Możecie mi wierzyć lub nie, ale przez ten szmat czasu, jaki piszę na łamach Kuriera, zaczepiło mnie na mieście w związku z ukazującymi się tekstami kilkaset obcych osób (znajomych pomijam). I te kilkaset osób bez wyjątku w 100% gratulowało mi pióra, trafności sądów, pisania bez ogródek… Ktoś stwierdził, że łapie wszelkie odnośniki historyczne i filozoficzne oraz teksty pobudzają go intelektualnie – różnie. Ostatnia pochwała od obcej osoby jednak mnie zaskoczyła! Inteligentnie prezentujący się pan uścisnął mi dłoń, tradycyjnie pogratulował talentów, stwierdził jednak na końcu: „Bardzo mnie i żonę cieszy, że w końcu zaczął pan pisać odważniej o polityce. Potrzebujemy tego, prosimy o kolejne obrazy z pańskiej głowy. Tak rozjaśnia pan tę gmatwaninę...”.
„To ja kiedyś nie byłem odważny?” – myślałem z piętnaście minut… Nie, tego nie mogę sobie zarzucić! Rzecz – wyjaśniłem sobie – ukryta jest w zgoła innej beczce. Nie zajmowałem się dotąd przez dekady krajową polityką, a teraz raz czy drugi, poirytowany trupią dusznością tego kraju, swoistą od jesieni „kretyniadą”, napisałem, jak mnie to „parysko”, podle nastraja, a poirytowani ludzie połknęli to niczym powiew orzeźwiającego wiatru!
Tak, poczciwa normalność to stan zdrowia dla ducha. Nie doceniamy go, gdy ta normalność jest, lecz gdy zaszwankuje – chodzimy struci i źli. I szukamy m.in. w prasie pociechy, że ktoś twardo napisze, że białe jest białe, a żołnierz wyklęty to partyjne bicie piany, zamiast debaty o wprowadzeniu euro czy zmianie programów nauczania na w jakikolwiek sposób efektywne.
Mam nosa do karierowiczów, szui, porządnych ludzi, państwowców, manipulatorów, pozerów, istot wybitnego formatu – nigdy się na nim nie przejechałem. Za dowód niech posłuży fakt, że w wieku 3 lat usłyszałem Beatlesów i do dziś uważam ich kompozycje za genialne, a także strzał, jaki odebrałem, widząc kiedyś po raz pierwszy plakat z twarzą burmistrza Adama Żylińskiego – nieznanego mi człowieka. Od razu dostałem informację w podświadomość, że to wygrany los na loterii, ktoś więcej niż klejnot dla iławskiej „małej ojczyzny” i potem po wielokroć doświadczałem zaledwie potwierdzenia dla swojej – nie chwaląc się – nieomylnej intuicji. To nawet pewne ułatwienie, bo po latach i dokonaniu tysiąca wyborów, także politycznych, pod każdym z nich podpisałbym się bez zastrzeżeń, bez wahania.
Prawda jest taka, że dla trzeźwo myślącego człowieka, jeżeli zapewni się ludziom świetne pensje, dobrobyt, sprawnie funkcjonującą pomoc socjalną, system opieki zdrowotnej, edukację na poziomie brytyjskim, niemiecki porządek w urzędach – rządzić tu może nawet czarnoskóry wnuk Stalina. Który – zakręćmy do końca – wyznaje prywatnie wiarę w wyższość Jowisza nad krokodylem. Pies tańcował, skąd przyszedł i jakim gusłom się oddaje – jak posiadł siłę sprawczą, by dokonać kroków milowych – niech rządzi! Zideologizowanie polityki, dziedziny stricte menadżerskiej, to zawsze kataklizm. Obama nie zarzuca Trumpowi, że jest Amerykaninem gorszego sortu. Takie wieśniactwo tylko na wschodzie Europy, z Ukrainą włącznie, atrybut krajów zacofanych. Szczytem obnażenia swego absolutnego prymitywizmu jest zaglądanie komuś w genealogię czy życiorys.
Niejaki Chrystus, ratując prostytutkę przed ukamienowaniem, rzekł słynne: „Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień” i nikt nie rzucił, opamiętano się. Wiadomo, słuchajcie, jesteśmy tylko ludźmi, robimy głupoty, rozwodzimy się, awanturujemy po pijaku, ale potem wychodzi, że awanturującym się był Mozart i nikt nie odejmuje mu geniuszu.
I jeżeli Mozart z Bachem pójdą na demonstrację, żądając od nieudolnego rządu, by się opamiętał, to zwykle znajdzie się z drugiej strony gnida, która zacznie wyć: patrzcie, idzie Mozart, a on bił się z policją! A Bach nie płaci alimentów, a ojciec Matejki był agentem za poprzedniego systemu! A Norwid miał romans, a Piłsudski załatwiał się pod drzewem – i takie żałosne skomlenie dla odciągnięcia uwagi od własnych tarapatów. Słowem od demonstracji ludzi w szczytnym celu!
Moim ojcem mógłby być Eichmann i co ja mam wspólnego, że okazał się łajdakiem historii? Nic. Albo z tym, że ojciec odsiadywał dożywocie czy pradziad zamachnął się na cara? Jeżeli ktoś wyciąga aktorowi Wawrzeckiemu, że jego tata dostał karę śmierci za malwersację mięsem w Warszawie w latach 60., to jest idiotą – niczym więcej. Jak dyskutujesz z Wawrzeckim o demokracji, dyskutuj o demokracji, a nie wyrzucaj mu, że ojca powieszono za mięso – miejcie oko na szuje!
Szuje mącą, chachmęcą, sieją niepokój, napuszczają na siebie ludzi! Bo są ci lepsi, prawidłowi, a wrogowie – trzeci gatunek – dzieci resortowe bądź też beneficjenci poprzedniego, zgniłego systemu. Nie znajdziecie tego rodzaju szamba w sporach klasy politycznej Francji czy Belgii. Możemy posprzeczać się o Syryjczyków czy dotacje dla rodzin najuboższych, ale posłance Alessandrze Mussolini nikt nie wytknie, że jej dziadkiem był duce, bo kraj by krzyknął: „Idiota!”.
Za komuny mi kiedyś ojciec wyskoczył: „Socjalizm nie jest taki zły, bo po wojnie zbudowano domy, szkoły, przedszkola”, co skomentowałem, zamykając mu usta: „To znaczy, że na Zachodzie niczego takiego nie pobudowano?”. On mi wtedy nie wypomniał, że jestem młody, ja mu, że babka mi mówiła, że się raz spił w liceum w Prabutach na amen – dyskurs dobiegł kresu, cywilizowanie, bo czyjaś racja zwyciężyła.
Tak w skrócie proceduje amerykański Kongres i toczy się polemika w studiu brytyjskiego Sky News – spokojnie, bez cienia agresji. Siła racji kontra siła racji, a naród się nie budzi co ranek prawie w oparach wojny domowej. Elektorat dojrzeje kiedyś do eliminacji trucicieli z życia ulicy Wiejskiej, bo jeden taki wystarczy, by w populacji porządnie a bezsensownie zagrzała się krew.
A nie jest to zdrowy stan, bo jak się pomyśli, że gdzieś Capri, Lazurowe Wybrzeże, Rzym, Szwajcaria, Alpy, a tu polska bieda, opluwactwo, prawie Majdan za pasem, to ja np. przyznaję rację Hitlerowi, który dziwiąc się, że Litwa oddała mu Kłajpedę, a Polska upiera się przy Gdańsku, rzekł raz do doktora Morella tak:
„Polacy są o wiele mniej racjonalni od Czechów. Są słabi militarnie, a kipią euforią. Jak dojdzie do wojny, przegrają pierwsze 3-4 bitwy z nami, rozpierzchną się, a potem zaczną skakać sobie do gardeł i oskarżać się, kto ponosi odpowiedzialność za tę klęskę”.
Prorok mentalności, bo skakać sobie do gardeł to ta nacja umie. Wściekle, jak żadna.
LESZEK OLSZEWSKI