Dziewczyna wpadła w ręce konduktora, który wykrył, że przerobiła datę ważności legitymacji studenckiej, bo po drodze niezbyt jej było do dziekanatu. Teoretycznie może za kratkami spędzić do 5 lat, tymczasem wyroki za gwałt, rozbój, czy bestialskie pobicie nie przekraczają czasem 4 lat pozbawienia wolności...
Andrzej Kleina: Orzeszki w garści
„Prokuratura w Iławie umorzyła śledztwo w sprawie przerabianych dokumentów przez pracownice poradni psychologiczno-pedagogicznej w Iławie” – poinformował kilka miesięcy temu Kurier. „Występuje tu znikoma szkodliwość społeczna, nie mająca znamion przestępstwa i tym samym nie można jej nazwać czynem karygodnym” – stwierdził dobrodusznie asesor tym razem nowomiejskiej prokuratury zajmujący się też tą sprawą, i ją umorzył. Co by nie powiedzieć, ludzki pan z tego asesora...
Ochroniarz w markecie zauważył, jak dziewczyna wzięła garść orzeszków ziemnych, które powolutku, w trakcie półgodzinnych zakupów, zjadła (nawiasem mówiąc zostawiła w kasie około 90 złotych). Co oczywiste, została zatrzymana. Ktoś z obsługi wziął z półki do garści orzeszki, zważył je i wycenił na 2.98 zł. Następnie dziewczynę podano do sądu. Została ukarana grzywną 30 złotych i musi zapłacić 50 złotych kosztów postępowania. Złożyła naturalnie apelację. Niewykluczone, że sąd będzie musiał teraz rozważyć, czy eksperyment procesowy z garścią mężczyzny nie był nadużyciem, ponieważ w garści dziewczyny orzeszków mieści się – co naturalne – mniej jak w garści ochroniarza, bo tylko za 1.62 zł...
Setki spraw dotyczących wielomilionowych przestępstw, krwawych rozbojów, nie mogą doczekać się finału przed sądami, a tu takie orzeszki bez mała expressowe, czyli ziemne. I asesor nowomiejski! Ludzki pan!
Nie tak dawno Kurier doniósł o zadziwiającej i bolesnej jednocześnie dla głównej bohaterki sprawie. Kobieta zważyła mandarynki w sklepie „Biedronka”, które po zważeniu „weryfikacyjnym” ważyły 35 gramów (słownie: trzydzieści pięć) więcej, co spowodować mogło uszczuplenie majątku właściciela mandarynek o groszy 9 (słownie: dziewięć). Kierowniczka sklepu zarzuciła kobiecie kradzież, co jest – w mojej ocenie – zamachem na dobra osobiste tej kobiety, kradzież nie została bowiem udowodniona. Mimo to policjant przybyły na miejsce poinformował kobietę, że za kradzież sklepową grozi kara od 20 do 500 zł i łaskawie wlepił mandat za 50 zł.
Prawo „postrzega” tę sytuację zapewne inaczej niż ja. W moim przekonaniu policjant prawo złamał, ponieważ wstąpił w uprawnienia sądu i wydał wyrok. Orzekł, że kobieta jest złodziejką (kara obyczajowa, publicznie obwieszczona). Po drugie, wymierzył jej karę finansową. Niejako zmusił do przyjęcia mandatu, przez co kobiecie skończyła się procedura odwoławcza. Jestem jednak innego zdania. Musiałaby kobieta, jak sądzę, wykazać, iż płacąc mandat działała w stanie niezwykłego wzburzenia emocjonalnego, w wyniku czego jej pole świadomości było zawężone i „nie wiedziała co czyni”.
Pozornie wszystko jest okey! Kierowniczka sklepu zasłużyła nawet na zwyczajową nagrodę 10% od 9 groszy, bo w swoim rozumieniu udaremniła kradzież. Ochrona – na urlop okolicznościowy za uniemożliwienie potencjalnej ucieczki kobiecie z miejsca „przestępstwa”. Rzecznik prasowy „Biedronki” natomiast winien pojechać na obowiązkowy kurs słuchania, bo nie chciał rozmawiać z dziennikarką Kuriera i chciał pytania na piśmie, bo on nie jest słuchowcem, a wzrokowcem – więc trzeba gościa nauczyć, że winien umieć też słuchać. Nie tylko przełożonych.
Nie można zapomnieć o rzeczniku prasowym iławskiej policji i drobnej choćby nagrodzie dla niego (powiedzmy 2 kg mandarynek) za niezwykle humanitarny komunikat mówiący o tym, że „kobieta ta nie jest notowana przez policję”. Sędzia, egzekutor, policjant. Też oczywiście awans.
A co ma z tego skarb państwa? Kobieta wszak dopłaciła brakujące 9 groszy w kasie, ale czy kasjerka naliczyła od nich kwotę „PTU A 22%” i kwotę „PTU B 7%” ??? (cokolwiek to znaczy). Prawdopodobne jest bardzo, iż sklep naraził fiskusa na stratę. Bo vatowskie 7% od 9 groszy, to aż się boję liczyć. Ale fakt pozostaje faktem. Się należy!
Wpadłem do mojego archiwum. Ciekawe doniesienie: „Korzyść majątkową w wysokości 192 zł osiągnął Czesław Ż. (było to w 1985 roku, czyli były to inne złotówki). 70-latek ten bez wymaganego zezwolenia sprzedał Edwardowi M. za 800 zł pół litra wódki czystej o wartości 608 zł, osiągając korzyść majątkową w wysokości 192 zł. Za ten czyn Sąd Rejonowy w... (nie będziemy sądowi robić obciachu, bo stwierdzi, że to dzika lustracja w czasach ptasiej grypy) ukarał go grzywną w wysokości 20 tys. zł i ogłoszeniem wyroku na koszt obwinionego”.
Zastanawiałem się, czy wysoki sąd kiedy był młody (chyba, że nie był, bo i takie typy się spotyka wszędzie), nigdy się nie upił, czy nie sprzedał z zyskiem starego roweru po dziadku lub innej też korzyści majątkowej nigdy nie uzyskał i czy na zabawie w remizie nie zdażyło mu się narozrabiać...
Kara finansowa pana Czesława wyniosła stokrotność zysku, ale wtedy korzyść majątkowa była niemile przez władzę ludową widziana. Nasza bohaterka z iławskiej „Biedronki” natomiast zapłaciła jeszcze więcej, bo pięć i pół raza więcej jak pan Czesław. Tyle, że jej wyrok rozgłoszono w gazecie za darmo... Ale nazwisko podano za to w całości. Wraz ze zdjęciem!
Dziewięć groszy jest odbiciem niezwykłej bezwzględnie szkodliwości społecznej czynu, mającej bezwzględnie znamiona przestępstwa. Czyli czynu karygodnego!
Andrzej Kleina