Ryzykując protesty specjalistów, powiem krótko, co nieco skrępowany: „Okropni są ci politycy iławscy”. Weźmy takiego Krzysztofa Harmacińskiego. List mu otwarty do Jarosława Maśkiewicza chciało się wysmolić. A przedzwonić nie można było? „00 – Jarek zgłoś się!”. A list zamknięty wystosować to kto? Czy wszyscy od razu w Iławie, muszą wiedzieć o co chodzi? Ma ten Harmaciński tupet, oj ma, jak wójt prawdziwy na zagrodzie, równy wojewodzie.
Andrzej Kleina
Nie zdążył Maśkiewicz wyjść ze szpitala z traumą ogromną pourazową i już musiał lecieć do sądu na sprawę własną, a tu Harmaciński się go czepia. I pytania mu trudne zadaje. I pyta: „Czy Jarosław Maśkiewicz uważa, że jego zastępca Henryk Lisaj jako funkcjonariusz publiczny wie co robi i przewiduje skutki swoich działań”.
A co, czy on Maśkiewicz psychiatrą jest z zawodu, czy innym jakim psychologiem, żeby wiedzieć, czy Lisaj „wie co robi”? Przecież to pytanie o inteligencję Lisaja i kompetencje, zakamuflowanie jest zahaczone. Niech Harmaciński sam Lisaja zapyta, a nie jego burmistrza znerwicowanego problemami swoimi, egzystencjalnymi, męczy. Czy on, Harmaciński, Boga w sercu nie ma? Przecież on sam, burmistrz Iławy, często nie wie co robi i nie zawsze przewiduje skutki swoich działań, więc tym bardziej zastępcą nie będzie się frasował.
I dziwne też jakieś sądy Harmaciński wypowiada, że „nie zamierza się zniżyć do prezentowanego przez Henryka Lisaja poziomu prowadzenia dyskusji o ważnych skądinąd problemach”. A pogadać z panem Henrykiem o mniej ważnych problemach, dla rozgrzewki, to co? Aby po chwili poziom dyskusji podnieść intelektualny, a temperaturę obniżyć. I dojść do porozumienia, bez listów pisania. Jak rolnik z rolnikiem. Bo rolnikiem przecież się jest, a urzędnikiem się tylko bywa...
Adam Żyliński też jakieś dziwne, niespójne komentarze wypowiada. Jak arbiter jaki, elegancji politycznej. Że go Lisaj zaskoczył kompletnie. By kawałek dalej, powiedzieć, że Lisaj nic się nie zmienił. Dawniej też było z nim przecież dużo kłopotów. Dużo krzyczał i sztucznie robił wokół siebie wiele szumu, a tak naprawdę nie potrafił rozwiązywać nawet najprostszych problemów. O stworzeniu czy zbudowaniu czegokolwiek nie wspominając. Niezbyt to odkrywcza konstatacja, wszak każdy rolnik wie, że krowa która dużo ryczy, mało mleka daje. No, to czemu Żylińskiego zaskakuje Lisaj, skoro się nie zmienił?
Chyba że go, Żylińskiego, cecha niezmienności twórczej, mało marksistowskiej, Lisaja zaskakuje. Albo że liczył Żyliński na poprawę Lisaja. No to się przeliczył...
A może powołać by komisję jaką, do zmiany Lisaja? Dla jego dobra, i otoczenia korzyści? Może by warto sięgnąć do dzieciństwa Lisaja (za jego przyzwoleniem) i wyniuchać, czy wtedy też dużo krzyczał, i czy szum wokół siebie robił. I czy był to szum sztuczny, czy raczej naturalny? Bo może wystarczy mu tylko szum usunąć z głowy, a zacznie nie tylko proste, a wręcz skomplikowane zadania przed sobą stawiać, a i nawet je rozwiązywać. Czego mu ze Stachem gorąco życzymy. A póki co, znak pokoju przekazujemy. I czekamy na informację, czy problem trzepaka między blokami, Lisaj już rozwiązał?
Stachu też prosił, korzystając z okazji, żeby przekazać, że jego zdaniem psychika pana Henryka jest prosta i nieskomplikowana. Niewykluczone, że kiedy pan Henryk był małym chłopcem, był chłopcem spragnionym miłości i obawiającym się ojca (jak w każdej prawie rodzinie). I teraz, Lisaj (czyli pan Heniu, tylko Stachu nie wie czy tak może się zwracać) na każdym zajmowanym przez siebie urzędzie, naśladuje wzory zachowań z dzieciństwa i subtelnie – a czasami wcale nie subtelnie – dąży do destrukcji. Co więcej, zdaniem Stacha, cała złość na ojca, której nigdy nie mógł wyrazić, jątrzyła się w nim, aż ujawniła się w postaci straszliwego gniewu, śmieci iławskich dotyczącego.
Niechęć do ojca wylewa teraz więc na wielu ludzi. W tym na Harmacińskiego. Że to karykatura analizy stosowanej, ktoś może powiedzieć. Jasne, że może, a nawet powinien...
A może pan Henryk – rzucił Stachu na odchodnym – cierpi na kompleks niekochanego dziecka? Kto to wie? I robi wszystko, by sprowokować otoczenie, postrzegane jako nieżyczliwe. Nie lubicie mnie, no to ja wam pokażę. I tupie nóżkami i krzyczy, sfrustrowany malec: „Wam... śmietnik zamknę, a co...”.
Trochę też o Lubawie, żeby nie wyjść z wprawy. Zadziwiający, a i permanentny talent do auto kompromitacji Edmund nasz kochany Standara wykazuje. W Głosie Magistrackim, własnej tubie reklamowej ostatnio wystąpił na odcinku walki o zrozumienie... I powiedział, i wszyscy słuchali, a on mówił, słowa precyzyjnie ważąc, między innymi też: „Właśnie te 4 dyscypliny są priorytetowe dla rozwoju dzieci i młodzieży w Lubawie i w tym kierunku będzie zmierzać sportowa polityka miasta”.
I wśród dyscyplin, przez tandem Urbański & Standara wymienionych, lekkoatletyki nie było kompletnie. Słowo daję!
Wśród wielu słabości i tę jedną też posiadam, że myśli cudze, rozwijać lubię, a nawet, jak sądzę, potrafię. Skoro „sportowa polityka miasta” będzie zmierzać w kierunku rozwoju określonych dyscyplin, wśród których nie znajduje się lekkoatletyka, to po co stadion z bieżnią tartanową budować? Może by jednak, i tu apel do sekretarza Macieja Radtke zgłaszam, burmistrz z głowy, czyli z niczego, nie mówił...
Andrzej Kleina