielski