90 lat temu furorę zrobił niemy film zatytułowany „Szejk” z Rudolfem Valentino. Sale pękały w szwach, babki mdlały podczas projekcji, grantem zaś dodatkowym jego niesamowitej popularności stało się to, że ówczesna prasa po obu stronach Atlantyku po raz pierwszy tak zgodnie zwróciła oczy milionów swych czytelników na odległe, pachnące wciąż nieznanym kraje Arabii, przedstawiając je jako egzystujące gdzieś na Bliskim Wschodzie tajemnicze krainy bogactwa, przepychu i wszelkiej obfitości.
Leszek Olszewski
W 1961 roku (ponownie rok zakończony jedynką!) Beatlesi nagrali swoją wersję piosenki „The Sheik of Araby”, która notabene została napisana w 1921 r. na kanwie szaleństwa filmem z Valentino. Jej wydźwięk był taki, że jak śpiewający pozna w Arabii szejka, to poprosi go, by jego ukochanej zbudował on dom, bo szejka na takie ekstrawagancje wszak stać! No i doszliśmy do maja 2011, Valentino w grobie, Beatlesi przemknęli jak meteor, a Arabowie mają się ciągle niezgorzej. Zwłaszcza szejkowie, a tych najwięcej dziś w najbogatszym obok Kataru państwie regionu – Zjednocznonych Emiratach Arabskich. Szejkowie się przez te wszystkie lata nie zmienili w jednym, wciąż dysponują wagonami petrodolarów, tyle, że teraz przestali nimi szastać. Czasy kupowania sobie rzędów złotych limuzyn i luksusowych Boeingów – choć trudno w to uwierzyć – minęły bezpowrotnie.
Grunt im się bowiem pod nogami pali, a problem i to megaproblem mają z tym, że za około 10 lat wyczerpią się tamtejsze złoża ropy naftowej i jeśli teraz milionerzy ci nie zapewnią sobie zysków z szeregu inwestycji, na które się zdecydują, zostaną kiedyś bez świeżej gotówki, czyli ich wnuki pojadą na emigrację czyścić buty w Paryżu czy Tokio. Chłopaki więc kilka lat temu zaczęli gremialnie kombinować co dalej? Na początku wpadli w panikę, szybko jednak znaleźli azymut i trzeźwe wyjście z sytuacji – u siebie stawiają hotele za hotelami, centra sportowe i handlowe – chcą być Szanghajem i Hong Kongiem XXI wieku. Na świecie zaś działają dwutorowo: kupują wielkie kluby sportowe i wyrażają olbrzymią chęć inwestowania w turystykę. Tu jak w coś wejdą powalają konkurencję na łopatki, muszą tylko mieć pewność, że wydanie kolejnego wagonu dolarów okaże się dochodowe.
By nie szukać po omacku, w maju każdego roku u siebie, w Dubaju organizują wielkie targi proinwestycyjne, na które pcha się kto może od Ameryki po Rosję, można tam bowiem zrobić interes życia. Tegoroczne targi trwają od wczoraj do jutra i – nie uwierzycie – gości na nich burmistrz Iławy, który poleciał do Emiratów zainteresować szejków wyspą Wielką Żuławą, która ma olbrzymi, niewykorzystany od dekad potencjał by zarabiać na siebie krocie, tyle, że najpierw trzeba zapewnić jej pięciogwiazdkowy turystycznie standard. Takiego inwestora w Polsce trudno znaleźć, suma bowiem „wejścia” zahacza o kilkanaście co najmniej milionów dolarów.
Dla jakiegoś arabskiego konsorcjum to grosze, byle ex post lokata okazała się rentowna! Prawda jest taka, że Polska jest słabym ekonomicznie krajem, Iława zaś jako miasto gdyby nie Unia Europejska nie podołałaby nawet budowie tych dwu wycinków obwodnicy, które tak błyskawicznie oddano już do użytku. Nie należy więc generalnie odmawiać pomocy komuś, ją oferującemu, również komercyjnie – Niemiec, Francuz to czy Arab. Normalne przy tym jest, że ktoś taki chce sam również na przedsięwzięciu zarobić, nie ma więc sensu oburzać się, np. że „Arab wykupuje polską ziemię”, bo jeżeli już to wykupił parcel pod inwestycję, bo jak inaczej z nią ruszyć? Nie na swoim budować? Najwięcej „polskiej ziemi” póki co ma Watykan i ludzie na tym nijak nie korzystają!
Gdyby na wyspę kursowała kolejka linowa, promy i stanął tam przeszklony hotel choćby z polem golfowym, może to być dziełem i finansisty z Honolulu i będzie to człowiek, któremu trzeba będzie postawić pomnik, bo wskrzesi trupa, a to zawsze godne odnotowania. Ja ubiegłego lata bodaj byłem świadkiem rozmowy dwóch starszych panów na temat właśnie wyspy, a jej leit motivem była kwestia jak by dziś się ona prezentowała „za Niemca”, tzn. gdyby Iława – jak to miało miejsce bez przerwy do 1945 r. leżała w Niemczech. Otóż według zgodnej opinii panów: primo – na pewno nie byłaby bez koncepcyjnie wieloletnio zostawiona samej sobie na powolne zapadanie się w ruinę, chaszcze i zarośla. Secundo – skoro już 80 lat temu zbudowano tam restaurację, aleje spacerowe i parki, to teraz przyklejono by ją do miasta po trzykroć.
Tertio – stałaby się dzięki temu pocztówkowym znakiem firmowym grodu i zarabiałaby dla miasta fortunę – tak konkludowano. Widać nawet rdzenni, sympatyczni Polacy w prywatnej pogawędce wyżej cenią gospodarność, uporządkowanie i zmysł organizacyjny naszych zachodnich sąsiadów od swojskiego, po tysiąckroć w skali życia zaobserwowanego rodzimego bezwładu, tumiwisizmu, niechlujstwa. Mnie ciekawi w kontekście logistycznym na ile frapująca będzie prezentacja burmistrza, jak zareklamuje on Arabom wyspę w iławskim pawilonie targowym? Folder jakiś pokaże, sprezentuje profesjonalnie powiększone zdjęcia w eleganckich antyramach, czym słowem zdecyduje się przykuć ich uwagę, bo hostessy zdaje się żadnej ze sobą nie wziął?
To najlepszy stety bądź nie lep przy podobnych okazjach. Samotny chłop na stoisku może nie zainteresować nawet ofertą darmowego przekazania obrazu Picassa w ręce pierwszego chętnego. Stefan Trykacz jak swą książkę „Ziemia Iławska, mała Ojczyzna” sprzedawał na którymś jubileuszu LO najpierw zadbał o to, by ładna dziewczyna ją upłynniała. Efekt – nawet księża ustawiali się w kolejce. Dbanie o każdy niuans w takich sprawach to niezwykle ważna kwestia. W Niemczech nota bene czytałem każdy piłkarz ma indywidualną dietę ustawioną pod siebie – nic nie zostawia się dziełu przypadku, nawet niektóre owoce znajdują się na czarnej liście...
Co wyniknie zaś tutaj z tej „wyprawy dubajskiej” nie pora dziś ferować. Jednakże skoro wypadki dzieją się może w tej chwili, łączcie się z emisariuszem na wygnaniu dobrą energią! Oby coś wskórał, a szejkowie w małym rewanżu za danie im możliwości uwiedzenia się Wielką Żuławą nie sprosili nam go do prywatnego haremu! A pamiętajcie, że odmowa w takiej sytuacji, to dla Araba potwarz gorsza niż splunięcie w twarz! Boję się, że wróci tu inny człowiek niż pojechał, może z inwestycją na tacy ale myślami gdzie indziej – dajcie na mszę, innej drogi wyjścia na prostą może nie być!
LESZEK OLSZEWSKI