Gdy się czegoś spodziewamy, zwłaszcza kataklizmu – zwykle taki nie nadchodzi. Jeśli zaś śpimy spokojnie, a myślami bujamy w chmurach, hekatomba może ot tak, z niedzieli na poniedziałek, na nas spaść. I tak było z tegoroczną zimą, która swe nadejście wstrzymywała do końca stycznia, ale jak już się wmeldowała, to popamiętamy ją latami. II wojna światowa wybuchła w inaugurację roku szkolnego, w piątek. Dużo ludzi o 6 rano szło do piekarni po chleb, nie wiedząc, że coś się w ich życiu potwornie odmieniło! Ale bez nut demonicznych, -25oC, to nie Hitler u bram RP...
Zrobiłem ów fotoreportaż pro memoria, za tydzień ponoć śladu ma nie być po zimie, kto jednak zbiera roczniki Kuriera, zapamięta na wieki, w co wdepnęliśmy z woli matki natury na początku 2012 r.! „W co”, to raz, dwa zaś – jak sobie poradziliśmy w obliczu prawie klęski klimatologicznej, podobnych mrozów w tak długim przedziale czasu nie było – jeśli wierzyć meteorologom – od czasów komuny.
Najpierw zrekapitulujmy fakty. Jesień trwała w tym roku do piątku 13 stycznia, do godzin wieczornych. Tego dnia wyszedłem biegać o 20, wróciłem zaś pół godziny później cały biały – zaczynało się. Dobę później wyrzucałem śmieci o północy i by dostać się do kontenera, brnąłem w 30-centymetrowym śniegu, a prószyło tak, że szedłem bardziej na pamięć niż wzrokowo.
Okazać się miało, że wszystkie te śnieżne niedogodności były jedynie preludium przed nadchodzącym zamrażalnikiem na jawie, który schwycił nas, powiat, region i kraj w objęcia na – patrząc z dzisiejszej perspektywy – cholernie dojmujące trzy niedziele, jak na Kresach nazywają tygodnie. Dni znaczyły się temperaturą -18oC, nocami wskaźniki wyraźnie spadały poniżej –20oC i tu już żarty z zimy się skończyły, bo kto żyw, zaczął zastanawiać się, jak tu przetrwać przy choćby obowiązkowym, codziennym przemierzaniu grodu pieszo? 10 minut na dworze już było prawdziwą męką – siniały uszy, czubek nosa, mimo rękawic dłonie i dwóch par skarpet – stopy.
Starsi ludzie brnęli przez to metodą „pociągu osobowego”, słowem zanim osiągnęli najdalszy punkt trasy, robili po drodze kilka przystanków w sklepach dla ogrzania się. Sprawdziłem – polecam, gdyby kataklizm miał wrócić. Takim cudem grzałem się w Stokrotce, drogerii, kilku spożywczych, obuwniczym – chwila oddechu i w dalszą drogę, ale już nie zmarzniętym, a lekko rozgrzanym.
Mało tego, w tej osobistej walce każdego z tą Syberią ludzie mieli głowę, by pamiętać o zwierzętach i tu wielki złoty medal dla wrażliwych serc, każdemu osobiście ode mnie. Peregrynując miasto, zauważyłem śliczną budkę obitą styropianem z kocykiem wewnątrz, obok której z misek zajadał drugie śniadanie wcale nie zabiedzony kociak. Inny kot miał swój schludny kartonik pod czyimś balkonem, dumnie się tam mył, pojemniczki także pokazywały, że dba się tu o niego – klasa.
Na kilku drzewach spostrzegłem też uwieszoną słoninkę, tudzież dostępne w marketach i sklepach zoologicznych dzwoneczki z nasionami – wróble tak radośnie ćwierkały, mając zapewnioną codzienną dawkę pożywienia przez zastępy ludzi dobrej woli. Jakżeż miło o tym pisać. Dziękuję im w imieniu kotów, wróbli, wron, łabędzi – te dobre fale wrócą do państwa!
Mniej miło mi pisać o widocznym gołym okiem podejściu władz miasta do chodników, zwłaszcza tych na pozór ubocznych, choć nie tylko, bo trudno jako o ubocznych mówić np. o trotuarach jak Gajerek długi i szeroki. Tamtejszą sytuację najlepiej podsumowała znajoma mi rezydentka osiedla, a jej sentencja oparła się o kiczowatą produkcję TV, słowem: „Gwiazdy tańczą na lodzie”.
To trzeba przejść samemu i tego dokonałem – niedowiarkom tekstu z poniżej zalecam tożsamą terapię, swoistą tragedioterapię. Wzdłuż więzienia wejście na osiedle to jeden nieprzespawalny, zbity lód, taka pigułka sytuacji na wokół: góry-doliny, uskoki, pułapki, niespodziewane ślizgi, próby ratowania się, wygibasy, przystanięcia – ulga, że stoimy, a nie leżymy. Kto te a także inne gajerkowe ścieżki przemierza codziennie ani razu nie „dachował” i bezurazowo żyje – trzeba go, uważam, niechybnie wynieść na ołtarze! Mam swoje wejścia u Ratzingera, nie czekajmy na męczeńską śmierć kandydata. Czasem życie dostarcza więcej argumentów ku chwalebnemu wywyższeniu niż trywialny w sumie zgon.
Poważnie zaś, bo nie ma z czego żartować – nie jest wesoło, że – mówiąc kolokwialnie – komuś tak zwisa bezpieczeństwo ludzi. Oto parking przy dawnym kasynie – można tam rozgrywać mecze w hokeja – kilkaset metrów kwadratowych lodu, ludzie stawiają tam samochody, muszą do nich dotrzeć. Przeszedłem to „ustrojstwo” – cztery razy na minutę byłem chybotany, raz mi aparat wypadł z dłoni, ale złapałem w locie! Podobne „powitanie” serwuje okolica Biedronki na Wyszyńskiego. Jest tam mnóstwo punktów handlowych z tyłu, widziałem jakieś tabliczki „Uwaga, bardzo ślisko”, tyle że to zerowo odkrywcze, skoro można się przejrzeć w trotuarze jak w lustrze – też przypuszczam do gołoledzi nikt nie skuje terenu, by bliźnim jakkolwiek ulżyć.
Na podobne dolegliwości cierpi dziesiątki ścieżek prowadzących bezpośrednio do bloków, śmietników, sklepów, garaży, a także np. ta prowadząca do starostwa i urzędu gminy – dziwna ta apatia miasta, skoro śnieg nie spadł od dwóch tygodni, więc można problem z dnia na dzień zwalczać. Poza tym koksowniki ogrzewające ludzi na przystankach ZKM, peronach i w centrach miast od Ostródy i Olsztyna po Warszawę i Toruń wszędzie pojawiły się z dnia na dzień, zwłaszcza pożyteczne są na postojach taksówek. Taksówkarze bowiem czekają na zgłoszenia, marznąc w zamkniętych autach – czy ktoś o nich pomyślał? A o bezdomnych? Po raz kolejny nie!
By kończyć pozytywnym światłem, za równo miesiąc Dzień Kobiet, zima więc nie ma szans, niemniej pokazała w Iławie, kto tu rządzi, spotykając się – jako najeźdźca z takim oporem grodu, jak nie przymierzając Wehrmacht przy aneksji Czechosłowacji w 1938 r. I to było warto ocalić od zapomnienia, jak śpiewał Grechuta pod wiersz Gałczyńskiego, jeszcze jak!
LESZEK OLSZEWSKI
Iława, Gajerek – stan osiedlowych
chodników to jeden wielki wyrzut sumienia
Iława. Kontenery śmieciowe przy ul. Kościuszki.
Dotarcie do celu przez najróżniejsze fałdy
i zmarzliny zahacza tam o heroizm
Małe arcydzieło: gustowna chatka
dla bezdomnych kociaków i jej lokator posilający się
przy kilkunastostopniowym mrozie
Iława. Droga do punktów handlowych
na tyłach Biedronki (ul. Wyszyńskiego). Do odważnych
świat należy. Może jednak nie ryzykować
złamania nogi u progu wiosny?