Mai się nam maj, w lasach kwitną konwalie, idealny to więc czas, by dokonać szeregu wiosennych uporządkowań z kilku niezależnych od siebie perspektyw Iławy i okolic.
Leszek Olszewski
Zaczniemy od sfery handlowej. Każda szanująca się galeria handlowa, które wciąż wyrastają jak grzyby po deszczu ma swojego specjalistę od PR (public relations), słowem od pozytywnego odbioru społecznego. Człowiek ten dba o odpowiednie nagłaśnianie promocji, wymyśla jakieś Dni Matki czy Dziecka w galerii, konkursy, w dużych miastach np. pokazy mody i bierze za to godziwe pieniądze. Jest to wszak zajęcie wymagające dużej kreatywności, o centrum powinno być wciąż i na nowo głośno. Galeria Jeziorak w Iławie chyba oszczędziła sobie na etacie, albo wzięła takiego człowieka, którego sposobem działania jest wzbudzanie raczej śmiechu w mieście, pomieszanego jednakże czasem też z irytacją.
Zacznie i skończy się nam niejako temat na tzw. „nocy wyprzedaży” przy końcu marca, która odbiła się nieoczekiwanie szerokim echem w internecie. Pisano otóż, że kilka sklepów na tę noc tak podwyższyło ceny odzieży, że po otrzymanym rabacie płaciło się za towar tyle, co na co dzień. Pewna pani upatrzyła sobie sukienkę w tygodniu po czym ze zdumieniem odkryła, że podczas sławetnej „nocy” jej cena po rabacie się… nie zmieniła! Wyjątkowy chwyt poniżej pasa jeśli to prawda, a wszystko wskazuje na to, że tak! Pani bowiem, która ruszyła temat, wtórowały wkrótce głosy kolejnych oburzonych klientów. O „nocy wyprzedaży” dalej, już z dzisiejszej, środowej perspektywy, przypomnijmy – 12 maja!
Galeria Jeziorak (GJ) posiada wykupionych w mieście kilka bilboardów, co czyni każda galeria od Warszawy do Krakowa. Przeznaczeniem ich bezustanne kłucie klienteli faktem, ile tracą nie odwiedzając wręcz codziennie danego przybytku handlu i okazji! W Warszawie jeżeli coś awizuje się na Noc Świętojańską, billboardy już dzień po niej są nad ranem wymieniane, żeby nie dać ludziom chwili oddechu na ochłonięcie. To precyzyjna, zegarmistrzowska robota, wymagająca zespołu: szef plus jego ludzie, plakatów jest bowiem zwykle do zaklejenia kilkadziesiąt. Tymczasem w Iławie – zaledwie kilka, zdawałoby się więc, że boss ma sukces podany na tacy. Nic bardziej mylnego: aktualna oferta GJ, to wciąż niezmiennie… „nocna wyprzedaż” z marca, 50 już prawie dni po jej mało chlubnym przejściu do historii!
Pachnie amatorką i całkowitą ignorancją reguł rynku i marketingu, ale może to dla włodarzy GJ pojęcia obce? Wiele wskazuje, że tak w związku z tym co zaraz napiszę. Pytanie może idiotyczne, ale na czym polega czar i niejaka moc każdej profesjonalnej galerii handlowej? Na tym naturalnie, że można tam kupić mydło i powidło, a przy okazji pozałatwiać kilka ościennych spraw – wskoczyć na pocztę, zapłacić rachunki, pójść do kafejki internetowej, zjeść szybką przekąskę. Kto był chociażby w Olsztynie wie o co chodzi. Tych „atutów dodatkowych” w GJ jak na lekarstwo, ugruntował się jednak w wizerunku placówki punkt na pozór drugorzędny, ale trudny do przecenienia. Chodzi o estetyczny drewniany kiosk na opustoszałym zwykle korytarzu pierwszego piętra, gdzie to można z uniknięciem kolejek (rzecz bezcenna i zadziwiająca tam, ale to fakt) szybko poopłacać cokolwiek tego wymaga.
90% moich wizyt tamże było z tym związanych i przy okazji zawsze po coś jeszcze się wstępowało – to kosmetyki, to książka, innym razem zakupy spożywcze. Moim zdaniem przesadnie wielkich atrakcji może oprócz schodów ruchomych GJ nie oferuje, a ten szybki punkt rachunkowy wklejał bardzo wielu ludzi na korytarze – powinien więc mieć wartość dla decydentów przybytku zauważalną. Okazuje się, że właśnie dostał nakaz relegacji, bo kogoś razi jego estetyka. Argument dziwny, poziom jej bowiem warszawski, dyrektorom się jednak nie podoba. Logistycznie działanie bezsensowne, porównywalne do kłującej wciąż w oczy na billboardach hucznej wyprzedaży z marca. Kto wie, może to objaw tego samego organicznego braku wizji funkcjonowania? Słowem – trudnego do zrozumienia lekceważenia sporej grupy klienteli, która dzięki kioskowi z opłatami może cyklicznie witać w nasze progi.
Tak kiedyś postępowało lokalne radio, które pozbywało się ludzi z łatwością splunięcia i na końcu zostało z takimi kalekami na antenie, że w serwisach informacyjnych słyszało się o Strefie Gazu, drużynie Czilsa (Chelsea) i grupie The Durs (Doors). No, ale jaka akcja taka reakcja, czekamy na kolejną wyprzedaż marcową, panie pewno nie mogą się doczekać. Poważnie zaś to życzę tej placówce chociażby tego, by we wiodącym sklepie obuwniczym można było kupić w maju trampki męskie, a nie tylko damskie i dziecięce. Mężczyźni to też pewna część populacji iławskiej, co nawet – w wypadku wątpliwości – można sprawdzić.
Stara prawda mówi, że najciemniej pod latarnią, a najbardziej niebezpiecznie pod domem i przynajmniej druga rzecz się sprawdza. Uczulam wszystkich zmotoryzowanych na wjazd do miasta od strony Siemian, ostatnie kilkaset metrów. Drzewiej jakoś jak się spotykało zwierzynę leśną na trasie, to według prawidła – im bliżej Siemian tym prawdopodobieństwo większe. Nie wiem, czy zwierzakom znudziły się siemiańskie krajobrazy (miały prawo!) i prze-emigrowały ale od zeszłego roku gdzieś, najwięcej saren i – uwaga – dorodnych dzików śmiało wkraczających na asfalt, pojawia się nam tuż, tuż przed Iławą, na ostatniej prostej dosłownie! Kto jedzie szybciej, nie ma szans na reakcję. Mi ostatnio wbiegł przed maskę dzik, na co zerkała z pobocza dumna z niego narzeczona.
Na szczęście – w pełni świadomy – odcinek ten przemierzam już spacerowo. Starczyło czasu na wyhamowanie, choć było nerwowo. Stąd rada – dojeżdżasz do Iławy, droga prosta, nie przyspieszaj, a wolno rozglądaj się na boki. Las tam położony dużo poniżej paska asfaltu, zwierzęta są niemożliwe wręcz do zauważenia, więc ALARM! Naturalnie o znakach ograniczenia prędkości bądź ostrzegawczych nikt nie pomyśli, jedzie się więc pewnie, miło, a zagrożenie czyha, jak w dobrym thrillerze. Nie pozwólmy więc by dzik pluł nam w twarz i dzieci nam germanił, bo co to za czasy jak dzik – nie człowiek – rozdaje karty?
LESZEK OLSZEWSKI