Tym razem pragnę zainteresować państwa dbałością Józefa Piłsudskiego o zdrowie i sprawność fizyczną polskiej młodzieży z czasów narodzin II RP. Liczę, iż felietonik przypadnie wam do gustu, bowiem osoba tak zacna dla Polski nie tylko o granice jej dbała, lecz także zdrowie obywateli miała w pamięci.
Jako obyty polityk widział starania o rozwój fizyczny innych nacji, miedzy innymi Brytyjczyków, budujących place z oprzyrządowaniem do gimnastykowania i boiska sportowe. Ludność polska szczególnie z małych wsi była anemicznej postury, nie nadająca się do obrony państwa. Wychowanie fizyczne jako pierwszy filar KF stanowiło ważny element przygotowania do służby wojskowej i walki zbrojnej o niepodległość Polski. Właśnie Józef Piłsudski wprowadził nazwę kultura fizyczna młodzieży, termin, który używał w następnych latach.
Fizyczne wychowanie dzieci i młodzieży, zaliczając do całości prac wychowawczo-organizacyjnych, ujmował jako troskę o zdrowie fizyczne i moralne.
Cytuję jego myśli:
„Bez wychowania fizycznego nie może być mowy o pełnej i celowej pracy wychowawczej – o wychowaniu silnych i zwartych charakterów”.
Na odprawie w sprawie wychowania fizycznego w 1926 r. mówił tak:
„Gdy przeglądam oddziały wojska, patrzę z pewną obawą na naszych żołnierzy, na ich wzrost, malejący w miarę jak się przechodzi wzdłuż frontu oddziału i zadaję sobie pytanie, czy podołają oni trudom życia wojennego”.
Zastanawiał się i dawał pod rozwagę, jakie wysiłki państwo musi podjąć, aby podnieść kulturę fizyczną, podnieść sprawność bojową i komu to zadanie poruczyć. Myślał nad programami z wychowania fizycznego odrębnymi dla szkół i wojska; nawet nad miernikami, czyli normami, minimum, jakże obecnie odstawionymi do kąta przy ocenie motoryczności. Tu cytuję:
„Muszę przeto zaznaczyć, że myśląc o tym nowym przedmiocie, jakim jest wychowanie fizyczne, które już daje tak piękne rezultaty, boję się, ażeby w swym dalszym rozwoju nie stało się czymś dodatkowym, podczas gdy w istocie winno ono być podciąganiem i nauczycieli, i dzieci do pewnych rzeczy koniecznych”.
Marszałek pamiętał o konieczności stosowania zasady indywidualizacji przedmiotu, o fazach rozwoju psychofizycznego, o formach zajęć i ćwiczeń dla chłopców i dla dziewcząt innych. Przypisywał duże znaczenie wychowaniu fizycznemu młodzieży akademickiej, które dostrzegał jako ważniejsze niż dla gimnazjów. Dlatego że:
„Mnie chodzi o to, żeby przedłużyć wyniki osiągnięte w szkole średniej, ażeby one miały wyższy poziom”.
Obok wychowania fizycznego widział konieczność w szkołach przysposobienia wojskowego jako wstępnego szkolenia z bronią, musztry czy podstaw medycznych. Poza w-f stawiał na sport jako wartość propagandową, nie stronił od kibicowania, doceniał sukcesy sportowe i odegrał znaczącą rolę w jego rozwoju, choć mówił: „ja wolę sportowanie niż sport”. Już wówczas krytycznie wypowiadał się o rekordomanii. Jakże zdrowa postawa Marszałka w sprzeczności do czasów obecnych, kiedy w sekcjach sportowych trenerzy pędzą dzieci do wyników i liczą punkty, czego zresztą związki sportowe wymagają.
Szczególną uwagę przywiązywał Piłsudski do sprawy kształcenia nauczycieli i instruktorów wychowania fizycznego i sportu, dostrzegając, iż stanowią oni fundament w rozwoju kultury fizycznej w Polsce. Podkreślał zawsze, że wychowanie fizyczne musi być również pod opieką nauki i lekarzy. Żenujący w ostatnim 30-leciu dostęp lekarzy i stomatologów do dzieci i młodzieży szkolnej przyniósł ponure żniwo. W programach wyborczych w Iławie słyszę o nawrocie do wzmożonej opieki medycznej w szkole. Swego czasu pamiętam testy przesiewowe u dzieci i młodzieży w wieku szkolnym, według siatek centylowych profesor Barbary Wojnarowskiej.
Myśl stworzenia specjalnej uczelni wychowania fizycznego w Warszawie, by kształciła specjalistów dla potrzeb wychowania fizycznego, nurtowała Marszałka od dawna. Dokąd nie powstała wyodrębniona uczelnia, powołano katedrę wychowania fizycznego przy Uniwersytecie Warszawskim, która zajęła się kształceniem nauczycieli wychowania fizycznego w połączeniu z uniwersyteckim kształceniem. Podobne ośrodki kształcenia instruktorów nauczycieli były przy Uniwersytecie Poznańskim i Jagiellońskim w Krakowie. Sam Marszalek otoczony był ludźmi nauki z zakresu medycyny. Za jego pomysłami stała tajemnicza, młoda lekarka. Eugenia Lewicka w słynnym kurorcie litewskim, Druskiennikach, była inicjatorką balneologii, tj. leczenia chorób i w fizjoterapii z wykorzystaniem czynników przyrodniczych – słońca, powietrza i wody.
Okolice Druskiennik były dla Naczelnika ulubionym miejscem na krótkie odpoczynki. Nagle zachorował, lecz niestety nie miał z sobą lekarza. Ktoś z otoczenia oznajmił, że w ośrodku leczniczym jest lekarka. W ten sposób bieg zdarzeń spowodował, że poznała tam Marszałka Józefa Piłsudskiego, któremu leżało na sercu podniesienie ogólnej zdrowotności wyniszczonego niewolą narodu polskiego. Prawdopodobnie tam podczas spacerów wiedzą i niewykluczone, że urodą natchnęła Naczelnika do studium nad narodowym programem systemu usprawnienia fizycznego, opartym na zaprawach terenowych i grach sportowych jako podstawowym czynniku zdrowotnym. Z jego inicjatywy i rozkazu podjęto budowę uczelni – warszawskiego AWF – zadaniem której było kształcenie kadry nauczycielskiej dla szkół i wojska. Patriotyczny romans dwojga legł w gruzach i okazał się dla młodej lekarki niełaskawy, która przeżywszy 36 lat, zmarła w nieznanych okolicznościach. Prawdopodobnie otruta przez wrogów Piłsudskiego.
Budowa dzisiejszego AWF im. Marszałka Józefa Piłsudskiego przebiegła w czasie nadzwyczaj krótkim. W listopadzie 1927 r. na naradzie Marszałek zakomunikował, że w budżecie państwa jest nadwyżka i można by coś uszczknąć dla wychowania fizycznego. Wówczas jeden z pułkowników uradowany ledwo co zająknął się słowem „instytut”, usłyszał od Piłsudskiego:
„Właśnie... Niech pan zacznie nad tym pracować”.
W początku 1928 r. po I debacie budżetowej w sejmie Marszałek Piłsudski wzywa swego płk, pytając:
„Co by pan zrobił, gdybym panu dał kilka milionów na potrzeby wychowania fizycznego”.
Oczywiście, że obróciłbym pieniądze na budowę uczelni wychowania fizycznego.
„Takiej odpowiedzi oczekiwałem od pana. Niech pan przygotuje projekt budowy Instytutu Wychowania Fizycznego. Za kilka dni wezwę pana i podam mu kwotę, którą rząd na to przeznaczy” – odpowiedział Marszałek.
A była nią suma 5 milionów zł. W kilka dni następuje wybór terenów, by 2 grudnia 1928 roku wmurować akt erekcyjny oraz tablicę upamiętniającą 10-lecie Polski niepodległej i rozpocząć budowę. Tempo takie, że 5 listopada 1929 r. – w niewykończonych jeszcze murach – rozpoczęto zajęcia dydaktyczne na I roku studiów.
Niech skończę puentą następującą. Marzenie. Okoliczności podobne do tych, jak 100 lat temu za czasów Marszałka z budową AWF. Oto młody, z szalą pomysłów, burmistrz do koleżanki od kultury rzekł: została sumka w budżecie plus minus 30 milionów. Na co przeznaczymy, bo obiecałem, że wspierał będę sport. Może królową i najbardziej lubianą w Iławie dyscyplinę, nożną? O czym koleżanka kulturalna myśli – pewno o tym, co ja? Jakże inaczej – pada odpowiedź. To budujmy nową płytę dla piłkarzy, bieżnię mondo na 8 torów i wystarczy nam na zadaszenie i na nowoczesne krzesełka. Chłopaki z PiS powiadają, że u ministra sportu czekają miliony na remont stadionu w Iławie. Może dogadamy się z nimi, wyglądają na radnych do rzeczy – co? Wtedy w Iławie będą mecze państwowe jak za II ligi bywało i mityngi międzynarodowe dla lekkoatletów...
Osiem torów! – aż tyle potrzeba? A może to tylko mój sen i marzenie ściętej głowy?
FELIKS ROCHOWICZ