Styczeń jest pamiętny w historii Iławy. Rok 1945 nadal budzi emocje. Dostałem mnóstwo próśb, by się do tego ustosunkować: „Co począć z tą datą, z tymi faktami? Czemu w szkołach jeszcze do niedawna uczono o wyzwoleniu Iławy?” – tak zapytuje wielu moich rozmówców. „Napisz krótko a treściwie!”. W porządku, oto fakty subiektywne (!)
71 lat temu w kilka dni rozpieprzono Iławę. Stało się to tak, jak byśmy dzisiaj podjechali rosyjskimi czołgami i rozwalili to, co stoi: hotele, pocztę, Podleśne, ronda... Uwierzcie, że kilkadziesiąt godzin na to wystarczy, z przerwą na sen.
Armia Czerwona wkroczyła do Prus Wschodnich jak Szwedzi w 1655 roku na Pomorze. Był to pierwszy teutoński land, jaki ujrzeli. Ujrzeli, zgwałcili, spalili do cna – Szymbark, Królewiec, Iławę, Ostródę – ta jatka był to rewanż na linii Niemcy-ZSRR za rok 1941.
Gdzie w tym wszystkim tło polskie?
Tło polskie zajaśniało dwa tygodnie później od tych wydarzeń, na konferencji w Jałcie, notabene odbytej w pałacu Potockich (który po śmierci Leona Potockiego w 1860 r. odkupił car Aleksander II), gdzie spotkali się ówcześni Cameron, Obama plus Putin, tj. Churchill, Roosevelt i Stalin, by ustalić granice powojennej Europy.
Primo: ZSRR otrzymał wówczas ciche zwierzchnictwo nad Polską i jedną trzecią Niemiec (przyszłe NRD). Secundo: ugrał też dla siebie przedwojenne Kresy Wschodnie II Rzeczpospolitej. Podjęto w związku z tym (w panelu niejako) decyzję o powojennym transferze ludności pomiędzy na nowo wymalowanymi państwami. Polsce przyklepano od razu terytorialne rekompensaty za utracone Kresy. Miały stać się nimi (i to podpisano) zdobywane właśnie przez ZSRR ziemie niemieckie.
W skład nowego bytu państwowego (oprócz centralnego „torsu polskiego”) zdecydowano zatem, że wejdą: Prusy Wschodnie, Śląsk, a dalej według wbitego nam nazewnictwa: Ziemia Lubuska (Land Lebus) i Pomorze Zachodnie (Pommern). Oraz – jako bonus – Gdańsk! Gdańsk przez ponad tysiąc lat swojej historii fifty-fifty był pod panowaniem Polski i Niemiec, Iława ni godziny polskiej do Jałty nie przeżyła.
Jak więc traktować corocznie 22 stycznia, pamiątkę po roku 1945, gdy historie Iławy Niemieckiej (Deutsch Eylau) i odwiecznych Niemiec dobiegły tu kresu? Nijak, jako epizod krwawej wojny! Polacy jęli przybywać tu w 1945 roku, ale później, nie zimą. Nikt nie lubił wojsk rosyjskich w Prusach, wojsk niemieckich w Rosji czy wcześniej w Polsce. Dzięki zgubnemu wyborowi narodu niemieckiego w 1933 roku, Iława jest dziś polska – i to jest fakt bezsporny, z którego można się po zgaszeniu żałób niekłamanie cieszyć!
Można nawet obchodzić co roku radosną tego rocznicę, z wektorowaniem na rok 1945, tyle że nie w styczniu, a może na Dniach Iławy latem…? Tak będzie najuczciwiej i bez zbędnych sporów. W latach egidy państwowej przegrywamy z Niemcami 71:640, w 2585 r. – wychodzi mi – się to wyrówna, tą radosną perspektywą żyjmy! I tym, że z Niemcami jesteśmy dogadani: oni nie chcą Iławy, my Monachium i Berlina – spokój!
A czemu w szkołach jeszcze do niedawna uczono o „wyzwoleniu Iławy” – wracam do pytania z samego początku? A dziś jest lepiej? Nie uczy się o zdobyczach nauki, prądach filozofii, a gruntuje wiarę w Boga i aniołki… Polska szkoła nie od dziś zasługuje na kozetkę i porządnego psychoanalityka, więc nie wybierajmy największej bzdury, którą stoi bądź stała, bo róg obfitości wpadnie w kompleks i będzie chryja!
A teraz już lecimy parabolą do czasu rzeczywistego.
Raz i drugi usłyszałem utyski, że przyszła mroźna, śnieżna zima, a brak najmniejszego lodowiska – jak można dopuścić do takiego uchybienia? Niby prawda, tylko jeśli się głębiej zastanowić, to nie ma na lodowisko żadnego punktu wewnątrz grodu. Odpadają jedne po drugich szkolne boiska, wyłożone za unijne pieniądze futurystycznymi wykładzinami. Odpada boisko boczne Jezioraka ze sztuczną murawą, nie znajdziemy, mimo żmudnego główkowania, jakiegoś kwadratu asfaltu, który by można było zalać. No to przebolejmy, tym bardziej, że lodowiska nigdy w Iławie nie cieszyły się przesadnym powodzeniem, nawet jak karnie funkcjonowały, że wspomnę to w „budowlance” z dwie zimy w tył. Nie mamy tradycji łyżwiarskich, a może po latach obumarły one z braku prawdziwych zim?
Jak rok w rok byliśmy długie miesiące skuci lodem, w hokeja się nawet grało na Małym Jezioraku, za bramki robiły buty i szły czasami trzy-cztery mecze blisko siebie. Sam kiedyś posiadałem dwie pary łyżew (dostane oczywiście na gwiazdkę), ale że jeździłem trochę koślawo – zaprzestałem więc sportu za dzieciaka. Szkoły były zaopatrzone w łyżwy.
Profesor Gierszewski w liceum, w latach 70. i 80. wpychał łyżwami chłopaków i WF polegał na okrążeniu wyspy. Panczenami, które gnały jak motory! Holandia przeszyta jest kanałami. Jak te zamarzają, wszyscy Holendrzy wbijają się w panczeny i zwiedzają kraj, stąd na zimowych olimpiadach koszą wszystkie złote medale w łyżwiarstwie szybkim!
Gdyby Jeziorak zamarzał co styczeń do marca – można by wyhodować lokalnych Holendrów. Ot, łyżwami do Makowa czy Sarnówka, a może Siemian (w tempie panczen to błysk), ale jak usycha drzewo – usychają i liście. Nie będzie chyba łyżwiarstwa, lodowisk, chętnych – nie ma nic do opłakiwania, bo nikt nie umarł.
Na nieodległe już termina majowo-czerwcowe jest za to świetna nowina! Ujrzymy „dziką” plażę bez odwiecznych prętów płocich, bez obskurnych schodków, starego betonu – wszystko to poszło na wysypisko śmieci. Do końca grudnia trwały tam prace modernizacyjne, wykopy, pracowały dźwigi i ruszy to niebawem, by na wiosnę rozkwitnąć jako godny sąsiad tego, co wokół, czyli wszelkiego zadbanego, nowoczesnego i wymuskanego.
To element mojej strategii zarysowanej kiedyś: zostało kilka „wstydów” (np. fosa, skwerek Żeromskiego), na które każdy turysta się natknie, nie jest majątkiem ich zlikwidowanie, bo kilka to nie kilka tysięcy – koniec prostego wywodu.
Plażę zmażemy gumką, to cenna cegiełka, aleja na Skarbek będzie już bez słabych punktów. Sąd architektonicznie zrobi świetną robotę, centrum przyozdobi nowa hala przy Gimnazjum nr 1 – 71. rok Polski nad Jeziorakiem widzę szczęsnym!
Ostatnio przejeżdżałem przez Zduńską Wolę – jesteśmy 200 lat z przodu!
LESZEK OLSZEWSKI