Polacy są szczęśliwi. Tak wynika z najnowszych badań przeprowadzonych przez Główny Urząd Statystyczny. Jesteśmy zadowoleni ze swojej pracy, osiągnięć i życia rodzinnego. To prawda szczęście, choć bywa bardzo ulotne i łatwo wymyka się z rąk najbardziej trwałe jest na papierze i w statystykach. Nie chcemy być gorsi od innych narodów, więc jesteśmy szczęśliwi na siłę.
Tomasz Reich
„Wiesz nie chcę Cię martwić, ale dziś umrę” – powiedział spokojnym głosem mój dziadek do babci. Był ostatni dzień listopada, za oknami chłód, a na ulicach Biskupca (Pomorskiego) totalna pustka. Kilka godzin później dziadek położył się na kanapie i już z niej nigdy więcej nie wstał. Wujek zatrzymał w jednej chwili wskazówki zegara, bo kiedy umierał jego ojciec, to dla nas wszystkich czas się zatrzymał. Nagle w wielkie Nic zmieniły się problemy, pozostała tylko cisza i uporczywa pustka. „Odszedł człowiek” – ktoś skwitował pewnie na ulicy...
Sytuacja, jakich setki. Codziennie umieramy. Od chwili, gdy tylko po raz pierwszy otworzymy oczy przy porodzie, to już wszyscy wokół wiedzą, że jesteśmy z góry skazani na sprawy ostateczne. I tylko od nas zależy, czy potrafimy być szczęśliwi. Tylko od nas zależy, czy będziemy przymykać oczy pełni spokoju.
Jak mój dziadek, który tego samego dnia gdy odchodził przyniósł drewno do pieca, żeby mojej babci było ciepło. Chciał mieć pewność, że gdy już go nie będzie, jej nie zabraknie niczego. Bo poczucie szczęścia, jest tak samo trudne do pojęcia, jak jego osiągnięcie.
Bywają ludzie, którzy ciągle opowiadają innym, że są bardzo szczęśliwi. Choć z obserwacji, choćby sąsiadów, powodów do radości mają niewiele. Często ktoś żyje w biedzie, w trudnych warunkach, a jednak mówi, że jest szczęśliwy. Spotykałem ludzi żyjących w skrajnych sytuacjach, gdzie niejeden by się załamał, a oni mówili wbrew rozsądkowi, że im w życiu niczego nie brakowało. Być może to właśnie wmawianie na siłę sobie szczęścia trzymało ich przy życiu?
Stefan Chwin napisał, że Polacy nie potrafią być szczęśliwi z własnej natury. Łatwiej jest przecież nie kochać innych niż akceptować ich ułomności. Łatwiej jest być zatwardziałym w nieszczęściu niż na siłę i uporczywie go szukać. A tymczasem, jak twierdzi Chwin, szczęście to przede wszystkim umiejętność znalezienia w swoim życiu właściwej osoby, bo potem jak już mamy kogoś, kogo kochamy obok siebie, o wiele łatwiej jest znieść wszystko, co nas spotyka.
Niedawno zmarła Małgorzata Pokojska. Zaledwie kilka tygodni po mężu Edwardzie Pokojskim. Ten bardzo smutny fakt, nie uszedł w Lubawie, jak zwykle, niczyjej uwadze. Znowu wszyscy zaczęli szeptać po kątach, że stało się tak, bo ponoć „nie było jej lekko w życiu”. I oto znowu spotkaliśmy się zamiast ze współczuciem i zrozumieniem z zawiścią. Polacy mają przecież od dziecka wpajane przeczucie nieszczęścia w swoim życiu. Dlatego lepiej jest powiedzieć o kimś, że umarł, bo nie miał łatwego życia, zamiast odszedł z powodu nagłej utraty tego, co to poczucie szczęścia mu dawało. Tymczasem to, co najważniejsze jest w życiu, to właśnie ludzie, których spotykamy. Wiele bolesnych doświadczeń łatwiej jest przecież znieść u czyjegoś boku niż mieć nieudane życie całkowicie bez żadnego wsparcia.
Jestem przekonany, że Małgorzata Pokojska straciła to poczucie szczęścia, którego doświadczała u boku męża. Zmarła, jak wiele osób, gdy tylko u jej boku zabrakło kogoś bliskiego. I tylko niewiele wdów i wdowców potrafi przetrwać ból po stracie ukochanego małżonka, bo wówczas to właśnie oni najbardziej potrzebują obecności i miłości swoich dzieci, żeby odbić się z rozpaczy.
Zatrważająca jest znieczulica i ludzkie niezrozumienie sytuacji, w której nagle ktoś odchodzi. Tak to już się układa, że nawet w cudzym nieszczęściu i niepowodzeniu szukamy dla samych siebie pociechy. Nie wspomnę już o braku taktu i poszanowania zmarłych, a przecież – jak mówi stare porzekadło – „O zmarłych mówi się tylko dobrze, albo wcale”.
O wiele łatwiej jest przecież cieszyć się czyimś niepowodzeniem niż przyznać się do tego, że kogoś podziwiamy za to, że jemu wyszło. Nam nie wychodzi, więc mamy kolejny powód do tego, żeby trwać w beznamiętnym kulcie nieszczęścia.
Na ogół za późno przychodzi refleksja o tym, że jednak w życiu mamy się całkiem dobrze, gdy jest za późno. Bo wcześniej nie potrafimy dostrzec docenić tego, co mamy, porównując nieustannie własne życie z innymi.
Dlatego wiele żon pozostaje niedocenionych przez mężów, niedowartościowanych dzieci przez rodziców. Później na ogół ten sam smutek i poczucie bezsensu wnoszą w swoje życie dorosłe już dzieci. Bo jak mogą umieć cieszyć się czymś, czego nie znają?
Znasz „Hymn o miłości”? Jeden z najstarszych tekstów o uczuciu, którego ludzie pragną najbardziej. To w tym psalmie anioł pyta: „Czym byłby jego los, gdyby miłości nie miał? Choćby wszystko w życiu posiadł!”. Anioł sam sobie odpowiada: „Niczym”. Bo szczęście to przelotna chwila, nieważne jak długa. Ważne, żeby umieć ją dostrzec. Nie przegapić. Szczęście to człowiek.
Za kilka dni znowu cmentarze zapełnią się żywymi. Znowu zmarli będą mieli towarzystwo tych, którzy przez całe lata wmawiali im, że ich kochają. Żywi raz w roku przystają na chwilę nad grobami bliskich i obiecują sobie dla lepszego samopoczucia, że będą starać się odwiedzać zmarłych częściej. I znowu myślą tylko o sobie. Jak pisze Stefan Chwin, trzeba mieć dużo szczęścia, żeby trafić na właściwą osobę. I mocno trzymać się jej jak życia, które – jeśli będziemy mocno wierzyć – można przeżyć w poczuciu szczęścia.
Ktoś kiedyś powiedział, że najbardziej wiarygodne i aktualne w gazetach są nekrologii. Nie pozostawiają czytelnikom żadnej wątpliwości. Informacja jest pełna i nie można jej inaczej interpretować, niż napisano. Nagle w kilkuset znakach musi zmieścić się cały człowiek. Z własną miłością, upadkami, wzlotami i zwątpieniem. Często też bliscy wypisują w nekrologach słowa z wiersza ks. Jana Twardowskiego „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Bo w obliczu spraw ostatecznych jesteśmy równie nieporadni jak wtedy, gdy otwieramy po raz pierwszy oczy.
TOMASZ REICH
opinie@kurier-ilawski.pl